- Tak. - mruknął szef paląc cygaro. Ślinka leciała mi na sam widok, ale odmówiłem kiedy mi proponował. Znam go nie od dziś, jeśli coś od niego weźmiesz potraktuje to jako obiecaną przysługę i wpierdoli w jakieś gówno nawet o pierwszej w nocy. - Anais ma dziecko. Masz coś do tego?
Och, mogłem powiedzieć, że wykorzystywał moją sytuację. Wiedział, że teraz byłem przewrażliwiony na punkcie dzieci, bo jebana Siana mająca moje dziecko zapadła się pod ziemię. Ja pierdole, to naprawdę rujnowało moją psychikę. Czekałem na nie tak długo, może gdybym posłuchał Stelli i pojechał szybciej to ja byłbym pierwszy i zabrał je?
- Nie, tak tylko chciałem się upewnić. - westchnąłem. Nie mogłem się pogodzić z faktem, że nawet ona miała dziecko, w dodatku miesięczne. Takie są najlepsze.
- Źle robisz Malik chcąc wpieprzyć swojego rekruta.
- Nie chodzi mi o to, po prostu nie jest nam potrzebny ktoś, kto zamiast pomagać w akcjach, będzie zajmować się swoim dzieckiem.
- Wielu moich jest ojcami, przecież to twoi znajomi. Jakoś dają radę. - wydmuchał dym. Ale tu do cholery chodzi, że ona jest matką... - Poza tym sam chciałeś zostać ojcem.
Skręciło mnie w żołądku. Nie kurwa, tylko niech nic nie wspomina.
- Nie chcę o tym gadać.
- Myślałem, że poczekasz jeszcze te kilka lat do trzydziestki i wtedy pomyślisz o potomstwie. - przejechał palcem po dolnej wardze. - Ale nic ci nie zabraniam, jesteś zasłużony, należy ci się coś od życia.
Ułożyłem usta w dzióbek po jednej stronie twarzy. Westchnąłem cicho, kiedy kontynuował.
- Słyszałem o tym całym zajściu w klinice Arlonda
A więc to była klinika, a nie burdel...
- ... i uwierz mi, jako pięćdziesięciopięcioletniemu mężczyźnie, nie szukaj szczęścia na siłę. Przyjdzie do ciebie w nieoczekiwanym momencie, ale przyjdzie.
Nie rozumiałem jego słów.
- Czyli, że po prostu mam się poddać i przestać szukać mojego dziecka?
- Wiesz - nachylił się bliżej mnie. - to dziecko nie jest tylko twoje. Będą komplikacje, znając życie kobieta nie zechce ci go po prostu oddać.
- To ją zabiję.
Zaśmiał się ponuro.
- Chcesz odbierać własnemu dziecku matkę? Malik zastanów się.
Przeczesałem swoje włosy. Później moje palce spoczęły w kącikach oczu. Byłem zmęczony. Zegar pokazywał jedenastą w nocy, wstałem o piątej, więc co się dziwić, że chcę spać.
- Ja już kurwa nie wiem gdzie szukać, jakby wyparowała, nie pozostawiła po sobie żadnych śladów.
- Sprawdzałeś kamery z tego dnia u Arlonda?
- Nie działały wtedy. - prychnąłem. - Cóż za zbieg okoliczności.
- A wiesz chociaż jak ma na nazwisko?
- Oczywiście, że nie. Nic nie chcą powiedzieć.
Szef wiedział, że jakby próbować coś do Arlonda i jego kliniki my mielibyśmy bardziej koło dupy niż on jeśli chodzi o policję. Mógł nas zaskarżyć, bo w pewnym stopniu jego burdel był z prawem, a my jednak nie.
- W takim wypadku może powinieneś spłodzić dziecko ze stałą partnerką? Wtedy już ci na pewno nie zwieje.
- Masz na myśli Stellę? - Chryste, nigdy w życiu.
- No niekoniecznie. - zmarszczył brwi uśmiechając się cynicznie. Nikt jej nie lubił. - Znajdź sobie kogoś innego.
- Taa, od razu zechce zajść ze mną w ciążę.
- Sprostujesz to wypadkiem. Przebij prezerwatywę czy coś.
To była myśl, ale kurwa ja chciałem tamto dziecko. Naczekałem się tyle miesięcy by teraz żyć ze świadomością, że poddałem się i już nigdy nie zobaczę własnego dziecka. Może takie jest przeznaczenie? Może to faktycznie za szybko...
- Idę już. -wstaję z westchnieniem.
- Już myślałem, że nigdy się nie domyślisz.
Ha ha ha. Śmieszne.
Zauważyłem wyglądającą zza rogu Jessie, nowa kochanka szefa. Kiedy tylko została przeze mnie przyłapana uciekła w głąb kuchni.
- No idź Malik. - popchnął mnie lekko. - Nie patrz tak na moją kobietę.
- Nie podoba mi się.
- Głupiemu możesz mówić. - doprowadził mnie do drzwi. Opuszczam jego dom bez zbędnych słów i już po kilkunastu minutach jestem w domu. Kiedy mam w planach pogaszenie świateł wibruje mój telefon.
Błagam, tylko nie Stella.
- Czego? - mamroczę do Harrego.
- Mogę wpaść?
- Nie.
- Mam trop.
Z powrotem przyłożyłem telefon do ucha. Jego słowa mnie zaciekawiły.
- Jaki trop?
- W związku z tą całą Sianą. Jeśli pozwolisz mi przyjechać powiem ci co mam.
Czekałem na Stylesa nerwowo chodząc w te i z powrotem. Z tego wszystkiego odechciało mi się spać, już miałem wmówić sobie słowa szefa bym nie szukał szczęścia na siłę, ale kiedy Harry zadzwonił nie mogłem dalej tak myśleć. Cholera, z dnia na dzień było ze mną gorzej.
Kiedy drzwi się otworzyły i wszedł do środka z niewidomych przyczyn mój żołądek się ścisną. Denerwowałem się, tylko dlaczego?
- Mam nadzieję stary, że powiedziałeś Anais kilka słów o mnie.
Ja pierdole, nie żebym chciał, ale zapomniałem.
- Tak, jasne.
- Świetnie. Jutro powiedz jej, że chcę się z nią spotkać.
Skinąłem i patrzyłem jak siada naprzeciw mnie. Chwycił jedno z piw które przygotowałem i zaczął pić.
- Mów co wiesz.
Uśmiechną się lekko przeczesując swoje włosy.
Styles opowiadał mi jak poszedł do kliniki i pieprzył tam jedną z pielęgniarek. Ta tak po prostu powiedziała mu nazwisko Siany, zapewne była to jakaś nowa nie znająca panujących tam zasad. Jednak to już było coś, znałem jej imię i nazwisko. Teraz tylko potrzebowałem iść do Liama by wyszukał mi jej adres w tych swoich komputerach...
---
Zapraszam na nową książkę o Zaynie - Obserwowana :)
CZYTASZ
Anais 》Z.M✅
FanfictionPieniądze są motywacją, pieniądze są konwersacją, Ty jesteś na wakacjach, a nam płacą więc... Tak, to jest życie, które wybrałem Wystrzały w ciemności, jedno oko zamknięte I gotujemy towar jak w jednookiej kuchence Możesz przyłapać mnie całującego s...