Rozdział 25

3.5K 175 36
                                    

Raiden

Oczywiście do czasu wyjazdu na mecz Tristana nie zrobiłem żadnego kroku, by zbliżyć się do Colette. Czułem też, że Liam zrobi wszystko, żebym nie siedział obok niej w aucie. W końcu wiedział, że mi się podoba, więc czułem, że jednak spróbuje nas trzymać choć trochę z daleka.

Ale mnie zaskoczył, bo usiadł tak, żebym wylądował obok jego siostry. Colette tego nie skomentowała. Bez słowa zajęła miejsce obok mnie i zapięła pas. Spojrzałem na nią ukradkiem, próbując odczytać wyraz jej twarzy, ale nie zdradzała żadnych emocji.

– Collie, chcesz się zamienić? – zapytała Vivi, ale Colette pokręciła głową. Vivi spojrzała na nią z lekkim zdziwieniem, ale zaraz odwróciła wzrok.

– Nie. Nie chce mi się już przesiadać.

Zastanawiałem się, czy to jedyny powód. Czy może po prostu chciała siedzieć obok mnie?

Zaczynałem wariować.

– Jak nastawienie przed meczem? – zapytałem, chcąc rozładować napięcie. Colette od razu obróciła głowę w moją stronę, a w jej oczach zobaczyłem błysk zainteresowania.

– Wygrają to. Na bank – odpowiedziała z przekonaniem, a w jej głosie dało się wyczuć pewność siebie.

– Nie bądź tego taka pewna – wtrącił Liam. – Mają dobrych przeciwników.

– Ty to zawsze jesteś pozytywnie nastawiony – mruknęła Vivi i spojrzałem na nią, akurat gdy wywracała oczami.

Nie zdziwiłem się, że Liam po jakichś pięciu minutach drogi zasnął. Zazdrościłem mu, że potrafi zasnąć dosłownie wszędzie i tak szybko. Ja nawet w nocy nie mogłem zasnąć.

Vivi siedziała w słuchawkach na uszach, nucąc sobie jakąś piosenkę, a ich rodzice rozmawiali o firmie.

Spojrzałem na Colette, która w ciszy wpatrywała się w okno.

– Cieszysz się, że jedziesz? – zapytałem, chcąc od czegoś zacząć tę rozmowę.

– Pewnie. Choć chyba bardziej cieszę się z tego, że później jadę z Tristanem do Golden Creek na weekend.

– Macie nie rozwalić domu – powiedział pan Hargrove, który musiał ją usłyszeć.

– Niczego nie obiecuję.

– Żadnej imprezy, żadnego alkoholu. Zero. Jeszcze przyślę do was dziadka, żeby was sprawdził. Z alkomatem.

– Tato... – Colette wypuściła ciężko powietrze, wywracając oczami. – Przesadzasz. Mówisz, jakbyś mnie nie znał. Albo Tristana, twojego najgrzeczniejszego dziecka.

– Ja myślę, że on już wcale nie jest taki grzeczny – zaśmiała się pani Hargrove. – Zwłaszcza od kiedy zaczął chodzić po klubach z Haydenem. Tylko oni wiedzą, co się dzieje na tych imprezach. Ja śpię lepiej, jak nie wiem, co oni wyprawiają, chociaż i tak się o nich martwię, jak wiem, że gdzieś wychodzą. Choć pewnie częściej wychodzą, ale my po prostu o tym nie wiemy.

– Ty się wszystkim martwisz, Aylin – stwierdził pan Clyde. – Nawet psem od sąsiadów, którzy są na końcu ulicy. Ostatnio nie mogłaś spać, bo o nim myślałaś.

– Bo on taki wychudzony jest, Clyde. Kości mu widać. Powinniśmy z nimi kiedyś porozmawiać. Może nie mają pieniędzy na jedzenie dla niego?

– Przecież oni śpią na pieniądzach. Po prostu mają go gdzieś.

– Ja go mogę przygarnąć – stwierdziła, a on od razu na nią spojrzał.

– Aylin, kochanie, nikt ci nie odda swojego psa.

Shootin' for love #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz