#27

5.1K 506 26
                                    

*Perspektywa Zayna*

- Pamiętaj Zayn - Niall z szerokim uśmiechem podszedł do mnie i położył rękę na plecach. Strzepnąłem ją. - masz opiekować się Anais i Oscarem pod naszą nieobecność, rozumiesz?

Miałem ochotę wywalić mu flakonem w łeb, który stał tuż obok mnie. Oczywiście, że chciałem z nimi jechać na akcję za granicę, ale były dwa problemy. Po pierwsze, szef nadal 100% mi nie ufał, a po drugie miałem szkolić dziewczynę. Naprawdę nienawidziłem siebie za wzięcie jej pod 'opiekę'. Gdyby nie ona, już dawno byłbym spakowany i siedział w aucie.

- Odpierdol się, dobra?

- Ciesz się, że szef cię nie wywalił. - ściszył głos. - Dobrze wiesz, jak reaguje, gdy są występki tego typu jak twoje.

Zacisnąłem usta.

- Ja nic nie zrobiłem. To ona się na mnie rzuciła, a on wszedł w nieodpowiedniej chwili i...

- Zayn - zaśmiał się. - Anais z własnej woli by cię nawet nie dotknęła. Powinieneś dostrzec jej starania i pomóc jej jakoś.

Nigdy.

- Nie nadaje się. Mam to każdemu z osobna powtarzać?

- Może na gangstera to nie. - zaciął na moment. - To tylko moje wyobrażenie, nie obrażaj się ani nie pobij mnie za coś co chcę ci powiedzieć.

- No dawaj. - mruknąłem znudzony.

- Myślę, że dobrze by się tobą zaopiekowała, gdybyście spróbowali razem. - nie widziałem siebie, ale poczułem, że pobladłem. On tego nie powiedział. - Poza tym szukasz swojego dziecka dość długo, nie sądzisz, że powinieneś zrezygnować i zaprzestać? Przygarnąć do siebie to, co daje ci los?

Stałem w bezruchu patrząc w jego oczy. Naprawdę nie miałem pojęcia co powinienem mu powiedzieć. Cisnęły mi się na usta same wyzwiska dla jego osoby, a ręka, którą trzymałem w kieszeni zacisnęła się w pięść.

- Niby co mi daje? - warknąłem trochę za głośno. 

Pokręcił z westchnienie głową.

- Każdy dobrze wie jak bardzo chcesz zostać ojcem. - spoważniał. - Anais nie ma nikogo stałego, może w tym wszystkim o to chodzi? Byś pomógł jej z Oscarem i poczuł się spełniony?

- Wyjdź.

- Zayn ja nie widzę innego wyjścia. Przecież nie będziesz szukał wiecznie.

- Powiedziałem wyjdź. Nie będziesz mi mówił, co mam robić.

Zamilkł i odwrócił się do drzwi. Oddychałem ciężko, czekałem aż wyjdzie, by cisnąć za nim poduszką. Jednak w ostatniej chwili się odwrócił. 

- Tylko nie wyżywaj się na niej, gdy nas nie będzie.

Miał mi gówno do gadania

*

*Perspektywa Anais*

- Chcę się spotkać.

Zmroziło mnie. Porozglądałam się jeszcze raz, czy aby Zayn nie zszedł z piętra.

- Ty chyba sobie ze mnie kpisz. - szepnęłam do telefonu. - Nie dzwoń do mnie. Chciałeś, bym zniknęła z twojego życia, to masz. 

- Anais chcę porozmawiać z tobą na spokojnie i zobaczyć syna.

Zamknęłam na moment oczy.

- Przecież dobrze wiesz, że on nie jest twój. 

- Wiem, ale to nie oznacza, że za wami nie tęsknię. Chciałbym spróbować jeszcze raz. Wróć proszę.

Miałam ochotę prychnąć.

- Twoja matka dała mi dość mocno do zrozumienia, bym się wynosiła. Nie zamierzam wracać, gdy...

- Pokłóciłem się z nią, nie odzywamy się od dobrego tygodnia. Nie chcę już by mnie odwiedzała.

- I myślisz, że to mnie przekona do wrócenia? - zwilżyłam suche wargi. Oddychałam ciężko, w ogóle ta rozmowa była dla mnie trudna. - Minęło tyle czasu, mogłam już dawno umrzeć z głodu, a ty nawet byś o tym nie wiedział.

- Przepraszam.

Przełknęłam ślinę próbując nie myśleć nad jego propozycją. To pewnie kolejny kit jaki chce mi wcisnąć, bo nie ma kogo pieprzyć. Zbyt długo byłam odtrącana, by teraz tak po prostu wpaść mu w ramiona. 

- Nie pomyślałeś, że może znalazłam ojca mojego dziecka? - zawahałam się. - Że może teraz jesteśmy szczęśliwi?

Nienawidziłam kłamać, ale cóż. Potrzebowałam, by się ode mnie odczepił, bym mogła choć w mały sposób żyć normalnie. Myślałam, że zapomniał o mnie, przecież tak długo się nie odzywał. Teraz jednak, kiedy zadzwonił poczułam strach. Dobrze pamiętałam, co powiedział Zayn o rzekomym 'wrzodzie'. 

- Anais kochanie, nie gadaj głupstw. Podaj mi adres i jadę po was.

- Nie. - wyprostowałam się. - Nie dzwoń do mnie więcej.

Rozłączyłam się nie dając mu szansy na jakąkolwiek reakcję. Odetchnęłam głębiej nalewając sobie wody do szklanki. Nie miałam możliwości dłużej rozmyślać nad moim marnym życiem, bo usłyszałam stękanie Oscara.

*

Było już grubo po północy, kiedy nerwowo kołysałam syna. Nie chciałam spać, a lek na gorączkę który mu podałam nie chciał działać. Popadałam w paranoję nie wiedząc co dalej robić. Bałam się jak cholera ze po prostu dziecko zejdzie mi ze światu.

Nie zastanawiając się długo zapukałam do drzwi Zayna.
Gdybym wiedziała że spał jak zabity weszłabym do niego szybciej.

- Zayn. - dotknęłam jego ramienia drżącą dłonią. Jęknęłam kiedy chrapnął i odwrócił się na drugi bok. Oscar jakby czuł i zacząć głośno płakać. Momentalnie Zayn otworzył oczy krzywiąc się na światło.

- Co ty tu robisz? - chrypał siadając.

- Oscar ma wysoką gorączkę, a nie zabije jej sama. Przyszłam prosić o podwózkę do szpitala.

Zmarszczył brwi pocierając oczy.

- Nie pomyślałaś o taksówce?

Przekonałam ślinę kołysząc Oscara.

- Ty byłeś moja pierwszą myślą.

Już miałam wyjść bo dość długo nie odpowiadał. Po prostu pocierał swoje oczy mamruczac coś do siebie. Denerwowałam się. Przecież moje dziecko potrzebowało lekarza.

- Idź się ubieraj, zaraz będę gotowy.

Ulżyło mi jak nigdy.

- Okej, tylko proszę pośpiesz się.

Spojrzał na mnie zły i zaspany jednocześnie. A gdy wychodziłam bojąc się ze zmieni zdanie, Oscar aż wyginał głowę w stronę Zayna.

Nawet
on czuł, że to jego ojciec.


Anais 》Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz