#11

5.8K 478 28
                                    

- Przynajmniej to potrafisz. - odetchnąłem głęboko, kiedy po wszystkim siadała z powrotem na moje kolana. Odgarnęła mi przylepione do czoła kosmyki włosów znowu mocno chwytając się moich ramion. Chwilę zajęło mi zanim oddech mi się wyrównał, a praca serca stała się taka jak zawsze. - Masz spermę na policzku.

Jej dłoń od razu podążyła do twarzy i ciecz została starta palcami. Przysunąłem nogi bliżej siebie, by było jej wygodniej. Mruknęła coś cicho opierając się o mnie bardziej, znalazła sobie krzesło czy co?

- Dzisiaj mam zdać informacje o twoich postępach. 

Spojrzała na mnie tymi swoimi oczami. Próbowałem potajemnie doszukać się oznaki źrenicy, cokolwiek, ale nic nie znalazłem. Jej oczy były niespotykane. 

- Więc co powiesz szefowi?

Och, próbowała ze mną grać? 

Rozciągnąłem leniwie usta przechylając głowę w lewo.

- A co byś chciała bym powiedział? - jeździła paznokciem po tyle mojej szyi. Rozsyłała tym miliony dreszczy po organizmie, ponieważ od zawsze miałem w tamtych rejonach jebane łaskotki. 

- Same dobre rzeczy, chciałabym przejść dalej.  - szeptała. Mimowolnie spojrzałem na jej czerwone, jeszcze opuchnięte usta. 

- Płacą mi za kształcenie człowieka, który dołączy do gangu. Nie jestem przekonany czy ty się nadajesz.

- Ależ tak. - zmarszczyła brwi. Denerwowałem ją, wiedziałem to przez usta, które tak miarowo zaciskała. - Ja muszę zarabiać sama, wyprowadzić się z domu i uciec.

Badałem mimikę jej twarzy. Anais mnie zaciekawiła.

- Dlaczego? Widząc twój dom, mógłbym rzec, że twój chłoptaś sra pieniędzmi. 

Zamknęła na chwilę oczy. To chyba niestosowne, że tak długo siedziała mi na kolanach. 

- To nie jest mój chłopak. 

- Więc dlaczego z nim mieszasz?

- Bo nie mam pieniędzy, by wyprowadzić się już teraz. Poza tym on domyśla się czegoś co zrujnuje mnie doszczętnie, dlatego chcę wejść w gang.

- Zdradziłaś go?

- My nie jesteśmy razem. - warczała. - Nie powinny cię obchodzić moje prywatne sprawy. 

- Jeśli chcesz przejść radzę być potulną. - usłyszałem szmer na górnym piętrze. 

- Czyli mam ci wszytko powiedzieć? - prychnęła. 

- Nie, jeśli pytam masz mi odpowiedzieć. Szczerze. 

Skinęła wzdychając cicho. Zmarszczyłem brwi odgarniając jej włosy z ramienia. 

- Co ty...

- On cię bije? - spojrzałem na nią twardo. Chciała uciec od mojego dotyku, ale w dość niedelikatny sposób przytrzymałem ją przy sobie. Wiedziałem, że oprócz sińców na dekolcie i szyi, będzie miała też odciśnięte moje palce na tyle. Syknęła pocierając bolące miejsce. 

- To... są malinki ćwoku. 

Powiedziała do mnie ćwoku. Zapamiętam kurwa. 

- Które wyglądają jak ślady po podduszaniu. Ja pierdole, ty nawet kłamać nie potrafisz. - wstałem. Dobrze, że w porę złapała się biurka, bo spadłaby na beton. 

- Nie powinno cię to obchodzić. Masz swoje życie. - chwyciła bluzę i szybko ją ubrała.

Prychnąłem. 

- Zdajesz sobie sprawę, że będziemy musieli zabić tego twojego fagasa, gdy jakimś cudem dostaniesz się do gangu? - założyła dumnie ręce na piersiach. - Zacznie węszyć, gdzie zawsze znikasz, a jeśli dowie się choćby odrobinę dostanie kulkę w łeb. I to z twoich rąk.

- Nic się nie dowie, chyba że dalej będziesz przyjeżdżał po mnie. - warknęła. 

Och, czyli to moja wina?

- Po pierwsze, ugryź się w język zanim znowu podniesiesz głos, bo nie do mnie takim tonem. - fuknęła, chcąc przejść obok, ale chwyciłem ją za łokieć. - Jak ty się do kurwy zachowujesz? I ty niby chcesz należeć do gangu?

Odwróciła ode mnie głowę, po chwili mogłem dostrzec pierwsze łzy. 

Ja pierdole.

- Tu nie ma czasu na słabości, jeśli nie ty będzie ktoś inny. Zawsze znajdzie się od ciebie lepszy. 

- Od ciebie też. - zaczęła szarpać ręką, więc po prostu ją puściłem. Nie chciałem znaczyć jej ciała, bo ten jej frajer nie wyglądał mi na idiotę. 

- Jedziemy stąd, nic tu po nas. - popchnąłem ją do wyjścia. Zabrałem jeszcze swoją skórzaną kurtkę i wyszedłem zaraz za nią. Wsiadła do samochodu, wycierając rękawem policzki.  Odpaliłem samochód i ruszyłem. Mocno zastanawiałem się czy aby na pewno nie oddać jej Harremu, może on będzie miał lepsze podejście do niej i wydybie z niej to co jest nam potrzebne. 

- Zapnij się. - mruknąłem ze zmarszczką między brwiami. Podciągnęła nosem drżącymi dłońmi zapinając pas.

Ja pierdole, była żałosna. 

- Posprzątasz mi dzisiaj ogród, jest w nim pełno liści. 

- Nie mogę. - spojrzała na mnie. 

- To nie było pytanie.

- Ale ja naprawdę dzisiaj nie mogę, muszę zająć się dzieckiem. 

- Jakim dzieckiem? - mój żołądek się skręcił. Nienawidziłem każdej osoby, która miała dziecko. To chujowe, ale dlaczego oni mogą je posiadać, a ja nie? - Masz dziecko?

- Tak. - szepnęła z kieszeni wyjmując chusteczkę. Wydmuchała nos. 

- Myślę, że jednak obejdzie się bez ciebie. Ten frajer siedzi w domu, powinien się nim zająć.

- On nie potrafi. - westchnęła z... żalem? - Oscar ma tylko miesiąc, poza tym i tak jedzie do pracy za pół godziny. 

Milczałem wkurwiony jeszcze bardziej. Czyli posiadali syna, kurewsko zajebiście. 

Chyba to, że nie chciałem na nią patrzeć i fakt, że wstałem dzisiaj szybko zatrzymałem się obok przystanku tuż niedaleko jej domu. Podziękowała mi cicho, wychodząc. 

Odjechałem z piskiem opon. To, że miała dziecko mnie zaintrygowało, ciekawe czy szef o tym wie.


Anais 》Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz