- Nie ufasz mi - powiedziałam patrząc na niego z góry schodów.
- Jak widać mam powody - odparł. - W co ty się znowu wplątałaś? - spytał.
- W nic ważnego.
- Dlaczego więc nie chcesz mi powiedzieć co robisz poza dormitorium podczas ciszy nocnej? - zeszłam do niego z półpiętra.
- Dobra - przewróciłam oczami. - Szłam do Longbottoma.
- Do tego Gryfona!? - zasłoniłam mu usta dłonią. - Powaliło ciebie? - powiedział przyciszonym głosem, gdy odtrącił moją dłoń.
- Ciszej bo jeszcze ściągniesz na nas śmierciożerców - wycedziłam cicho. Zsunęłam dłoń z jego twarzy i oparłam się o ścianę. - Longbottom wisi mi przysługę... - nagle usłyszałam odgłos zbliżających się kroków. - Kurwa...
Draco też to usłyszał. Byliśmy udupieni, w pobliżu nie było ani żadnego bocznego korytarza, ani pustej klasy. Nawet schowka na miotły. Chociaż to wyjątkowo głupie, chciałam pobiec w górę schodów i przejść przez pierwszy lepszy portret. Wtedy jednak ryzykowałabym wpadnięciem na kolejnego śmierciożercę.
Malfoy złapał mnie za rękę i mocno ją przytrzymał, wybijając mi z głowy i tak beznadziejny plan.
- Nie ruszaj się - wyszeptał tuż przy mojej twarzy. Praktycznie spotykaliśmy się nosami. - Zaufaj mi.
Wtedy mnie pocałował. Drugi raz w ciągu naszej całej relacji. Zawsze to się działo przez przypadek, nigdy wtedy kiedy rzeczywiście tego chcieliśmy. Nie było w tym nic specjalnego, ale mimo że nie chciałam tego przyznać, lubiłam to.
- Malfoy - przerwał nam głos Amycusa Carrowa. - Powinieneś być już w dormitorium, chłopcze.
Draco udał, jakby nie spodziewał się tego, że jest tu jakikolwiek nauczyciel. Z charakterystyczną dla siebie nonszalancją obrócił się w stronę śmierciożercy.
- Właśnie do niego wracałem, sprawy ze Snapem - odparł wzruszając ramionami. - Ona też - przyciągnął mnie bliżej siebie.
Na mój widok mężczyzna otworzył szerzej oczy.
- Uważaj co robisz - ostrzegł go, patrząc w moją stronę.- Idźcie i żeby to był ostatni raz.
Praktycznie półbiegiem oddaliliśmy się do Pokoju Wspólnego.
- Cholera - przypomniałam sobie, wyciągając fałszywego galeona z kieszeni. Malfoy spojrzał na mnie pytająco. Wysłałam nim znak do Neville'a, żeby nie wychodził. - Nie ważne - powiedziałam.
Już spokojniejsza zaczęłam dalej iść korytarzem.
- O co mu chodziło z tym "uważaj na siebie"? - spytałam, gdy byliśmy już wystarczająco daleko, że mężczyzna nie był wstanie nas usłyszeć.
Prychnął pod nosem.
- Nie domyślasz się? - spytał. - On się ciebie boi, Silene. Oni wszyscy są przerażeni tym, jak załatwiłaś Yaxleya.
Poczułam jak na moją twarz wkradł się rumieniec wstydu. Miał rację i w sumie mogłam się tego domyśleć. Na szczęście w słabym świetle pochodni było to nie do zauważenia.
- Lepiej powiedz coś chciał od ciebie Longbottom. Magia to potęga - wypowiedział hasło i puścił mnie pierwszą do kamiennego przejścia.
- Raczej co ja chciałam od Longbottoma - sprostowałam. W Pokój Wspólny był pusty głównie dlatego, żeby hałasem nie ściągnąć uczących tutaj śmierciożerców. Mimo, że Ślizgoni mieli chody u nowej kadry to dalej zdecydowana większość wolała się trzymać daleko od tych typów. - Uczył mnie jak wyczarować Patronusa, a dzisiaj miał zacząć zaklęcia do pojedynków.
CZYTASZ
Hereditatem |d.m
FanfictionHereditatem (łac.) - dziedzictwo Silene jest dziedziczką założycieli Hogwartu, której zadaniem jest pomoc w obaleniu Czarnego Pana. Jednak wszystkie wydarzenie co raz bardziej odciągają ją od pierwotnego celu, przez co kończy pomagając pewnemu blond...