Rozdział 26

23 4 2
                                    


Ktoś krzyczy u stóp mojego łóżka, a ja nie potrafię zrozumieć co się dzieje. Przez myśl przebiega mi, że mnie znaleźli. Barierowi dotarli do mojego mieszkania i zaraz albo mnie zabiją, albo zaprowadzą mnie do mojej matki. Tak czy siak, nie uniknę śmierci. Brutalnie wyrwana ze snu rozglądam się po moim mieszkaniu, jak po obcym miejscu. Ciemna sylwetka zrywa się z sofy i biegnie w moją stronę. Mam rację, dziś nadszedł mój koniec. Ale sylwetka nigdy nie dosięga mojego łóżka. Zatrzymuje się u jego stóp i pada na podłogę.

- Killian! - moich uszu dobiega nerwowy szept. - Killian, obudź się!

Przesuwam się po łóżku na czworakach i wychylam się ponad jego krawędzią. Killian rzuca się nerwowo na dmuchanym materacu. Quirin kuca nad nim z dłońmi na jego ramionach i lekko nim potrząsa. Koszmar. Killianowi śni się koszmar.

Rzuca się na materacu, jakby walczył z czymś niewidzialnym. W ciemności niemal mogę dostrzec delikatne drżenie magii, która snuje się wokół jego całego ciała. Jego oddech jest szybki i niespokojny, a mięśnie napinają się boleśnie pod delikatnym dotykiem Rina, który kuca nad nim, potrząsając go lekko, starając się go wybudzić.

— Killian! — szept Rina jest pełen niepokoju, ale w jego głosie słychać też znajomą determinację. Ewidentnie nie pierwszy raz przechodzi przez coś takiego. — Obudź się!

Widzę, jak twarz Killiana wykrzywia się w grymasie bólu. Jego ciało jest zimne, niemal jakby leżał w lodowatej wodzie. Sięgam w jego stronę ponad krawędzią łóżka. Moje palce delikatnie stykają się z jego przedramieniem, a zimno jego skóry przebiega przez mnie jak elektryczny impuls. Mimo to próbuję do niego dotrzeć, mówiąc spokojnym głosem.

- To tylko sen. - mówię cicho, spokojnie. - To sen.

Rin nadal trzyma go za ramiona, jego dłonie drżą nieznacznie, jakby czuł, że sytuacja może zaraz wymknąć się spod kontroli. Energia wokół Killiana zaczyna przygasać, choć wciąż czuć jej lodowatą aurę. Jego oddech stopniowo zaczyna się uspokajać, a powieki, które wcześniej mocno zaciskał, powoli się rozluźniają. Otwiera oczy, mrugając kilkakrotnie, jakby wciąż nie był pewien, gdzie się znajduje.

— Rin... — Jego głos jest zachrypnięty i pełen ulgi, kiedy w końcu dociera do niego rzeczywistość. Rin puszcza jego ramiona i z ulgą opada na pięty, patrząc na Killiana z wyraźną troską.

— Wszystko w porządku? — pyta Rin cicho, a ja zerkam na niego z wdzięcznością, że tak sprawnie zareagował.

Killian siada powoli, ocierając twarz dłońmi, jakby próbował zmyć resztki koszmaru. Potrząsa głową, jakby chciał odgonić pozostałości tego, co widział.

— Dziękuję, Rin. — Jego głos jest słaby, ale wdzięczny. — Znowu...

Rin tylko kiwa głową, jakby nie chciał roztrząsać tematu. Wygląda to tak, jakby Quirin nie pierwszy raz był świadkiem nocnych koszmarów Killiana, a jego rola w tych chwilach była czymś naturalnym.

Siedzę obok, patrząc na Killiana. W jego oczach wciąż widać echo koszmaru, cień, który jeszcze nie zdążył całkiem odejść. Włosy ma w nieładzie i nawet, gdy przeczesuje je palcami, niewiele to daje. Chcę mu jakoś pomóc, choć wiem, że to niełatwe. Mimo to decyduję się zaryzykować pytanie.

— Chcesz o tym porozmawiać? — pytam delikatnie, ostrożnie, jakbym stąpała po cienkim lodzie. Nie chcę naruszać jego prywatności, ale czuję, że może potrzebuje się wygadać.

Killian na moment milknie, jakby ważył swoje słowa. Jego twarz jest napięta, a wargi ledwie drżą, jakby dalej musiał walczyć ze swoim koszmarem. Przez dłuższą chwilę w pokoju panuje cisza, ciężka i pełna niewypowiedzianych myśli. Jego oczy, zwykle pełne cynizmu i lekceważenia, teraz wyglądają inaczej – jakby zaglądał w przepaść, której ja nie mogę dostrzec.

Książę bez korony [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz