Rozdział 16

26 7 2
                                    


Galeria Killiana jest zatopiona w ciepłym, bladym świetle poranka, które rozlewa się po betonowej wylewce, odbijając od surowych ścian pełnych obrazów. Ta przestrzeń jest jak wyjęta z innego świata — spokojna, inspirująca, pełna sztuki, której zawiłości nawet nie próbuję pojąć. Zmęczenie i frustracja wyraźnie ciążą na moich ramionach, a głowa nadal pulsuje od myśli o tym, co widziałam wczorajszego wieczora. Wchodzę głębiej, od razu dostrzegając Killiana, który przegląda jakieś dokumenty przy jednym ze stołów. Gdy słyszy moje kroki, podnosi głowę.

— Jak idzie medytacja? — pyta od razu, bez zbędnych wstępów. Jego ton jest rzeczowy, chłodny, jakby wszystko inne nie miało znaczenia. Przewracam oczami.

— Daj mi spokój. — odpowiadam ostrzej, niż zamierzałam. Cała ta sytuacja ciąży mi na sercu bardziej, niż bym chciała przyznać.

Killian unosi wzrok znad stosu papierów i wpatruje się we mnie z tym swoim charakterystycznym spokojem, który wyprowadza mnie z równowagi. Patrzy z taką intensywnością, że mam ochotę się gdzieś schować.

— Wstałaś lewą nogą? — pyta w końcu, choć jego ton sugeruje, że nie jest zaskoczony.

Czuję, jak moja frustracja narasta. Jeszcze kilka godzin temu myślałam, że mam przyjaciół, że są dla mnie oparciem. Ale teraz? Widok Loli, Finna i Lestera bawiących się beze mnie... Moje serce zaciska się boleśnie na tę myśl. Czuję się wykluczona. Ignorowana.

— Widziałam ich. Lolę, Finniego, Lestera... Byli razem w klubie. Śmiali się, bawili... — Wciągam powietrze, czując, że słowa mnie przytłaczają. — Nawet nie pomyśleli, żeby mnie zaprosić. Jakby mnie nie było, jakbym nic dla nich nie znaczyła.

Killian nie odpowiada od razu, tylko odsuwa papiery i wpatruje się we mnie przez chwilę z czymś, co wygląda na mieszankę zrozumienia i... zmartwienia? Jego milczenie działa mi na nerwy. Spodziewałam się jakiegoś komentarza, reakcji, ale on po prostu patrzy, jakby już to wszystko przewidział.

- W takim razie robisz postępy. - kwituje rzeczowo, zbijając mnie tym kompletnie z pantałyku. Czy w ogóle słuchał co do niego mówiłam?

— Co? Jakie postępy? O czym Ty znowu pleciesz? - irytuję się. - Mówię Ci, że moi przyjaciele zlewają mnie ciepłym moczem, a ty zmieniasz temat, jakbyś w ogóle nie był tym zainteresowany.

Killian wzdycha i przeczesuje dłonią włosy. — Bo nie jestem.

Patrzę na niego z niedowierzaniem. Czy dla niego liczy się tylko to, czy panuję nad swoją magią?

- Świetnie, bardzo miło z twojej strony. - wyrzucam dłonie w powietrze w geście kapitulacji. - Nie wiem, po co tu w ogóle przyszłam.

Najpierw Lola i chłopaki, a teraz Killian? Mam ochotę zerwać najbliższy blejtram ze ściany i walić nim o podłogę, aż nie zostanie nic, tylko połamane listwy i fragmenty płótna.

- Illwhyrin... - wzdycha ciężko. - Naprawdę myślałaś, że to było prawdziwe?

Zamieram w pół kroku. Świdruję go wzrokiem, ale jego twarz to znów pozbawiona jakichkolwiek emocji maska.

— A dlaczego miałabym sądzić, że jest inaczej? — pytam, marszcząc brwi.

Killian mruży oczy, jakby zastanawiał się, jak najlepiej to wyjaśnić. Potem pochyla się nieco w moją stronę i mówi powoli, z dziwną intensywnością.

– Powiedz, że nie myślałaś, że zbudowałaś to wszystko na swojej osobowości, błagam. - czuję, jak policzki mi płoną po tych słowach. Czy naprawdę zaprosił mnie tutaj, żeby mi teraz dopiec? - Ludzie lgną do ciebie, bo tworzysz coś, czego oni nie rozumieją, ale co instynktownie czują. To dlatego odnosiłaś sukcesy. Używasz magii, nawet jeśli nie zdajesz sobie z tego sprawy. Ociekasz nią, pamiętasz? Nawet jeżeli tego nie chcesz, czy o tym nie wiesz, to wpływasz na ludzi.

Stoję tam, zszokowana jego słowami. Mówił mi, że moja magia działa na niego. Na wszystkich. Ale chyba nie...

– Chyba musisz mówić jaśniej... – szepczę.

– Twoja magia jest w tobie. Złamana, czy też nie. To ona sprawia, że ludzie nie potrafią przejść obojętnie obok tego, co tworzysz. Dlatego twój profil tak szybko się wybił. – mówi z pogardliwym uśmiechem. – I dlatego ludzie z twojego otoczenia mogą zachowywać się teraz dziwnie.

Stoję osłupiała, bo nic z tego nie rozumiem. Killian patrzy na mnie, jego oczy błyszczą z dziwną intensywnością, jakby chciał mi coś przekazać, ale wahał się przed wypowiedzeniem tego na głos. W końcu jednak się odzywa, a jego słowa trafiają prosto w sedno.

– To nie są twoi przyjaciele – mówi cicho, ale stanowczo, jakby każde słowo ważyło tonę.

– To, że nie są fae... – próbuję się bronić, ale on kręci głową i mi przerywa.

– Och błagam... – Killian wywraca oczami. – Nie jestem uprzedzony, jak inni fae, ale to, co łączy cię z tą trójką, to nie jest prawdziwa przyjaźń.

Czuję, jak coś we mnie pęka, jakby jego słowa były ostrzem, które przecięło niewidzialną nić łączącą mnie z Finniem, Lolą i Lesterem. Przypominam sobie wszystkie te chwile, kiedy byli przy mnie, jak mnie wspierali, i czuję, jak narasta we mnie bunt.

– Byli ze mną od samego początku – mówię, starając się brzmieć pewnie. – Lolę poznałam niemal od razu...

Killian przechyla lekko głowę, jego usta wykrzywiają się w cieniu uśmiechu. Ale to nie jest radosny uśmiech. Raczej coś w rodzaju ulgi, jakby widział, że powoli sama zaczynam do tego dochodzić.

– A nie zauważyłaś, że to wszystko jest dość... powierzchowne? – pyta, pochylając się bliżej. – Zastanów się, o czym z nimi rozmawiasz, czemu spędzają z tobą czas? Jesteś w stanie powiedzieć mi, jaki jest ich ulubiony kolor, czy mają zwierzaki, jakie są ich pasje, do czego dążą w życiu? A co oni wiedzą o tobie?

Otwieram usta, ale nie mogę znaleźć odpowiedzi. Czy kiedykolwiek pytałam Finniego o jego marzenia? Czy Lola wspominała coś o swoich głębszych pragnieniach? Lester zawsze był tajemniczy, ale... nigdy nie próbowałam go naciskać. Niechętnie, czuję, jak mój opór słabnie.

– Przecież ich znam... – mówię, bardziej do siebie niż do Killiana.

– To magia, Illwhyrin – odpowiada natychmiast, jakby czytał w moich myślach. Jego głos jest miękki, ale stanowczy. – Ten twój blask, nad którym nie panujesz. To on ich do ciebie ściągnął i tylko on ich przy tobie trzyma. Kiedy tylko zaczniesz panować nad magią, znikną z twojego życia.

Czuję, jak moje gardło się zaciska. Czy naprawdę to możliwe? Całe moje życie wśród ludzi... Czy to wszystko było tylko iluzją, magią, która wypaczała rzeczywistość? Patrzę na Killiana z rosnącą frustracją, czując, że grunt pod moimi stopami zaczyna się rozpadać.

– To już się zaczęło... – odzywam się, ledwo powstrzymując łzy – Odkąd pracuję nad zebraniem mojej magii do kupy, oni coraz bardziej mnie ignorują. To dlatego, prawda?

Killian przygląda mi się przez chwilę, jakby ważył każde słowo, które zaraz wypowie. W końcu spuszcza wzrok i mówi cicho, ale z niepokojącą pewnością:

– Im bardziej panujesz nad magią, tym mniej nią ociekasz. A skoro magia jest jedynym, co przyciągnęło do ciebie tych ludzi to będziesz, jak... znajomy z pracy. Będą wiedzieć, że jesteś, nie zapomną o tobie, ale nie będą mieć chęci ani potrzeby, żeby spędzać z tobą czas.

Te słowa uderzają mnie jak rozpędzona ciężarówka. Czuję, jak moje serce gwałtownie się kurczy, a oddech staje się płytki. Wszystko, co myślałam, że miałam roztrzaskuje się na milion kawałków, których nigdy nie będę w stanie pozbierać.

Od samego początku nie miałam nad niczym kontroli - wszystko, co się wydarzyło, co zdawało mi się, że osiągnęłam, było tak naprawdę zasługą przypadku, magii, której nie potrafiłam opanować. A gdy zaczynałam odzyskiwać nad nią panowanie, traciłam kontrolę nad swoim życiem.

Nic nie było prawdziwe.

A Killian doskonale o tym wiedział. 

Książę bez korony [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz