#5

6.6K 510 44
                                    

- Dobrze ci radzę, sprawdź jeszcze raz i nie wkurwiaj mnie.

- Wedle życzenia. - przełknął nerwowo ślinę i wpisał coś w komputerze. Spojrzałem nerwowo na Louisa, a ten wzruszył ramionami. Tak jak ja nie miał pojęcia o co tu do cholery teraz chodzi.

- Tak jak mówiłem, dziecka pod tym adresem nie ma. Zostało już odebrane.

- Jak to odebrane? - Stella podskoczyła na dźwięk mojego głosu. Starszy mężczyzna wyciągną chusteczkę z kieszeni i wytarł czoło.

- Matka dziecka musiała je odebrać, nie widzę innego rozwiązania.

- Kiedy ja jestem matką. - Stella wepchała się przede mnie stając przed mężczyzną. - To jakieś idiotyczne nieporozumienie.

- Albo po prostu robisz sobie z nas jaja. Dobrze ci radzę, nie przekraczaj linii. - to, że byłem wściekły to mało powiedziane. - Zapłaciłem i czekałem, a ty tak po prostu dałeś moje dziecko komuś innemu?

Stella mruknęła coś na wzór 'nasze', a mężczyzna westchną nie wiedząc co robić.

- Możemy jeszcze iść i się upewnić do kobiet co się nimi zajmują. Może jest jakiś błąd w danych. - spojrzał na komputer.

- Lepiej dla ciebie by tak było.

Czułem się dziwnie, jakby mi ktoś podciął skrzydła, kiedy szedłem za Arlondem. Tak bardzo oczekiwałem tego dziecka, a teraz kiedy już je miałem mieć coś szło nie tak jak trzeba.
Całe życie pod górkę.

Chwilę później moim oczom ukazało się ogromne pomieszczenie, a w nim inkubatory z dziećmi. Były tu dogodne warunki, można było rzec, że lepsze niż w szpitalach. Maluchy machały rączkami, inne spały, a ja tak bardzo chciałem wziąć to swoje i wrócić do domu.

- Co się stało? - ruda kobieta siedząca za biurkiem popatrzyła na nas zdziwiona. Zapewne pilnowała tych wszystkich dzieci.

- Chodzi o dziecko 423, jest tutaj? - zapytał Arlond, a ona zmarszczyła brwi. Wzięła jakąś kartkę i pokręciła głową. Skręciło mnie w środku.

- Mam tutaj napisane, że dziecko zostało już odebrane.

- Na pewno?

- Tak, poza tym inkubator 423 jest pusty, nie widzisz. - wskazała głową na przedmiot obok mnie.

Arlond wypuścił ze świstem powietrze.

- Mogę ci zaproponować jakieś inne dziecko, bo nic już nie zrobię z odzyskaniem tamtego. - mruknął. Z całych sił powstrzymywałem się by się na niego nie rzucić.

- Doszło do jakiegoś nieporozumienia? - wcięła się ruda.
Niech odejdzie póki jej też nie rozpierdolę.

- Tak, zostało dane jego dziecko komuś innemu.

Stella znowu mruknęła 'nasze', a ja wywróciłem oczami. Czyli już po ptakach, nie mam swojego maleństwa.

- Ale zaraz zaraz. - kobieta podeszła do tabletu w ścianie i przycisnęła środkowy guzik. Wczytał on jej linie papilarne kciuka i pozwolił na dalsze poszukiwania. Mój oddech był nierówny, kiedy powoli przewijała jakąś tabelę, aż natrafiła na literę 'M'. - Malik. - mruknęła cicho do siebie i przejechała w dół danych. - Pańskie nasienie zostało połączone z komórką jajową w dniu 1 października 2014 roku o godzinie 11:30. - zacięła na chwilę jeszcze bardziej przesuwając w dół. - A pani kim jest?

Stella oprzytomniała patrząc na nią ze znakiem zapytania.

- Stella Brown, matka dziecka. To z moją komórką został połączony plemnik.

Ruda pokręciła głową i spojrzała na mnie.

- I tu jest właśnie błąd. Nie z pani komórką jajową, ale z rzekomą Sianą Prescott zostało połączone nasienie. Dlatego dziecko zostało jej wydane bez żadnych przeszkód.

Powoli przyswajałem nowe informacje.
Pomylili się i kobieta która nosiła dziecko moje i Stelly, nosiła tak naprawdę moje i tej całej Siany? Od samego początku wiedziałem, że mogą być problemy, bo płacić kobiecie, która tak po prostu ma ci urodzić dziecko, które tak naprawdę w ani 1% nie jest jej.
Cholera, byłem w dupie.

- I co ja mam teraz zrobić? - zapytałem zamyślony. Arlond wyraźnie się rozluźnił, ta ruda uratowała mu dupę.

- Możesz po prostu dogadać się ze Sianą, albo złożyć następne zamówienie.

- W takim razie podaj mi jej adres.

- Niestety nie możemy.

- Proszę, zapłacę ile chcesz.

Kobieta uśmiechnęła się smutno.

- Przepraszam, ale naprawdę nie możemy.

Trzasnąłem mocno drzwiami, kiedy wychodziliśmy. Nigdy, przenigdy nie spodziewałbym się takiego obrotu spraw. Może gdyby tej rudej tutaj nie było Arlond podałby mi adres, bo widziałem, że był łasy na pieniądze.

- Spokojnie stary, znajdziemy ją. - Louis poklepał mnie po plecach.

- No chyba raczej nie. - oboje spojrzeliśmy na Stellę. - To nie będzie już moje dziecko, nie będę wychowywać nieswojego.

- Teraz mnie to nie interesuje.

- Ale Zayn. - złapała mnie za dłoń, kiedy chciałem wsiąść do auta. - Złożymy jeszcze jedno zamówienie i będziemy przy tym całym zabiegu by być już pewni. Albo jak nie chcesz to mogę ja zajść w ciążę, żaden problem.

- Ale ja chcę tamto. - wyszarpałem rękę. Nawet nie wiem czy to chłopiec czy dziewczynka.

Fuknęła.

Bez zapowiedzi zająłem swoje miejsce. Louis i Stella byli zmuszeni do tego samego. Dziewczyna milczała całą drogę, tylko z Louisem wymieniałem jakieś pojedyncze zdania. Odstawiłem ją pod jej dom, a z przyjacielem skierowałem się do swojego.

- I co teraz zamierzasz? - zapytał po chwili.

Wzruszyłem ramionami.

- Wezmę piwo i legnę przed telewizorem.

- Nie o to mi chodzi.

Wypuściłem ze świstem powietrze.
Gdybym skontaktował się z Sabriną nic by mi nie powiedziała. Na początku tego całego zabiegu rozmawiałem z nią, ale wydała się dziwna. Wykonała to, co miał

- Muszę ją znaleźć, ma coś co należy też do mnie.


Anais 》Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz