Rozdział 18

1.3K 136 55
                                    

Grudzień

Raiden

Liam faktycznie zaczął trzymać mnie z daleka od Colette. Nie tylko mnie, ale i Logana. Choć Logan był w siódmym niebie, kiedy dowiedział się, że poszedłem na wagary właśnie z nią i spędziliśmy razem czas u mnie w domu. Od tamtej krótkiej wymiany wiadomości nie zamieniłem z Colette ani słowa. Liam albo przychodził do mnie albo wyciągał mnie do Logana, czy Iana.

Każdego dnia widziałem ją jednak w szkole. Czasem nasz wzrok się spotykał, ale na naszych twarzach nie pojawiał się uśmiech. Jednak lekceważyłem już zagadujące mnie dziewczyny. Co chwilę wypatrywałem na korytarzu Colette. Nikt inny mnie nie interesował.

Skupiłem się w końcu całkowicie na nauce i koszykówce. W końcu czas płynął nieubłaganie, zbliżając nas do połowy roku szkolnego.

Mieliśmy drugi piątek miesiąca. Liama nie było w szkole, bo miał wtedy wyścigowy weekend. Byłem już po lekcjach, kierując się w stronę biblioteki. Szedłem po szkolnych schodach na piętro, gdy ktoś na mnie wpadł. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to Colette.

Płacząca Colette.

– Hej, hej – szepnąłem, trzymając dłonie na jej ramionach. – Co się stało? Nie płacz. Powiedz mi, co się dzieje?

– Nic, zostaw mnie, proszę – powiedziała, odwracając głowę, żeby ukryć łzy.

Nie zamierzałem jej jednak puścić. Nawet nie chciała spojrzeć mi w oczy. Przeleciałem wzrokiem po całej jej sylwetce, zastanawiając się, czy coś jej się stało, czy ktoś jej coś powiedział, ale wtedy to dostrzegłem...

Jej włosy wyglądały na kilka centymetrów krótsze, a końcówki były dość krzywe. Widziałem ją już tego dnia i wiedziałem, że sama sobie ich nie podcięła.

– Kto ci to zrobił? – zapytałem, zaciskając szczękę. Byłem wściekły, że ktoś mógłby jej coś takiego zrobić.

– Nikt, przestań.

– Colette, spójrz na mnie – szepnąłem, ignorując wszystkich dookoła.

Pierwszy raz zwróciłem się do niej po imieniu. Ona chyba też zwróciła na to uwagę, bo podniosła głowę i zobaczyłem zaskoczenie, malujące się na jej twarzy.

– Kto ci to zrobił? – powtórzyłem, odsuwając się od niej minimalnie. – Ktoś od ciebie z klasy?

Zobaczyłem na szczycie schodów Maxa, który chodził z nią do klasy. Widząc jego rozbawioną minę, od razu poczułem, że to on musiał być za to odpowiedzialny. Śmiał się bez skrupułów, jakby cała sytuacja była dla niego źródłem rozrywki.

– To on?

Colette ledwo zauważalnie skinęła głową, jej oczy nadal były pełne łez. To wystarczyło, żeby rozwścieczyć mnie jeszcze bardziej. Doprowadził ją do łez. I to pewnie nie pierwszy raz. Musiał robić to już wcześniej. I to pewnie przez niego ostatnim razem płakała i nie chciała wrócić do szkoły. Nie tylko doprowadził ją do łez, ale i ją dotknął...

Odsunąłem się od niej i przeskakując po dwa stopnie, wyszedłem na piętro i zanim Max zdążył się zorientować, przygniotłem go do ściany.

– Dobrze się bawisz? – wycedziłem przez zęby, wpatrując się w niego z gniewem. – Fajnie tak znęcać się nad słabszymi?

Spojrzałem na ten jego kpiący uśmiech i zacisnąłem dłonie nieco mocniej na jego koszulce. Jego pewność siebie była irytująca.

– Skoro ty możesz się z niej śmiać i z niej drwić, to my chyba też, prawda Lacey?

Shootin' for love #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz