Rozdział 37

79 7 2
                                    

Gdy dotarłam na drugie piętro, mężczyzna wypowiedział hasło - Dumbledore. Co za ironia. Weszliśmy po spiralnych, stromych schodach po czym rodzeństwo wprowadziło mnie do pomieszczenia. Sami zostali pod drzwiami.

Będąc sama, usiadłam na jednym z foteli stojącym tuż przed biurkiem. Tak samo jak to było ostatnim razem, gdy Dumbledore mnie tu przyprowadził. W gabinecie nic się nie zmieniło, oczywiście poza pojawieniem się na ścianie obrazu byłego dyrektora szkoły oraz zniknięciem Fawkesa. Pozostała po nim jedynie smętnie wyglądająca, pusta klatka. Nie miałam pojęcia dlaczego Snape się jeszcze jej nie pozbył.

Nagle drzwi się otworzyły, a do środku wparował właściciel gabinetu. Standardowo w swojej czarnej szacie. Usiadł przy biurku, skupiając swoją uwagę na mnie.

- Słyszałem o incydencie w pociągu - zaczął bez żadnego powitania. - To, że masz swego rodzaju immunitet nie znaczy, że możesz prowokować każdą napotkaną osobę.

- Czarny Pan powinien chyba zacząć przeprowadzać testy kwalifikacyjne dla śmierciożerców, jeżeli tamta dwójka rzeczywiście myślała, że znajdzie Pottera w pociągu - powiedziałam wzruszając ramionami. - Zwłaszcza kiedy Ministerstwo ogłosiło go Niepożądanym Numer Jeden.

- To ja wydałem rozkaz - przerwał mi.

Powinnam chyba wydać książkę o tytule: Jak być do oporu nie taktowną?

- Cholera... - mruknęłam.

- Język, Zabini - zwrócił mi uwagę. - Wezwałem ciebie tutaj, by ci powiedzieć, że w każdym momencie będziesz miała pozwolenie na powrót do domu. Zwłaszcza na życzenie Czarnego Pana - Chciał chyba powiedzieć: Przede wszystkim na jego życzenie. Jednak nie marudziłam z tego powodu. Ten Hogwart nie był tym, co zapamiętałam przez ostatnie pięć lat. - Nie będziesz miała żadnych problemów związanych z indywidualnym tokiem nauczania, chociaż tego i tak byś nie potrzebowała. Co Merlin nie dał ci w taktowności, to chociaż w inteligencji nadrobił.

Zignorowałam ostatnie zdanie, chociaż było w punkt. Zwłaszcza po tym jak wykształciła się u mnie całkowicie magia starożytna oraz byłam wiecznie na haju. Potrafiłam być naprawdę bezczelna.

- Wolałabym jednak uczyć się całkowicie normalnym trybem - oznajmiłam.

Snape machnął różdżką w stronę drzwi. Zmarszczyłam brwi.

- Posłuchaj. Jeśli chodzi o starych nauczycieli to nie ma problemu, ale nie pozwolę ci na Obronę Przed Czarną Magią czy Mugoloznawstwo. Nie z twoimi problemami.

Wstałam z miejsca.

- Co więc z Malfoyem, Blaisem czy dziewczynami? Oni mają być narażeni podczas gdy ja będę sobie grzecznie siedzieć przy Czarnym Panu? - prychnęłam.

Nauczyciel podparł głowę na opartej o biurko ręce. Machnął ponownie różdżką w stronę drzwi.

- Oni w przeciwieństwie do ciebie mają jakikolwiek instynkt samozachowawczy. Ale rób jak chcesz - oznajmił obojętnie. - Tylko żebyś potem nie próbowała potem wszystkich pozabijać starożytną magią. To tyle. Wracaj do dormitorium.

Zdziwiona ruszyłam w stronę wyjścia. Wychodząc usłyszałam cichy głos ze dochodzący od jednego z obrazów dyrektorów

- Równie potężna co lekkomyślna. Niech Merlin ma nas w opiece.

Gdy w końcu znalazłam się w Pokoju Wspólnym odetchnęłam z ulga i ociężale dowlokłam się do dormitorium. Carrowowie odprowadzili mnie, a raczej, śledzili aż do samego przejścia w kamiennej ścianie. To był dopiero pierwszy dzień, a ja już żałowałam, że tutaj wróciłam.

Hereditatem |d.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz