Rozdział 41

17 4 6
                                    


Mieszkanie Killiana oświetla przyciemnione światło rozmieszczonych w kątach, ledowych lamp. Wielkie okna od podłogi do sufitu wpuszczają do środka światło, które zmienia się wraz z porą dnia – rano jest ostre i bezlitosne dla każdego detalu, wieczorem miękkie i złote, zmieniające surowe wnętrze w przestrzeń pełną tajemniczych cieni.

Siedzimy na niskim narożniku zajmującym lwią część salonu. Na niskim stoliku kawowym na metalowych nogach stoją kryształowe szklanki z lodem i drogą szkocką whisky. Najwyraźniej spotkanie z nieokreśloną istotą z pradawnej magii, magiczną biblioteką, która poda ci informacje których szukasz na srebrnej tacy i świadomość, że nigdy nie uciekniemy przed Barierowymi to idealna okazja, by napić się doskonałej jakości szkockiej. Nawet jako osoba, która głównie sięga po wino, potrafię docenić ładunek morskich akcentów - wodorosty, sól i jod w objęciach torfowego dymu. Killian półleży na sofie z nogami podpartymi na stoliku kawowym. Wygląda na spokojnego, nawet zrelaksowanego i wiem, że pomagają w tym trochę dwie szklaneczki whisky, które wypił, odkąd wróciliśmy z biblioteki.

Całe szczęście droga powrotna była o wiele łatwiejsza, niż droga do tajemniczego zbioru. Kiedy tylko przeszliśmy przez drzwi magicznej biblioteki, okazało się, że jesteśmy w głównej sali czytelnianej Los Angeles Central Library. Z ogromną ulgą przyjęłam fakt, że ominęło nas ponowne spotkanie z pradawnym bytem. Wciąż, gdy o nim myślałam, czułam dziwny niepokój, jakby jego magia wciąż wypełniania każdy atom przestrzeni wokół mnie.

- Naprawdę wiesz, jaki jest mój ulubiony kolor? - jego niski, miękki głos wyrywa mnie z zamyślenia.

- Co takiego? - pytam zdziwiona.

- Mój ulubiony kolor. - powtarza, masując dłonią kark. - Pamiętasz? Gdy tłumaczyłaś mi, czemu zdecydowałaś się ocalić mnie, nawet kosztem pozostałych?

Obrazy wieczoru w jego mieszkaniu wracają do mnie, jak fala uderzeniowa. Jego usta desperacko szukające moich. Jego ramię oplecione wokół mojej talii. Ciężar jego ciała przygniatający mnie do łóżka. Czuję, jak na moje policzki wypływa rumieniec.

- Ach, to. - wybąkuję, starając się zapanować nad swoim głosem. Biorę łyk whisky, wykorzystując moment, by się uspokoić. - Wnioskując po twojej garderobie i wystroju mieszkania, masz słabość do szarego.

Killian przekręca się lekko na kanapie, by lepiej mi się przyjrzeć. Cień uśmiechu błądzi po jego ustach.

- Nie wiem, czy nazwałbym szary moim ulubionym kolorem. - mówi powoli, jakby starannie dobierał słowa. - To po prostu... neutralny kolor, jeżeli nie lubisz bieli ani beżu.

- W takim razie jaki jest twój ulubiony kolor? - pytam, czując jak atmosfera między nami gęstnieje.

Killian bawi się szklanką, obserwując jak kostki lodu uderzają o kryształowe ścianki.

- Sam nie wiem, nie przywiązuję aż takiej wagi do barw, chyba nie mam ulubionego koloru. - w jego głosie słyszę wahanie.

- Każdy go ma, nawet książęta. - naciskam delikatnie, obserwując jak lekko się krzywi na to słowo.

Milczy przez chwilę, wpatrując się w przestrzeń za oknem, gdzie ostatnie promienie słońca barwią niebo na intensywny błękit.

- Kolor nieba w bezchmurny dzień. - odpowiada w końcu z namaszczeniem, a jego głos jest miękki i zamyślony. - A twój?

- Nie potrafię zdecydować się na jeden, lubię fioletowy, zielony i niebieski. - odpowiadam, wskazując na oversizową koszulę w zielono-niebieskie paski, połączoną z jasnymi jeansami przed kostkę, które wyglądają jak niechlujnie przybrudzone niebieską i fioletową farbą. Kąciki jego ust unoszą się w ledwo dostrzegalnym uśmiechu, gdy przygląda się mojemu ubraniu.

Książę bez korony [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz