Wspinając się po ostatnich schodach przeklinałam swoją beznadziejną kondycję. Gdy tylko zorientowałam się, że Draco umiera, pędem ruszyłam do Skrzydła Szpitalnego. W drodze z łazienki na pierwszym piętrze, przebiegając przez dziedziniec transmutacji, Wielkie Schody i wieżę z zegarem zdążyłam wpaść na co najmniej tuzin uczniów, nawet parę duchów. Nie zatrzymałam się nawet, aby ich przeprosić, pomóc czy cokolwiek. Grzeczność odłożyłam na dalszy plan, w tamtym momencie co innego było ważne.
Został mi ostatni korytarz. Na widok ogromnych, drewnianych wrót prowadzących do Skrzydła Szpitalnego dostałam nagłego przypływu energii. Nie zawracając sobie głowy tym, jak wyglądałam, podbiegłam i pchnęłam drzwi, lecz one ani drgnęły. Ponowiłam próbę, ale to nic nie pomogło. Zaczęłam ze złością pukać pięścią w drzwi licząc, że ktoś mi w końcu otworzy.r Wrota się uchyliły, a z pomieszczenia wyszła wysoka, starsza czarownica w szmaragdowej szacie i szpiczastej tiarze. Zmierzyła mnie groźnym wzrokiem znad okularów o prostokątnych oprawkach.
- Pani Pomfrey jest teraz zajęta, więc... Ahh, Slytherin... - powiedziała McGonnagal, spoglądając na herb mojego domu, mimowolnie się krzywiąc.
Była w końcu opiekunką Gryffindoru.
- Czy mogę wejść do środka? - spytałam zdyszana.
- Do pana Malfoy'a? Absolutnie, nie! Chłopak ledwie co przeżył. Potrzebuje teraz spokoju i profesjonalnej opieki - skarciła mnie nauczycielka.
Obdarzyłam ją lodowatym spojrzeniem.
- On umiera! - krzyknęłam. - Nie ma pani prawa...
- Owszem, mam - przerwała mi. - Jesteś jeszcze dzieckiem na litość boską! - powiedziała ostrym jak brzytwa tonem.
Ugryzłam się w język, by nie odpyskować. W końcu miałam już szesnaście lat.
- Slytherin właśnie stracił 10 punktów za zniewagę nauczyciela i podnoszenie na niego głosu - dodała odchodząc.
Sfrustrowana po chwili ruszyłam się z miejsca w kierunku lochów, najbardziej okrężną drogą jaką się tylko się dało. Musiałam pobyć sama za nim zobaczę się z przyjaciółmi, ale nie zamierzałam się poddać. Musiałam go zobaczyć.
Nawet jeżeli miał to być ten ostatni raz.
- Czysta krew - burknęłam hasło przed kamienną ścianą.
Odsunęła się odsłaniając wejście do Pokoju Wspólnego Slytherinu i dormitoriów. Przeszłam przez niski, kamienny korytarz. Po wejściu do prostokątnego oraz wysokiego pomieszczanie poczułam, jak ktoś się na mnie rzuca. Chwilę mi zajęło zanim zorientowałam się, że to Pansy. Gdy się odsunęła zobaczyłam, że reszta naszej starej paczki siedzi w naszym niegdyś ulubionym miejscu przy kominku.
Od nowego roku praktycznie w ogóle nie spotykaliśmy się w pełnym składzie. Dziewczyny poświęcały się swoim związkom. Nie przeszkadzało mi to ani trochę, sama spędzałam czas z Malfoyem. Co prawda nasza relacja była specyficzne, ale nie zmieniało to faktu, że uwielbiałam te momenty gdy byliśmy sami. Gdy nie przybierał żadnych masek.
- Jeżeli chcesz pozamartwiać się o pewnego blond idiotę to śmiało, czuj się wolna by to zrobić - mruknął Blaise.
Ostatni raz tak przygnębionego widziałam go, gdy złamał rękę i nie mógł zagrać na meczu Quidditcha. Trudno się mu dziwić. Znali się z Malfoyem od dziecka, byli bardziej rodzeństwem niż ja z nim. Na jego ustach nie błąkał się zawadiacki uśmiech. Był dziwnie zobojętniały.
- Zamknij się, Blaise - powiedziała Astoria.
Szatynka leżała w poprzek fotelu, przez co jej nogi zwisały poza podłokietniki. Poruszała nimi bez większego entuzjazmu.
![](https://img.wattpad.com/cover/99086923-288-k275273.jpg)
CZYTASZ
Hereditatem |d.m
FanfictionHereditatem (łac.) - dziedzictwo Silene jest dziedziczką założycieli Hogwartu, której zadaniem jest pomoc w obaleniu Czarnego Pana. Jednak wszystkie wydarzenie co raz bardziej odciągają ją od pierwotnego celu, przez co kończy pomagając pewnemu blond...