Union Station to imponujący przykład architektury łączącej style Mission Revival i Art Deco.
Gmach stacji prezentuje się majestatycznie, z charakterystyczną białą fasadą i dachem pokrytym czerwoną dachówką. Długi budynek ciągnie się wzdłuż ulicy, a jego centralna część jest zwieńczona wysoką wieżą zegarową. Łukowate arkady i kolumnady nadają budynkowi elegancki, śródziemnomorski charakter. Przed głównym wejściem rozciąga się przestronny dziedziniec z palmami, jak na Kalifornię przystało.
Hol główny jest ogromny. To przestrzeń o imponującej wysokości, z misternie zdobionymi drewnianymi belkami stropowymi i marmurowymi posadzkami. Ogromne okna wpuszczają do środka naturalne światło, rozjaśniając wnętrze.
Uwagę przyciągają oryginalne drewniane ławki ustawione w rzędach, które służą podróżnym od dziesięcioleci. Na ścianach można podziwiać kolorowe mozaiki i malowidła przedstawiające sceny z historii Kalifornii.
Główny hol wiedzie na patio - wewnętrzny dziedziniec zdobi fontanna i egzotyczna roślinność, To oaza spokoju w sercu ruchliwej stacji. Miejsce, gdzie można odpocząć i zrelaksować się przed dalszą podróżą. Zerkam na ekran telefonu.
Dziedziniec Union Station, 22:00.
Jest kilka minut przed dziesiątą, więc kręcę się po patio, pstrykając kostkami palców, jakby miało mnie to uspokoić.
– Medytowałaś – odzywa się zaskoczony głos zza moich pleców. Nie muszę się odwracać, by wiedzieć, kto to. Killian. - I zmieniłaś włosy.
Spoglądam na niego z ukosa, siląc się na obojętność, chociaż w środku wszystko we mnie nadal buzuje. Znów ma na sobie lniany komplet, w którym widziałam go po raz pierwszy. Oczywiście nadal wygląda w nim zjawiskowo. Nawet, gdy jestem na niego wściekła, nie mogę zapanować nad reakcją swojego ciała - serce mimowolnie przyspiesza, a oddech więźnie mi w gardle, gdy tylko jest blisko.
– Nie miałam nic lepszego do roboty – mówię ostro. – Moje życie legło w gruzach, pamiętasz?
Killian przekrzywia głowę, a jego spojrzenie tężeje na moment, jakby analizował każde moje słowo, każde poruszenie, każdy nerwowy ruch, który mimowolnie wykonuję. Zawsze tak robi – obserwuje, jak drapieżnik, który czeka na najmniejszą oznakę słabości swojej ofiary.
– Nie sposób zapomnieć - rzuca bezceremonialnie. - Ciągle się nad sobą użalasz.
Przyjemny, jak zawsze. Jak go nie nienawidzić, jeżeli przy każdym spotkaniu daje mi ku temu kolejne powody?
– Serio, ściągnąłeś mnie tutaj, żeby się na mnie wyżywać? Bo jeśli tak, to już sobie pójdę. – rzucam ostro, próbując zapanować nad wzbierającą we mnie frustracją.
Killian unosi lekko brew, jego twarz pozostaje niezmiennie spokojna, jakby moje słowa były dla niego tylko jedynie dźwiękiem tła, który odbija się o kamienne mury stacji.
– Przecież i tak nie masz nic lepszego do roboty – przypomina z niewzruszoną pewnością.
Jego arogancki ton przelewa czarę goryczy. Przygryzam wargę, żeby nie odpowiedzieć od razu. Jak bardzo można kogoś nienawidzić? Jego obecność, jego słowa, wszystko w nim sprawia, że krew się we mnie gotuje. Nie rozumiem tylko, czy chcę się na niego rzucić, by zrobić mu krzywdę, czy raczej w celu zerwania z niego warstw ubrania.
– Wszystko jest lepsze niż twoje towarzystwo – rzucam z drwiną, mając nadzieję, że uda mi się go choć trochę zranić.
Na jego ustach pojawia się ledwo zauważalny uśmiech, przesiąknięty wyższością.
CZYTASZ
Książę bez korony [ZAKOŃCZONE]
FantasyCzy życie magicznej istoty może wcale nie być magiczne? Znużona życiem w Hybonie 24-letnia Illy wyrusza do Los Angeles gdzie postanawia... zostać influencerką modową. Ale życie nigdy nie może być takie proste, prawda? Pewnego dnia na jej drodze poja...