Rozdział 42

21 0 0
                                    

- Nie ufasz mi - powiedziałam patrząc na niego z góry schodów.

- Jak widać mam powody - odparł. - W co ty się znowu wplątałaś? - spytał.

- W nic ważnego.

- Dlaczego więc nie chcesz mi powiedzieć co robisz poza dormitorium podczas ciszy nocnej? - zeszłam do niego z półpiętra.

- Dobra - przewróciłam oczami. - Szłam do Longbottoma.

- Do tego Gryfona!? - zasłoniłam mu usta dłonią. - Powaliło ciebie? - powiedział przyciszonym głosem, gdy odtrącił moją dłoń.

- Ciszej bo jeszcze ściągniesz na nas śmierciożerców - wycedziłam cicho. Zsunęłam dłoń z jego twarzy i oparłam się o ścianę. - Longbottom wisi mi przysługę... - nagle usłyszałam odgłos zbliżających się kroków. - Kurwa...

Draco też to usłyszał. Byliśmy udupieni, w pobliżu nie było ani żadnego bocznego korytarza, ani pustej klasy. Nawet schowka na miotły. Chociaż to wyjątkowo głupie, chciałam pobiec w górę schodów i przejść przez pierwszy lepszy portret. Wtedy jednak ryzykowałabym wpadnięciem na kolejnego śmierciożercę.

Malfoy złapał mnie za rękę i mocno ją przytrzymał, wybijając mi z głowy i tak beznadziejny plan.

- Nie ruszaj się - wyszeptał tuż przy mojej twarzy. Praktycznie spotykaliśmy się nosami. - Zaufaj mi.

Wtedy mnie pocałował. Drugi raz w ciągu naszej całej relacji. Zawsze to się działo przez przypadek, nigdy wtedy kiedy rzeczywiście tego chcieliśmy. Nie było w tym nic specjalnego, ale mimo że nie chciałam tego przyznać, lubiłam to.

- Malfoy - przerwał nam głos Amycusa Carrowa. - Powinieneś być już w dormitorium, chłopcze.

Draco udał, jakby nie spodziewał się tego, że jest tu jakikolwiek nauczyciel. Z charakterystyczną dla siebie nonszalancją obrócił się w stronę śmierciożercy.

- Właśnie do niego wracałem, sprawy ze Snapem - odparł wzruszając ramionami. - Ona też - przyciągnął mnie bliżej siebie.

Na mój widok mężczyzna otworzył szerzej oczy.

- Uważaj co robisz - ostrzegł go, patrząc w moją stronę.- Idźcie i żeby to był ostatni raz.

Praktycznie półbiegiem oddaliliśmy się do Pokoju Wspólnego.

- Cholera - przypomniałam sobie, wyciągając fałszywego galeona z kieszeni. Malfoy spojrzał na mnie pytająco. Wysłałam nim znak do Neville'a, żeby nie wychodził. - Nie ważne - powiedziałam.

Już spokojniejsza zaczęłam dalej iść korytarzem.

- O co mu chodziło z tym "uważaj na siebie"? - spytałam, gdy byliśmy już wystarczająco daleko, że mężczyzna nie był wstanie nas usłyszeć.

Prychnął pod nosem.

- Nie domyślasz się? - spytał. - On się ciebie boi, Silene. Oni wszyscy są przerażeni tym, jak załatwiłaś Yaxleya.

Poczułam jak na moją twarz wkradł się rumieniec wstydu. Miał rację i w sumie mogłam się tego domyśleć. Na szczęście w słabym świetle pochodni było to nie do zauważenia.

- Lepiej powiedz coś chciał od ciebie Longbottom. Magia to potęga - wypowiedział hasło i puścił mnie pierwszą do kamiennego przejścia.

- Raczej co ja chciałam od Longbottoma - sprostowałam. W Pokój Wspólny był pusty głównie dlatego, żeby hałasem nie ściągnąć uczących tutaj śmierciożerców. Mimo, że Ślizgoni mieli chody u nowej kadry to dalej zdecydowana większość wolała się trzymać daleko od tych typów. - Uczył mnie jak wyczarować Patronusa, a dzisiaj miał zacząć zaklęcia do pojedynków.

Hereditatem |d.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz