Rozdział 20

4K 218 42
                                    

Colette

Lacey: Wszystko w porządku?

Odczytałam jego wiadomość, jak wyszłam spod prysznica. Usiadłam na łóżku w moim pokoju i kręciłam chwilę telefonem w dłoni, zastanawiając się, co mu odpisać.

Ja: Tak, nie musisz się martwić

Zablokowałam telefon i zeszłam na dół. Hayden kręcił się po kuchni, przesypując przekąski na oglądanie już drugiej części filmu. Liczyłam na to, że trzecią też uda nam się tego wieczoru obejrzeć.

– Co tam, młoda? – Rzucił na mnie okiem, gdy wskoczyłam w piżamie na wyspę kuchenną. – Zaraz rozłożę kanapę i zniosę ci pościel, bo zmarzniesz. Twoja mama dzwoniła i pytała co i jak.

– A do mnie napisał Raiden.

– Uuu! Martwi się. Nie jestem jednak zdziwiony, że napisał. W końcu obwinia się o to wszystko. W jakimś stopniu była to w końcu jego wina. Każdy miałby pewnie wyrzuty sumienia. Nawet jeśli nie jesteś na niego zła. Na pewno ciągle o tym myśli.

– Wiem... Będę musiała z nim porozmawiać. Może jutro to zrobię. Powinniśmy to zrobić już tak bez większych emocji, bo dzisiaj ciągle chciało mi się płakać – powiedziałam, biorąc od niego miseczkę z nachosami. – Zrobisz popcorn?

– Już robię. Z solą?

– Oczywiście. Nie cierpię słodkiego popcornu. Ja muszę mieć taki faktycznie słony popcorn.

– Ja tam lubię karmelowy na przykład – wzruszył ramionami. – Bananowego jeszcze nie jadłem. Kiedyś jadłem truskawkowego, ale mi nie podszedł.

– Weź... Nie mów Vivi. Ona jest fanką wszystkiego, co słodkie. Bez przerwy tylko chodzi i marudzi, że zjadłaby watę cukrową. Ja nie będę nawet zdziwiona, jak rodzice kupią jej na święta, czy urodziny maszynę do robienia waty cukrowej.

– Przyjedziecie do Golden Creek w drugi dzień świąt?

– Wiesz co... W tym roku w ogóle chyba spędzimy całe święta w Golden Creek – powiedziałam, zajadając się nachosami. – Żeby nie jeździć w święta. A wiesz też, że tata kocha święta i im więcej nas jest, tym lepiej.

– I tak często spędzaliście święta tylko w szóstkę. Dopiero później do nas wpadaliście.

– No wiem, ale lubimy też takie święta.

Do: Lacey
Możemy jutro porozmawiać?

Lacey: Jasne, daj tylko znać gdzie i o której

Ja: Mogę przyjść do ciebie? Jakoś o jedenastej?

Lacey: Pewnie. Do zobaczenia

– Napisałam mu, że jutro do niego przyjdę. O jedenastej, bo ty mówiłeś, że na dziesiątą jedziesz do pracy.

– Musisz mi dać później znać, jak poszło – odparł, zanosząc jedzenie na stolik w salonie. – Jestem bardzo ciekawy.

– Nic ci nie powiem, Hayden. Wszystko chciałbyś wiedzieć. Kiedy ty się taki ciekawski zrobiłeś?

– Zawsze taki byłem. Jestem po prostu ciekawy, Coco. – Hayden wzruszył ramionami, odkładając talerze na stolik i siadając na kanapie.

– Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – mruknęłam, zeskakując z wyspy i idąc w jego stronę.

– I tak mam tam już zagwarantowane miejsce. Nawet zarezerwowane. Podpisane moim imieniem i nazwiskiem. Ale jak kiedyś się spikniecie, to chcę być pierwszą osobą, która się o tym dowie. Znaczy zaraz po was, nie? – zaśmiał się cicho.

Shootin' for love #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz