Rozdział 55

9 3 36
                                    


Zapomniałam, jaką przyjemnością potrafi być kąpiel. Gdy zanurzam się w rozkosznie ciepłej wodzie z pachnącym mydłem czuję, jak całe to zimno lochu, które wniknęło w moje ciało, w moje mięśnie i kości ustępuje miejsca przyjemnemu, pulsującemu ciepłu, które pozwala mi odetchnąć pełną piersią. Przynajmniej przez krótki moment, dopóki spod spienionej wody nie przebija moja naga skóra.

Symbole, które dostrzegłam na mojej dłoni wiją się dalej, wyżej, czernią się na mojej skórze, jak finezyjny tatuaż. Przypominają kaligrafię w języku tak starym, że nawet najstarsze księgi go nie pamiętają. Wspinają się po moim przedramieniu, nad prawym obojczykiem,. Są niemal płynne, jakby ktoś napisał je atramentem zmieszanym z wodą.

Spływają przez mostek, wokół lewej piersi , niżej do pępka, przez biodro... znaki wiją się niżej, po moim udzie, owijają się wokół kolana, jak glony podczas kąpieli w oceanie, sięgając kostki.

Kręci mi się od tego wszystkiego w głowie. Moje całe ciało jest naznaczone, przypominając mi o tym, że wszystko, co moje, nie jest już tak naprawdę moje. Jest i mojego męża. Czy jego pomoc w odnalezieniu drogi do scalenia mojej magii była na tyle cenna, by dług za nią rozciągał się na całe moje życie? Czy teraz ratowanie mnie naprawdę wymagało związania nas po wsze czasy, czy mi się to podoba, czy nie? Nie wystarczyłoby zabicie Alodora i mojej matki?

Opadam niżej w wannie, tak, że woda sięga mi niemal do brody. Zastanawiam się, co jeszcze nie jest już wyłącznie moje. Rozkosz? Ból? Przepełniająca mnie pustka? Czy może poczuć tę wyrwę w moim sercu, w której żyli Morgren i Lewellen? Czy będzie wiedział, że na sam widok tych symboli robi mi się słabo, bo nie jestem na to gotowa? Że ściany łazienki zdają się zbliżać, jakby miały mnie zmiażdżyć? Że mimo uchylonego okna brakuje mi powietrza i mam wrażenie, że zaraz się uduszę.

W tym całym szaleństwie nie miałam nawet chwili, by zastanowić się, czym jest to, co łączy mnie i Killiana. Nie miałam okazji tego nazwać. Wiem, że jestem gotowa zniszczyć dla niego wszystko i wszystkich, jeżeli tylko zapewnię mu bezpieczeństwo. Ale czy to znaczy, że go kocham? Chyba?

Teraz nie mam już wyboru. Jestem z nim związana tak samo, jak jestem związana z tym miejscem. Czy mi się to podoba, czy nie.

Wynurzam się z wody i owijam mokre ciało szlafrokiem z najdroższego jedwabiu. Wracam do mojej sypialni i nie potrafię przestać się dziwić, gdy widzę w niej Killiana. "Chyba teraz to już nasza sypialnia..." - przebiega mi przez myśl. Siedzi na krawędzi łóżka, zapatrzony w rozciągający się za oknem ogród. Gdzie okiem nie sięgnąć, rozciąga się bujna i gęsta zieleń. Brakuje mi wysokich palm, przepełnionych ludźmi i samochodami ulic, palącego słońca i żaru, który sprawia, że pot oblepia twoje ciało cieniutką warstewką, gdy tylko wyjdziesz z klimatyzowanego pomieszczenia.

W Viridinie nikomu nie przydałaby się klimatyzacja. Dni są ciepłe, ale nigdy gorące, a gęste korony wiekowych drzew rzucają cień na ogrody i cały pałac. Tutaj nigdy nie zaznasz poparzeń słonecznych, ani nie będziesz potrzebować ciemnych okularów. Zaciskam pasek szlafroka mocniej i ostrożnie siadam na łóżku obok Killiana. Nie patrzy na mnie, ale jego dłoń wędruje na moje kolano. Robi to tak naturalnie, jakby był to wieloletni nawyk.

— Nie wyjaśniłeś mi jeszcze jak właściwie udało ci się wyrwać. — przerywam ciszę lekko drżącym głosem. — Alodor jasno rozkazał, by nie wypuszczać cię z komnaty...

Killian lekko się uśmiecha, a w jego oczach błyszczy ta dzika iskra. Jego rysy miękną, gdy opowiada.

— Zapomniał równie jasno rozkazać, by nikogo do niej nie wpuszczać — odpowiada, a ton jego głosu jest lekki, niemal żartobliwy, co sprawia, że moje serce na moment się rozluźnia. — Moi bracia obezwładnili straż pod moimi drzwiami i pomogli mi dotrzeć do lochu.

Książę bez korony [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz