Rozdział 9

38 10 1
                                    


Gabinet matki jest przestronny, choć bardzo ciemny. Ciężkie, welwetowe zasłony w wysokich oknach dopuszczają do pomieszczenia zaledwie wąską stróżkę światła. Na długim, rzeźbionym biurku stoi tylko małe, magiczne światło. Z nerwów wyłamuję sobie palce w dłoni, gdy matka przegląda rozłożone na blacie książki, czasopisma i wykroje. Wszystko, co udało mi się zdobyć w świecie ludzi, teraz leży przed nią, jak dowody mojego „przestępstwa".

- Przyłapałem ją z nimi niedalego Baccain, księżno. - wyjaśnia Ganon, jej osobisty urzędnik. Matka nie raczy go nawet spojrzeniem, tylko dalej kartkuje moje zdobycze. Z każdą stroną, którą przewraca, moje serce bije coraz mocniej. Po kilku chwilach odsyła Ganona gestem dłoni. Zostajemy same.

Cisza, która zapada, jest gorsza od jej krzyku.

- Czyś ty oszalała, Illwhyrin?! - syczy matka, a ja cofam się o krok. - Na Wieczną Zieleń, gdyby to nie Ganon cię z nimi przyłapał...

- Przecież to tylko książki. - jęczę przeciągle. Matka mrozi mnie spojrzeniem.

- To przedmioty ze świata ludzi, Illwhyrin, które nigdy nie powinny się tutaj znaleźć. To poniżej naszej godności, by wykazywać zainteresowanie gorszą rasą.

Gorsza rasa, nienawidzę tego stwierdzenia. Czy mogą być od nas gorsi, jeśli tworzą tak piękne rzeczy? Ich ubrania są wyjątkowe, a historie, które tworzą zapierają mi dech w piersi.

- Nasze książki nie są tak ciekawe, jak ich. - wyjaśniam cicho, niemal szeptem, z nadzieją, że matka mnie zrozumie. Że w końcu dostrzeże, co widzę ja.

-Illwhyrin! - oburza się matka. - Nigdy tak nie mów! Gdyby ktoś spoza pałacu to usłyszał...

- To co? – rzucam wyzwanie, czując, jak frustracja wzbiera we mnie niczym fala. Nie rozumiem jej. Nie rozumiem, dlaczego coś tak prostego, tak niewinnego, jak fascynacja innym światem, jest tak bardzo zakazane. – Co się stanie, matko? Czy ktoś się obrazi, że wolę historie ludzi od zimnej perfekcji naszych ksiąg? Że chcę czegoś więcej niż tylko podążać za twoimi rozkazami?

Jej oczy płoną gniewem. Wiem, że przesadziłam, ale nie mogę się już zatrzymać.

– Zrozum jedno, Illwhyrin – mówi powoli, zimno. – Twoja wartość tutaj, w Viridinie, zależy od tego, jak postrzegają cię inni. Każde twoje potknięcie to plama na naszym rodzie. Fascynacja ludźmi to nie tylko twoja słabość, to hańba dla całej rodziny. Jeśli ktoś się dowie, twoja reputacja przepadnie, a nasz dom zostanie skompromitowany.

– To wszystko, co cię obchodzi, prawda? – rzucam, czując, jak cała moja złość się ze mnie wylewa. – Twoja pozycja. Twój prestiż. Nigdy nie chodziło o mnie!

– Illwhyrin, jesteś dziedziczką Viridiny! – matka wstaje gwałtownie, a jej głos wypełnia przestrzeń. – To twoje przeznaczenie! Twoje obowiązki! A ty marnujesz swój potencjał, marząc o tym... o tych ludziach! Muszę cię ukarać, żebyś zrozumiała, że to nie jest żart!

Serce mi zamiera. Wiem, co nadchodzi. Matka nigdy nie wahała się ukarać mnie dotkliwie, gdy uważała, że przekroczyłam granicę.

– Zabiorę ci twoją magię, Illwhyrin – mówi powoli. – Na czas nieokreślony. Może wtedy zrozumiesz, jak cenne jest to, co masz, i przestaniesz marnować swoją moc na marzenia o świecie, który nigdy nie będzie twój.

Czuję, jak złość przeradza się w bezradność. Znowu zostaję sprowadzona do pionu, znowu jestem tylko narzędziem w jej rękach, bezwolną dziedziczką, której życie zaplanowano, zanim jeszcze przyszłam na świat.

Książę bez korony [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz