Rozdział 51

28 1 0
                                    

Pierwsze co poczułam to zapach morza i intensywny wiatr. Staliśmy tuż przy linii brzegowej. Parę kroków od nas stała biała, drewniana chata z ciemnogranatowym dachem. W oddali widać było niewielką mugolską wioskę składającą się z kilku domków.

- Robi wrażenie, co? - powiedział Malfoy machając różdżką by chwilowo zdjąć zaklęcia ochronne i wpuścić mnie do domu.

Drzwi uchyliły się z cichym skrzypieniem. Czułam się tutaj... jak w domu. Po Malfoyach spodziewałam się kolejnego dworu wyglądającego niczym pałac, czegoś w stylu Malfoy Manor. Tutaj było tak normalnie. Jakby wojna tutaj nie dotarła.

Położyłam plecak na ogromnej kanapie obleczonej materiałem w granatową kratę. Co dziwne, nie było tutaj kurzu.

- Dom nie wygląda na to, że był opuszczony - zauważyłam.

- Ach, tak - odparł Draco rozpakowując opakowania czarodziejskich słodyczy i przekąsek, które zawinął z domu zanim uciekliśmy. - Raz na jakiś czas przychodzi tu pan Sinclair żeby zająć się domem. Znał moich dziadków zanim zmarli na smoczą ospę.

- Och - Byłam zmieszana. Draco nigdy nie mówił o swojej rodzinie a znałam jedynie jego rodziców. - Przykro mi.

- Z dziadka był kawał skurwysyna - parsknął. - Nie znosił mugolaków, ani mugoli. Ale babcia uwielbiała pana Sinclaira za jego rękę do roślin. Zresztą, zaraz zobaczysz. Po ich śmierci dom przeszedł na mnie, a ja postanowiłem go zostawić na tym stanowisku. Od rozpoczęcia wojny coraz częściej tutaj bywałem gdy chciałem uniknąć spotkania w domu z ciocią Bellą.

Parsknęłam.

- To abstrakcyjnie brzmi jak mówisz o Bellatrix Lestrange ciocia - przyznałam.

Wzruszył ramionami.

- Przez większość mojego życia i tak była zamknięta w Azkabanie. Mimo wszystko dba o mamę. W końcu to jej siostra. I nauczyła mnie legilimencji, więc dla mnie nie jest aż taka zła.

- Dla ciebie nie - mruknęłam z przekąsem. - Dobra, ale zmieniając temat. Co teraz?

- Lepiej ty mi powiedz jaki masz plan, bo teraz już nie ma odwrotu.

Miał rację. Zabiłam śmierciożercę. Draco zbiegł ze mną i zostawiliśmy wszystkich za sobą. Pewnie tak samo jak ja powątpiewał czy zrobił dobrze.

- Muszę znaleźć Pottera - oznajmiłam. - Ale nie ma opcji na to, żeby nałożyć na niego zaklęcie śledzące. Powinniśmy w końcu połączyć siły. Teraz już nic nas nie trzyma.

- A Patronus? - podsunął chłopak. - W końcu umiesz go wyczarować. Lepszy bezpostaciowy niż żaden. Na samo przekazanie wiadomości się nada.

- W sumie... - zastanowiłam się. - Masz rację. Do czasu jak on się nie odezwie to tak naprawdę nie mamy co tu robić. - Wyciągnęłam różdżkę. - Expecto patronum!

Ognista chmura rozświetliła pomieszczenie biało-niebieskim światłem po czym zniknęła. Nadałam jej misję znalezienia Harry'ego Pottera i przekazania mu, że uciekliśmy i chcemy im pomóc.

- Przesadzałaś z tym, że nie umiesz tego zaklęcia - powiedział Draco. - Ja na przykład w ogóle nie potrafię tego. Nie pojawia się nic. Ani kawałka mgły.

- Wiesz, że tu chodzi o ego - westchnęłam. - Do Slytherinu nie trafia się jedynie przez czystą krew. Potter potrafił wyczarować uformowanego Patronusa na trzecim roku, a ja bawię się starożytną magią i mimo to nie potrafię wyczarować żadnego zwierzaka. Pomijając fakt, że jestem lepszą czarodziejką niż on. - Spojrzałam na chłopaka. - A ciebie w końcu trzeba nauczyć. Chociażby po to żeby dementorzy się do ciebie nie dobrali.

Hereditatem |d.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz