Rozdział 17

3.1K 192 34
                                    

Raiden

Przełknąłem mocno ślinę, gdy Colette wyszła z łazienki w mojej koszulce i spodenkach, które jej dałem. Mój oddech przyspieszył, dlatego odwróciłem od niej wzrok, kiedy odkładała mundurek na łóżko. Nie sądziłem, że kobieta może wyglądać tak dobrze w za dużej koszulce i spodenkach, sięgających jej za kolana.

– Trochę za duże, ale jestem przyzwyczajona. Często kradłam ubrania Tristanowi, czy nawet Haydenowi, a oni też są podobnego wzrostu co ty.

– Masz z nimi dobry kontakt, co? – zapytałem, otwierając drzwi od pokoju, żebyśmy mogli wrócić do salonu. – Z kim masz lepszy?

– Nie potrafię wybrać. Kocham i jednego i drugiego. Tristan jest na pewno bardziej skryty. Hayden to otwarta książka. Zawsze dobrze się z nim bawię, choć potrafi być irytujący – odpowiedziała, schodząc za mną na dół. – Czekam tylko, aż skończę osiemnastkę i Hayden zabierze mnie ze sobą na jakąś imprezę i przedstawi mi kolegów. Nie mów mojemu tacie. Ciśnienie mu skacze, jak tylko o tym słyszy.

– Przecież jego koledzy są z dziesięć lat starsi od ciebie. – Zerknąłem na nią przez ramię, ale tylko wzruszyła ramionami.

– W czym problem? Bo ja żadnego nie widzę.

Skrzywiłem się nieznacznie i wskazałem na jej plecak, gdy zeszliśmy na dół.

– Zjedz, bo słyszę, że ci burczy w brzuchu. Ja ci mogę zrobić coś do jedzenia, jak chcesz.

– Nie, mam jedzenie. Ty też jeszcze nie zjadłeś wszystkiego.

– Bo graliśmy. Miałem zajęte ręce. Chcesz do tego jeszcze jedną herbatę? – zapytałem i poszedłem do kuchni, gdy kiwnęła głową.

– To nie problem?

– Ogromny, Hargrove. Nie wiem, jak ja to przeżyję. Chyba ręce mi odpadną, jak ci ją zaleję. Z czego jesteś najlepsza w szkole? Z jakiego przedmiotu? – zainteresowałem się, nie wiedząc też, o czym innym moglibyśmy porozmawiać.

– Z biologii i chemii. No i z matmy też jestem całkiem niezła.

– Musisz Liama uczyć – zaśmiałem się, włączając czajnik. – Ja już mam dość gadania w szkole o tych wszystkich egzaminach na koniec roku, studiach i w ogóle... Ile można? Wydaje mi się, jakbyśmy gadali o tym od wieków.

– Wiesz już, na jaki chcesz iść kierunek?

– Coś z finansami i inwestycjami. Mógłbym później zrobić podyplomówkę z zarządzania aktywami i ryzykiem.

– Ciekawie... W Holloway?

– Tak – odpowiedziałem, zerkając na nią, gdy usiadła na wysokim krześle obok wyspy kuchennej.

Często ludzie byli zdziwieni, gdy im o tym mówiłem. Większość myślała, że pójdę dalej w koszykówkę, bo przecież byłem w tym dobry i wielu zakładało, że czeka mnie wielka kariera sportowa. Ale wiedziałem, że nie chcę przez pół życia grać zawodowo. Sława mnie nie pociągała, a grając w koszykówkę na najwyższym poziomie, ryzykowałbym poważną kontuzją, która mogłaby zmusić mnie do układania życia od zera. Chciałem czegoś więcej, czegoś, co nie tylko sprawiłoby mi przyjemność, ale też pozwalało zarobić dobre pieniądze. Chciałem mieć kiedyś swoją rodzinę i chciałbym móc jej wszystko zapewnić, by niczego im nie zabrakło.

No i chciałem studiować w Holloway. Gdybym wyjechał z miasta, musiałbym przeznaczyć pieniądze na wynajem jakiegoś akademika, czy pokoju... Więc musiałbym odłożyć jeszcze więcej pieniędzy. No i lubiłem Holloway. Mieliśmy kilka świetnych uniwersytetów, na których mógłbym studiować.

Shootin' for love #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz