Substancją czynną adderallu są sole amfetaminy, które w większych dawkach powodują poprawę koncentracji, pobudzenie psychoruchowe i zmniejszają znużenie.
Skoro eliksir Emona pomagał mu się skupić, to wiem, jak zdobyć jego zamiennik.
Przed 21:00 CVS na Broadway jest zupełnie pusty, nie licząc zbudzonego aptekarza, który nie może się już doczekać godziny zamknięcia. Obdarzam go miłym uśmiechem i kładę na ladzie niewielki arkusik papieru. Farmaceuta podnosi świstek na wysokość wzroku, po czym kładzie go obok klawiatury komputera i zaczyna wklepywać dane do systemu.
Posyła mi niemrawy uśmiech i znika na moment między regałami leków bez recepty. Lola zawsze powtarzała, że nie trzeba się wcale bardzo starać, żeby zdobyć psychotropy i miała absolutną rację. Farmaceuta wraca po dwóch, może trzech minutach, tabletki brzeczą w plastikowej fiolce w jego dłoni. Na wyświetlaczu kasy świeci się kwota do zapłaty, a terminal nieprzyjemnie piszczy, gdy przykładam do niego kartę. System płatności elektronicznych jest bardziej zadziwiający, niż jakakolwiek magia. Zgniatam paragon w dłoni i posyłam farmaceucie lekki uśmiech na pożegnanie. Gdy wychodzę z apteki, przekręca tabliczkę na drzwiach na czerwony napis "Zamknięte".
Czuję się, jak kretynka, gdy wchodzę do drewnianej budki informacji na Union Station po godzinach jej zamknięcia. Ale teraz, jak nigdy dotąd, potrzebuję bezpiecznego miejsca z daleka od oczu wścibskich oczu. Wyciągam z fiolki trzy tabletki i połykam je jedna po drugiej.
Zamykam oczy, gdy wnętrze budki zaczyna się rozmazywać, a gdy je otwieram, jestem już w kompletnie innym miejscu. Sala nadal wygląda, jak rozmazana fotografia, ale tym razem jest inna, niż gdy byłam tu pierwszy raz. Po lśniącym parkiecie i rzędach stolików nie ma śladu. Podłoga to czarno-biała szachownica z zimnego kamienia. Przy bocznych ścianach ciągnie się imponująca kolumnada. Sala jest tak wysoka, że ledwie mogę dostrzec w oddali jej łukowate sklepienie.
Mój wzrok wędruje wzdłuż sali, szukając jej krańców, ale bezskutecznie. Zarówno początek, jak i koniec giną gdzieś w oddali, rozmyte i niedostępne dla mojego wzroku. Czuję się, jakbym stała na krawędzi nieskończoności, a przestrzeń wokół mnie rozciągała się bez końca.
Czarno-białe płytki podłogi ciągną się jak okiem sięgnąć, tworząc hipnotyzujący wzór, który zdaje się poruszać i falować z każdym moim krokiem.
Czuję, jak wtłoczona w to miejsce magia oblepia moją skórę, jak pot w wyjątkowo upalny dzień. Delikatne mrowienie rozchodzi się od czubka głowy po całej długości mojego kręgosłupa. Jestem tu najbliżej magii, jak to możliwe w ludzkim świecie. Nie tak mówił Killian? Zaraz się przekonamy, czy jej bliskość w jakikolwiek sposób pomoże mi w scalaniu mojej magii.
Siadam po turecku na kamiennej podłodze i wsłuchuję się w otaczającą mnie ciszę. Gdy tylko zamykam oczy, zamiast znajomej pustki, widzę przed sobą gęsty, mroczny las. Odłamki mojej magii migoczą w oddali, ledwo widoczne przez splątane gałęzie i kłębiącą się mgłę. Wiem, że muszę do nich dotrzeć, ale droga wydaje się nieskończenie długa.
Robię pierwszy krok. Pod stopami czuję miękkie, wilgotne podłoże. Gałęzie drzew szeleszczą nad moją głową, jakby szeptały ostrzeżenia. Z każdym krokiem las staje się gęstszy, ciemniejszy. Przedzieranie się przez chaszcze jest trudne, kolczaste krzewy chwytają moje ubranie, próbując mnie zatrzymać.
— Poradzisz sobie — mówię sobie w myślach, starając się nie stracić z oczu odległego blasku odłamków.
Idę dalej, przepychając się przez gąszcz. Mija minuta, potem druga, dziesiąta. Mam wrażenie, że wędruje już godzinami, ale gdy spoglądam za siebie, widzę, że przeszłam zaledwie kilka metrów. Frustracja narasta we mnie jak fala.
CZYTASZ
Książę bez korony [ZAKOŃCZONE]
FantasyCzy życie magicznej istoty może wcale nie być magiczne? Znużona życiem w Hybonie 24-letnia Illy wyrusza do Los Angeles gdzie postanawia... zostać influencerką modową. Ale życie nigdy nie może być takie proste, prawda? Pewnego dnia na jej drodze poja...