Rozdział 38

21 4 12
                                    


Ciemność. Z każdej strony otacza mnie gęsta, lepka ciemność. Czuję ją na mojej skórze, mam wrażenie, że wlewa się do moich płuc, gdy biorę oddech. Mrok pochłania dźwięk moich kroków. Wiem po co tu jestem i mam ochotę się odwrócić i uciekać. Ale wiem, że ta pieprzona ciemność nie wypuści mnie ze swoich szponów.

Strach mrozi mi krew w żyłach, gdy w tej nieprzerwanej czerni, tuż przed moimi oczami, materializuje się sylwetka, której nie mam najmniejszej ochoty oglądać. Zieleń jej jedwabnej sukni odcina się na tle mrocznej pustki. Filigranowa korona lśni nawet w tym pozbawionym światła miejscu. Jej wąskie usta rozciągają się w szerokim uśmiechu, który nie sięga jej oczu. Wokół mnie wiruje magia – połyskująca jak odłamki szkła, niebezpieczna i migocząca, jednocześnie płynna i ciemna jak żywy cień. Ta sama, która zabiła trzech fae w Griffith Park.

- Brawo, Illwhyrin. – jej głos jest miękki, niemal słodki, ale pod powierzchnią słychać stal. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak jestem z ciebie dumna.

- Nie sądziłam, że sama sobie będę gratulować przystojnego mężczyzny. – odpowiadam sarkastycznie, próbując rozluźnić napięcie.

- Wszystko obracasz w żart? – unosi brew, a jej głos zyskuje odcień znudzenia.

- Tylko traumatyczne przeżycia. – odbijam piłeczkę, choć jej obecność przyprawia mnie o dreszcze.

- Jestem dumna, bo zaakceptowałaś swoją magię w całej jej okazałości. – jej oczy błyszczą, gdy mówi. – Nie tylko ją przyjęłaś, ale od razu zabiłaś trzech fae! Jesteś znacznie bliżej stania się mną, niż ci się wydaje.

- Wcale nie jest mi do ciebie blisko. – Mój głos jest twardy, choć czuję, jak coś w środku drży.

- Naprawdę? – jej uśmiech staje się szerszy, kpiący. – To nawet urocze, że tak myślisz. Ale zastanów się. Te wszystkie ludzkie książki, które tak lubisz... W ilu z nich bohater jest gotów poświęcić cały świat dla jednej osoby? A w ilu czyni to czarny charakter?

- Nie jestem żadnym czarnym charakterem. – Wyrzucam z siebie przez zaciśnięte zęby. – Nie jestem tobą.

- Tracisz tylko energię na zaprzeczanie temu, co już się zaczęło. – Jej oczy lśnią triumfem. – Nie obchodzą cię inni. Liczysz się tylko ty i twój przystojny książę.

Zaciskam pięści, próbując powstrzymać wściekłość.

- Tak, uratowałam mu życie, ale nie zostawiam innych na pastwę Barierowych. Pomogę im.

- Doprawdy? – jej głos ocieka jadem. – Po tym, jak sama naraziłaś ich na jeszcze większe niebezpieczeństwo? Nawet jeśli teraz im pomożesz, to nie dla nich. Robisz to dla niego. Dla jego marzenia o spokojnym, cichym życiu wśród ludzi, z dala od ciężaru korony. – jej ton jest ostry, jakby wbijała w moje serce kolejne sztylety. – Sama przyznałaś, że narazisz dla niego wszystkich, jeśli zajdzie taka potrzeba.

- Przestań siedzieć w mojej głowie. – warczę, z trudem zachowując spokój.

- Illwhyrin, ja jestem twoją głową. – jej śmiech rozbrzmiewa w mroku, a ja czuję, jak ciemność coraz mocniej mnie pochłania. - Twoje myśli, to moje myśli.

***

Budzę się zlana potem, ale nadal otacza mnie ciemność. Chcę się poruszyć, ale ciężka macka mroku przygniata mnie do materaca, wbijając głębiej w piankę. Jeszcze chwila, a zniknę w fałdach pościeli. Czuję, jak wzbiera we mnie panika. Zaczynam się wiercić, rzucać, próbuję uciec z sideł mroku, ale jest silniejszy ode mnie. Materac się porusza, zapadam się głębiej i głębiej.

Książę bez korony [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz