Rozdział 4 (Marion)

446 26 18
                                    

Dzień upadku Domino

Marion

– Królowo, będziesz wspaniale wyglądać. – Uśmiechnęła się do mnie krawcowa wprowadzając ostatnie poprawki w mojej sukni.

Królowo... Wciąż nie przywykłam do tego słowa, choć od mojej koronacji minął prawie rok.

Siedziałam przed toaletką, a moja główna dama dworu, a jednocześnie moja najlepsza przyjaciółka, Ayla, Wróżka Powietrza upinała mi włosy, bym wyglądała nieskazitelnie, na odbywającym się za kilka chwil balu. Gdy skończyła, ja zaczęłam iść w stronę sali balowej, a Ayla poszła się przygotować na przyjęcie, tak przynajmniej mi powiedziała.

Szłam na salę już od pięciu minut. Pałac był wielki, więc moje komnaty znajdowały się około piętnaście minut drogi od sali. Wtedy w jednym z mniej uczęszczanych korytarzy zobaczyłam ich. Oritel i Ayla, całowali się. Schowałam się za rogiem, by przyjrzeć się im i upewnić się, że to nie jest jakiś koszmarny sen. Wtedy usłyszałam ich rozmowę.

– Ori... Powinniśmy jej powiedzieć... jeśli będzie trzeba odejdę, a ty i ona zajmiecie się Beatrix, termin porodu się zbliża... błagam cię... to twoja córka... Może jeśli Mari nam wybaczy Bea będzie mogła dorastać razem z małą Bloom. – Mówiła dziewczyna, a w jej głosie wybrzmiewała błagalna nuta.

To mną wstrząsnęło. Mój mąż... mój ukochany mąż nie dość, że miał romans z moją najlepszą przyjaciółką, to w dodatku spodziewał się z nią dziecka... Nie byłam zła, byłam wściekła. Wzięłam kilka głębokich wdechów, nie bacząc na to, że mogą mnie usłyszeć. Na szczęście to pomogło mi nie stracić panowania nad mocą, a w szczególności nad Smoczym Płomieniem.

Przyspieszyłam kroku i w końcu dotarłam na salę balową.

Mój mąż i Ayla dotarli tam zaraz po mnie, oczywiście weszli osobno.

Przyjęcie rozpoczęło się, ale nie potrwało długo.

Nagle Królowa Luna wstała od stołu. Brązowe włosy opadały na jej ramiona, ubrana była w piękną złotą suknię wysadzaną prawdziwymi diamentami, na twarzy miała nieskazitelny makijaż, jednak jedna rzecz psuła jej perfekcyjny wygląd. Jej piękne niebieskie oczy błyszczały od gniewu i nienawiści. Wtedy zaczęła krzyczeć:

– Dość długo Domino było zagrożeniem dla Solarii! Dziś sprowadzę na was to, co wam się należy!

– Królowo Luno... Nikt z nas nie ma zamiaru łamać pokoju... – Odezwał się Oritel. Jego głos brzmiał spokojnie, choć byłam pewna, że był przerażony słysząc słowa władczyni.

Do sali nagle zaczęły wchodzić Wiedźmy Krwi, wszystkie na twarzach miały wymalowaną rządzę mordu, a szkarłatne szaty już były splamione krwią, zapewne należącą do strażników strzegących wejść do pałacu.

– Mari! Uciekaj! Ratuj siebie i Bloom! – Krzyknął mój mąż dobywając miecza.

Zrzuciłam niewygodne szpilki ze stóp, by łatwiej było mi biec, a dół sukienki zerwałam, by nie potknąć się o niego i zaczęłam pędzić do komnat mojej córeczki. Urodziła się dosłownie wczoraj, ale ja już wiedziałam, że odziedziczyła po mnie Smoczy Płomień. Na szczęście leżała spokojnie w kołysce. Zabrałam ją i z pomocą Samary, umieściłam w bezpiecznym miejscu, poza czasem.
Bolało mnie to, już zdążyłam pokochać to maleństwo, ale musiałam to zrobić. Musiałam zrobić wszystko, by ją ochronić, choć Wróżki są nieśmiertelne, więc mogłaby spokojnie żyć gdziekolwiek, uznałam, że umieszczenie jej w zastoju sprawi, że Wiedźmy jej nie odnajdą.

Gdy wróciłam na Domino zobaczyłam jak Luna przebija serce mojego męża jego własnym mieczem. Wybuchnęłam płaczem i padłam na kolana, ale nic nie mogłam zrobić. Luna uśmiechnęła się szyderczo widząc moją rozpacz.

– Macie to, na co zasłużyliście. Domino ma to, na co zasłużyło. – Warknęła i odeszła zabierając ze sobą swoje sojuszniczki.

Próbowałam wydostać się z królestwa, by znaleźć pomoc, jednak nie byłam w stanie. Przejścia były zamknięte. Domyśliłam się, że była to sprawka Wiedźm Krwi, ale dlaczego to zrobiły? Dlaczego nie pozwoliły mi opuścić mojego własnego domu? Po zabójstwie większości moich poddanych oraz mojego męża, Domino nie było dla nich zagrożeniem.

Ale było zagrożeniem dla mnie. To była moja pierwsza myśl, gdy zobaczyłam jak ciała poległych zaczynają podnosić się z ziemi i wydawać z siebie nieludzkie dźwięki. Przełknęłam ślinę przerażona i załamana jednocześnie, nie chciałam z nimi walczyć.

Powinnam walczyć o ich bezpieczeństwo, a nie z nimi.

Moją kolejną myślą było - Nie nadajesz się na królową Marion... Luna to udowodniła.

***

Jak podoba się Wam kolejny rozdział? Ten chyba do tej pory przeszedł największe zmiany. Bardzo się cieszę, że udało mi się wrócić do pisania! Mam tyle pomysłów, że na pewno już niedługo pojawią się kolejne rozdziały!
Życzę miłego dnia i bardzo Wam dziękuję za cierpliwość, ponieważ nie zliczę ile razy miałam coś wstawić niedługo, a wstawiłam po kilku tygodniach. Strasznie mi głupio zawsze, jak to robię. Ale tak już niestety mam, choć oczywiście staram się z tym walczyć!

Odrodzenie | Fate: The Winx SagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz