Rozdział 35

3.1K 214 28
                                    

Raiden

Po szkole od razu poszliśmy do Liamem do ich domu. Nie wiedzieliśmy nawet, jak ta cała sytuacja z Maxem się skończyła, bo pan Hargrove zabrał Collie do domu, a ona nie odpisywała na moje wiadomości. Miałem w głowie różne scenariusze.

Ich rodzice siedzieli w salonie, kiedy weszliśmy do środka. Rozejrzałem się po wnętrzu, ale nigdzie nie dostrzegłem Colette. Z każdą sekundą moja niepewność rosła. Vivi również nigdzie nie było.

Pani Hargrove, zauważywszy nas, od razu podniosła się z kanapy. Jej twarz rozjaśniła się na nasz widok, choć w jej oczach można było dostrzec cień zmartwienia.

– Collie śpi na górze – powiedziała cicho. – Praktycznie od razu po powrocie zasnęła. Zrobię wam herbatę. Głodni?

– Nie. Co z nią? Albo Maxem? – zapytał Liam i podeszliśmy bliżej jego taty.

– Jego ojciec powiedział, że znajdzie mu inną szkołę – prychnął pod nosem. – Tylko nie jestem pewny, że ten cały Max wyciągnął z tego jakąś lekcję, czy w innej szkole też nie zacznie terroryzować uczniów.

– Mogę do niej iść? – odezwałem się, a on od razu kiwnął głową.

– Na pewno się ucieszy, jak się obudzi.

Nie pukałem do jej drzwi, żeby jej nie obudzić. Na szczęście nie zamknęła ich od środka. Wszedłem do pokoju, w którym było dość ciemno, przez to, że miała zasłonięte rolety. Collie leżała na środku łóżka, zwinięta w kulkę. Od razu chwyciłem koc i ją przykryłem.

– Raiden? – wyszeptała cicho.

– To ja.

Położyłem się obok niej, gdy wyciągnęła rękę w moją stronę. Momentalnie wtuliła się w moje ciało.

– Tak bardzo się o ciebie dzisiaj martwiłem – szepnąłem, całując ją w głowę. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy...

– Nie wiem, co by było, gdyby nie tata.

– Jednak dobrze, że do niego zadzwonili. Śpij, Colette. Pewnie jesteś zmęczona.

– Zostaniesz ze mną? – zapytała cicho, podnosząc głowę, by na mnie spojrzeć.

– Zejdę tylko na dół po herbatę. Napijesz się i zostanę z tobą, dobrze?

Musnąłem jej usta moimi, gdy kiwnęła głową.

– Zaraz wrócę.

Gdy do niej wróciłem, oboje zasnęliśmy, wtuleni w siebie. Miałem nadzieję, że pan Hargrove nie będzie miał mi tego za złe. Ani Liam. Najważniejsze było to, że Max zniknął, a jej koszmar miał się wreszcie skończyć. Wciąż pamiętałem jednak o słowach, które powiedział. Moje pięści automatycznie się zaciskały, kiedy sobie o tym przypominałem.

Obudziłem się przed Colette. Nie wierciłem się jednak, żeby jej czasem nie obudzić. Obejmowałem ją ramieniem i nawet nie przejąłem się tym, że obśliniła mi przez sen koszulkę. Było to wręcz urocze.

Collie przebudziła się, kiedy w pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Wstałem, żeby je otworzyć i spojrzałem na jej mamę, która trzymała na tacy dwie miseczki z zupą.

– Zjedzcie coś, dzieciaki – powiedziała, wchodząc do środka, kiedy otworzyłem szerzej drzwi. – Chociaż trochę, Coco.

– Dobrze – odpowiedziała, przeciągając się na łóżku.

Podniosłem rolety, żeby do pokoju wleciało trochę więcej światła.

– Wszystko w porządku? – zapytał Liam, stając w progu pokoju.

Shootin' for love #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz