Rozdział 46

26 1 0
                                    

Minęło już kilka dni jak mieszkałam w Londynie i Jacques nie kłamał jeśli chodziło o to, że praktycznie nie korzystał on z tego mieszkania. Z wystroju przypominało ono bardziej hotelowy apartament niżeli miejsce, które mógłby nazwać domem. Było ono przytulne, ale odcienie beżu i jasne drewno przywodziły na myśl poczekalnię u psychoterapeuty.

Jacques był tutaj tylko raz - kiedy przyjechałam. Odebrał mnie z dworca King's Cross, po czym aportowaliśmy się do jednej z, co mnie zaskoczyło, mugolskich dzielnic. Była to spokojna okolica, taka gdzie wszyscy sąsiedzi się znają i pieką sobie nawzajem zapiekanki z każdej możliwej okazji. Początkowo byłam zaskoczona tym wyborem, ale Jacques wyjaśnił mi że na mieszkanie zostały rzucony zaklęcia ochronne, w tym zwodzące, przez co dla mugoli to miejsce wyglądało jak opuszczone po pożarze mieszkanie. Dodatkowo każdy w sąsiedztwie mówił, że właściciele mieszkali poza Londynem i że w ich imieniu prawnicy walczą z firmą ubezpieczeniową o pieniądze z odszkodowania. Nie mogłam zarzucić mu braku ostrożności.

W mieszkaniu znajdowała się jedna sypialnia, łazienka i salon z aneksem kuchennym. W porównaniu do mojej rodzinnej posiadłości było to niewiele, ale dla mnie samej (i kota) było to nawet więcej niż wystarczająco. Byłam niesamowicie wdzięczna mu za to, co dla mnie zrobił. Momentami aż zapomniałam, że pracuje on dla Czarnego Pana. Wigilijny wieczór miał mi o tym przypomnieć.

Nie zamierzałam się jakoś stroić na Bal Bożonarodzeniowy, ale wyrazem braku szacunku byłoby również pójście tam w takim stanie w jakim się obudziłam. Wykorzystując całe opakowanie Ulizannej udało mi się ułożyć moje krótkie i (mimo najszczerszych chęci Pansy) krzywo przycięte włosy. Spojrzałam na długą, ciężką, satynową suknię z czarnym płaszczem do kompletu, która czekała na mnie rozłożona na łóżku. Całe szczęście, że zabrałam ją ze sobą do Hogwartu. Ostatnie czego bym chciała to odwiedzić swoją rodzinę w poszukiwaniu ubrań lub chodzić po w połowie splądrowanej Ulicy Pokątnej z resztkami kieszonkowego, które miałam jeszcze od rodziców.

Nagle na środku pokoju pojawiła się błękitno-biała poświata, z której po chwili wyłonił się jeleń. Rozległ się głos:

Wiemy jak pokonać Voldemorta. Jesteś potrzebna. Dolina Godryka.

Zamarłam.

- Ty to masz wyczucie czasu Potter - mruknęłam pod nosem.

Przygryzłam policzek zastanawiając się co powinnam zrobić. Dochodziła piąta, co oznaczało, że do balu w Domu Salazara zostały mi jakieś dwie godziny. To dawało mi dwie godziny na pomoc Potterowi, po czym będę musiała się zmyć, żeby nikt nie zauważył mojej nieobecności. Bułka z masłem. Wsunęłam na siebie jedne z mugolskich ubrań, czyli zwykłe jeansy i szary sweter. Dodger zaniepokoił się moim nagłym poruszeniem i miauknął pytająco.

Niedługo wrócę - powiedziałam przytulając kota na pożegnanie.

Przynajmniej taką miałam nadzieję. Chwyciłam różdżkę po czym aportowałam się z cichym trzaskiem do Doliny Godryka.

~

Powiew mroźnego, zimowego powietrza natychmiast mnie rozbudził. Wioska sprawiała wrażenie opustoszałej, ale ciepłe światło wydobywające się zza okien kamiennych domów wskazywało jednak na to, że byli tutaj ludzie. Dolina Godryka była jednym z nielicznych miejsc, gdzie od wieków mugole i czarodzieje mieszkali obok siebie. Było to miejsce wyjątkowo bezpieczne dla czarodziejów, bo wśród mugoli legendy o istniejącej tu magii krążyły tu od wieków. Dlatego też miejscowość ta była obowiązkowym punktem do zwiedzenia wśród niemagicznych ludzi zafascynowanych magią. Oczywiście większość opowieści, które wśród nich krążyły była fałszywa bo, na Merlina, które czarownice polują na dzieci?

Hereditatem |d.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz