pierwotna opowieść

38 4 0
                                    

Na Dzień Towarzystwa Historycznego Wendy Millrace jak praktycznie co roku przygotowywała jedzenie ze względu na ostatnie wydarzenia.. Uważała to za zbędne żeby obchodzić tę uroczystość. Obecnie była w swojej kuchni i się po niej krzątała. Przy wyspie kuchennej natomiast siedziała Rebekah. Dziewczyny plotkowały i cieszyły się czasem spędzonym razem.

- Więc dlaczego twoje przyjaciółki od siedmiu boleści nie są tutaj z tobą ? Przecież jesteście jak siostry czyż nie ?

- Nie oceniaj ich proszę Bekah. Każdy zajmuję się czymś innym. Ja mam swoje obowiązki, a one swoje.

- Dlaczego mimo iż chodzimy do tej samej szkoły to nie jesteśmy razem na lekcjach ? Z tobą byłoby to znośniejsze. No i mogłabyś być w drużynie cheerederek. 

- Nie nadaję się do tego to po pierwsze, po drugie nie lubię być w całkowitym centrum uwagi.  Jeśli chodzi o twoje pierwsze pytanie to, wybrałam przedmioty, które pozwolą mi na dobre studia. Myślę, przyszłościowo. W Nowym Orleanie jest uniwersytet, w którym uczył się dziadek więc ja też tam pójdę.

- Ach... to miasto było cudowne. Chociaż im dłużej tam byliśmy tym było gorsze. - wspominała blondynka.

- Wiem. Elijah mi opowiadał. Co prawda niewiele. Jedynie, że był to jeden z najlepszych okresów jego życia. Albo coś takiego. - uśmiechnęła się jednak po chwili jej kąciki ust opadły.

- Co jest ? - blondynka się odwróciła, a tam stał jakiś mężczyzna.

- Fell ? Jak ty... ? - białowłosa nie wiedziała co się dzieje jednak mężczyzna zniknął. - Powiedz, że nie tylko ja go widziałam.

- Czemu pytasz ? - pierwotna wstała i rozglądała się po pomieszczeniu.

- Bo on nie żyje. - nastąpiła chwila ciszy, a później cichy jęk białowłosej. Rebekah szybko się odwróciła i zobaczyła tego samego mężczyznę, który wbił nóż w serce jej przyjaciółki.

- Wendy ! - kiedy zjawiła się tam z wampirzą szybkością tamten zniknął. - Wendy. - panikowała.

- Spo...spokojnie. - wyciągnęła nóż i opadła na ziemię. - Nic...nie.. rób... wrócę.. - nawet gdyby podała jej krew umarłaby i zmieniła w wampira. Millrace nigdy nie powiedziała ani Klausowi ani Rebekah ani nawet Elijah, że jeśli ktoś da jej krwi wampira to umrze. Telefon martwej dziewczyny zadzwonił na wyświetlaczu był Damon.

- Wendy nie żyje. Jakiś facet ją zabił. - powiedziała zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.

- Pojawiał się i znikał ? - dopytał.

- Tak. Co mam robić ?

- Nic. Wróci. Zawsze wraca. Po prostu z nią bądź. Zajmiemy się tym. Kto ją zaatakował ?

- Nie wiem mówiła, że jakiś Fell czy coś w tym stylu. - powiedziała szybko przypominając sobie jak białowłosa wymamrotała jego nazwisko.

- Cholera on też ? Nieważne. Zniknął już ?

- Tak. Jesteś pewny że nic jej nie będzie bo jeśli nie to zabiję cię bez wahania.

- Uspokój się blondi, Wends to silna babka więc przestań panikować. Muszę kończyć. Pamiętaj po prostu z nią zostań.

- Czekaj. Czemu to się w ogóle stało Wendy mówiła, że on nie żyje.

- Brama z czyśca dla nadprzyrodzonych jest otwarta czy coś takiego. Teraz gnojki się mszczą. Jeszcze coś ? Nie, to super papatki. - powiedział bardzo przesłodzonym głosem i rozłączył się. Był już wieczór, a białowłosa nadal leżała na ziemi. W tym czasie ktoś zdążył przyjechać po jedzenie. Raebekah po prostu im je przekazała i wróciła do przyjaciółki. Usłyszała głośny wdech.

tylko tyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz