Rozdział 34

22 3 3
                                    


Yara opuszcza salę jako pierwsza i nikt nawet nie próbuje jej zatrzymywać. Wygląda na to, że kobieta nie cieszy się tutaj dobrą sławą. Pozostali fae opuszczają swoje fotele i schodzą się w centrum sali. Przystają obok Rina, gawędzą, mówią o swoich zmartwieniach.

Killian nie rusza się ze swojego fotela.

- Oszalałaś. - jego głos jest cichy. - W tej ciemności postradałaś rozum, dlatego chcesz wchodzić w szranki z Barierowymi? To, że scaliłaś swoją moc nie czyni cię potężną, Illwhyrin.

Spoglądam na niego z lekkim niedowierzaniem. Jak zwykle nie jestem w stanie nic wyczytać z jego twarzy.

- A to nie ty przypadkiem mówiłeś, że mogę być potężna, jeżeli będę pracować nad swoją magią? - pytam z nieskrywanym zdziwieniem. Killian wywraca oczami.

- Pracować, a nie rzucać się na Barierowych przy pierwszej, lepszej okazji.

Jego twarz to nadal maska obojętności, ale drżenie w głosie go zdradza. Martwi się, a może się boi? Nie jestem pewna, co kryje się za jego rozedrganym głosie.

- Chyba mnie nie doceniasz. - ucinam. Nie czekam na jego reakcję i dźwigam się z fotela. Schodzę po stopniach widowni i nieśmiało kieruję się do zgromadzonych przy projektorze.

Kiedy podchodzę do grupy fae, ich rozmowy na chwilę cichną. Czuję na sobie ich spojrzenia – pełne ciekawości, a może nawet ostrożności. Wciąż w powietrzu unosi się napięcie po naszej burzliwej dyskusji o Barierowych, ale jest też coś innego, subtelnego – coś, co wydaje się bardziej osobiste.

Rin pierwszy wychodzi mi naprzeciw. Jego oczy, jak zwykle pełne spokoju, łagodzą nieco moją niepewność.

– Dobrze, że do nas dołączyłaś, Illwhyrin – mówi, kiwając głową w geście powitania. Jego głos działa na mnie kojąco. – Myślę, że nie miałaś jeszcze okazji poznać reszty.

Zanim odpowiem, wyrasta przede mną Elowen, kobieta o ostrych rysach i przenikliwym spojrzeniu. Patrzy na mnie, jakby oceniała, choć jej twarz nie zdradza wrogości. Jest w niej raczej chłodna kalkulacja.

– Złamana magia to nie zabawka – mówi cicho, bardziej do siebie niż do mnie. – Ale skoro już się z nią zmierzyłaś, lepiej, żebyś nauczyła się jej używać z rozwagą. – Jej słowa brzmią jak ostrzeżenie, ale wyczuwam też w nich coś w rodzaju szacunku. Kiwa mi głową, a ja oddaję ten gest, choć jej powściągliwość sprawia, że czuję się trochę niepewnie.

Tuż za nią pojawia się Kestrel, blond fae, który widział Barierowych. Mierzy mnie wzrokiem od stóp do głów, a ja wysoko zadzieram głowę, by spojrzeć mu w oczy.

- Twoja magia może być jedynym, co będzie miało znaczenie, gdy przyjdzie nam się z nimi mierzyć. - mówi z naciskiem na każde słowo. Atmosfera jest niemal podniosła. Lekko kiwam mu głową, bo nie mam pojęcia, co można odpowiedzieć w takiej sytuacji.

Pochód zamyka śniady fae, Sylph, który podszedł do mnie jeszcze na zebraniu. Wygląda, jakby doznał objawienia.

- To dla nas ogromne szczęście. Błogosławieństwo! Wieczna Zieleń jednak jest łaskawa!

Nawet nie czeka na moją odpowiedź, tylko odchodzi za pozostałą dwójką. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Sylph trochę za dużo czasu poświęcił na modlitwy.

Z boku podchodzi starsza fae o bujnych, srebrzystych lokach, które ledwo nadążają za jej energicznymi ruchami. Umbra, jeśli dobrze pamiętam, z uśmiechem wyciąga do mnie rękę.

– Nie przejmuj się tymi wszystkimi ponurakami. – Machnęła ręką, jakby chciała zbyć wszelkie obawy. – W pieśniach zawsze tkwi ziarnko prawdy, a ja wierzę, że twoja moc przyniesie nam korzyści. W każdym razie, zawsze miło widzieć nową twarz w tych naszych niepewnych czasach. – Jej uśmiech ma w sobie coś matczynego, co sprawia, że napięcie w moich ramionach odrobinę puszcza.

Książę bez korony [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz