Rozdział 32

23 4 11
                                    


Woda w basenie jest chłodniejsza, niż myślałam. Stopy szczypią mnie boleśnie od zimna, ale nie wyjmuję ich z wody. Czuję, jak drobne fale obmywają moje kostki, tworząc rytmiczny, kojący szum. Skupienie się na tym prostym odczuciu pomaga mi wyrzucić z głowy dręczącą mnie świadomość, że bezpowrotnie zmieniłam swoje życie.

Nocne powietrze jest ciężkie od zapachu chloru i wilgoci. Gdzieś w oddali słyszę odgłosy miasta, ich monotonna powtarzalność miesza się z szumem wody. Niebo nade mną jest ciemne, usiane gwiazdami, które wydają się patrzeć na mnie z góry, jakby były świadkami mojego wewnętrznego zamętu.

Ostrożnie sięgam po magię, jakbym dotykała gorącego metalu. Pasmo lustrzanych drobinek i mroku wije się między moimi palcami, przypominając żywe stworzenie. W bladym świetle księżyca magia mieni się i pulsuje, jakby miała własne życie. Zaciskam pięści, a magia rozpływa się w niebycie, pozostawiając po sobie tylko mrowienie na skórze. Nie mogę na nią patrzeć. To zbyt bolesne przypomnienie o tym, co zrobiłam, o decyzjach, których nie mogę cofnąć.

Pociągam spory łyk z butelki wina, która stoi tuż obok. Alkohol pali moje gardło, ale jego ciepło rozlewa się po moim ciele, przynosząc chwilową ulgę. Czuję, jak moje mięśnie powoli się rozluźniają, a umysł staje się odrobinę mniej ostry.

Zrezygnowana, kładę się na brzegu basenu. Chłodne płytki pod moimi plecami kontrastują z ciepłem letniego powietrza. Pozwalam oczom błądzić po nocnym niebie. Gwiazdy wydają się tak odległe, tak obojętne na moje problemy. Zastanawiam się, czy gdzieś tam, w tej nieskończonej przestrzeni, istnieje miejsce, gdzie mogłabym uciec od tego wszystkiego.

Nie chcę wierzyć w to, że przypieczętowałam swój los i niezależnie od tego co zrobię, skończę z koroną na głowie. Ta myśl sprawia, że czuję się jak w pułapce, jakbym była uwięziona w klatce własnych decyzji. Nie podoba mi się taka przyszłość, nie chcę jej. Wizja siebie jako władczyni, odpowiedzialnej za całe koszmarne królestwo, przeraża mnie. Czuję ciężar tej odpowiedzialności, jeszcze zanim ją na siebie wzięłam.

Ale nie mogę pozbyć się tego okropnego ucisku w klatce piersiowej, który wywołuje świadomość, że mogę wrócić do Viridiny.

Mam ochotę krzyczeć i płakać zarazem. Chcę wykrzyczeć swoją frustrację w noc, pozwolić, by mój głos zlał się z szumem wody i śpiewem cykad. Jednocześnie czuję, jak łzy zbierają się w kącikach moich oczu, gotowe spłynąć po policzkach. To uczucie jest tak intensywne, że prawie fizycznie boli.

Krótkie brzęczenie telefonu wyrywa mnie z zamyślenia. Podnoszę urządenie na wysokość wzroku i sprawdzam wiadomość.

Wpuścisz mnie?

Opieram się na łokciach i spoglądam w stronę furtki wejściowej. Doskonale rozpoznaję ciemną sylwetkę, która za nią stoi. Sięgam po cieniusieńkie pasmo magii i posyłam je w stronę zamka, który otwiera się z cichym szczęknięciem.

Killian zbliża się do mnie niespiesznym krokiem. Chłonę ten widok, jakby już nigdy nie dane było mi go zobaczyć. Porusza się ze swobodą i gracją, której pozazdrościliby mu nawet zawodowi tancerze lub akrobaci. Ciemny t-shirt odsłania jego umięśnione ramiona. Co ja bym dała, żeby te silne ramiona owinęły się wokół mnie i już nigdy nie puściły. Mam wrażenie, że wszystkie moje myśli wyraźnie odbijają się na mojej twarzy, bo Killian na moment zwalnia kroku, jakby musiał się pozbierać po tym, co zobaczył.

- Widzę, że radzisz sobie całkiem nieźle z magią. - mówi zamiast powitania, jego głos jest ciepły jak płynny miód, który rozlewa się po całym moim ciele.

Uśmiecham się pod nosem i próbuję ukryć w sobie to, jak samo brzmienie jego głosu na mnie działa.

- Skoro tyle się napracowałam nad jej scaleniem, to chyba mogę z niej trochę skorzystać, prawda? – odpowiadak z lekkim przekąsem, ale mój głos drży nieznacznie.

Książę bez korony [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz