- Przynajmniej to potrafisz. - odetchnąłem głęboko, kiedy po wszystkim siadała z powrotem na moje kolana. Odgarnęła mi przylepione do czoła kosmyki włosów znowu mocno chwytając się moich ramion. Chwilę zajęło mi zanim oddech mi się wyrównał, a praca serca stała się taka jak zawsze. - Masz spermę na policzku.
Jej dłoń od razu podążyła do twarzy i ciecz została starta palcami. Przysunąłem nogi bliżej siebie, by było jej wygodniej. Mruknęła coś cicho opierając się o mnie bardziej, znalazła sobie krzesło czy co?
- Dzisiaj mam zdać informacje o twoich postępach.
Spojrzała na mnie tymi swoimi oczami. Próbowałem potajemnie doszukać się oznaki źrenicy, cokolwiek, ale nic nie znalazłem. Jej oczy były niespotykane.
- Więc co powiesz szefowi?
Och, próbowała ze mną grać?
Rozciągnąłem leniwie usta przechylając głowę w lewo.
- A co byś chciała bym powiedział? - jeździła paznokciem po tyle mojej szyi. Rozsyłała tym miliony dreszczy po organizmie, ponieważ od zawsze miałem w tamtych rejonach jebane łaskotki.
- Same dobre rzeczy, chciałabym przejść dalej. - szeptała. Mimowolnie spojrzałem na jej czerwone, jeszcze opuchnięte usta.
- Płacą mi za kształcenie człowieka, który dołączy do gangu. Nie jestem przekonany czy ty się nadajesz.
- Ależ tak. - zmarszczyła brwi. Denerwowałem ją, wiedziałem to przez usta, które tak miarowo zaciskała. - Ja muszę zarabiać sama, wyprowadzić się z domu i uciec.
Badałem mimikę jej twarzy. Anais mnie zaciekawiła.
- Dlaczego? Widząc twój dom, mógłbym rzec, że twój chłoptaś sra pieniędzmi.
Zamknęła na chwilę oczy. To chyba niestosowne, że tak długo siedziała mi na kolanach.
- To nie jest mój chłopak.
- Więc dlaczego z nim mieszasz?
- Bo nie mam pieniędzy, by wyprowadzić się już teraz. Poza tym on domyśla się czegoś co zrujnuje mnie doszczętnie, dlatego chcę wejść w gang.
- Zdradziłaś go?
- My nie jesteśmy razem. - warczała. - Nie powinny cię obchodzić moje prywatne sprawy.
- Jeśli chcesz przejść radzę być potulną. - usłyszałem szmer na górnym piętrze.
- Czyli mam ci wszytko powiedzieć? - prychnęła.
- Nie, jeśli pytam masz mi odpowiedzieć. Szczerze.
Skinęła wzdychając cicho. Zmarszczyłem brwi odgarniając jej włosy z ramienia.
- Co ty...
- On cię bije? - spojrzałem na nią twardo. Chciała uciec od mojego dotyku, ale w dość niedelikatny sposób przytrzymałem ją przy sobie. Wiedziałem, że oprócz sińców na dekolcie i szyi, będzie miała też odciśnięte moje palce na tyle. Syknęła pocierając bolące miejsce.
- To... są malinki ćwoku.
Powiedziała do mnie ćwoku. Zapamiętam kurwa.
- Które wyglądają jak ślady po podduszaniu. Ja pierdole, ty nawet kłamać nie potrafisz. - wstałem. Dobrze, że w porę złapała się biurka, bo spadłaby na beton.
- Nie powinno cię to obchodzić. Masz swoje życie. - chwyciła bluzę i szybko ją ubrała.
Prychnąłem.
- Zdajesz sobie sprawę, że będziemy musieli zabić tego twojego fagasa, gdy jakimś cudem dostaniesz się do gangu? - założyła dumnie ręce na piersiach. - Zacznie węszyć, gdzie zawsze znikasz, a jeśli dowie się choćby odrobinę dostanie kulkę w łeb. I to z twoich rąk.
- Nic się nie dowie, chyba że dalej będziesz przyjeżdżał po mnie. - warknęła.
Och, czyli to moja wina?
- Po pierwsze, ugryź się w język zanim znowu podniesiesz głos, bo nie do mnie takim tonem. - fuknęła, chcąc przejść obok, ale chwyciłem ją za łokieć. - Jak ty się do kurwy zachowujesz? I ty niby chcesz należeć do gangu?
Odwróciła ode mnie głowę, po chwili mogłem dostrzec pierwsze łzy.
Ja pierdole.
- Tu nie ma czasu na słabości, jeśli nie ty będzie ktoś inny. Zawsze znajdzie się od ciebie lepszy.
- Od ciebie też. - zaczęła szarpać ręką, więc po prostu ją puściłem. Nie chciałem znaczyć jej ciała, bo ten jej frajer nie wyglądał mi na idiotę.
- Jedziemy stąd, nic tu po nas. - popchnąłem ją do wyjścia. Zabrałem jeszcze swoją skórzaną kurtkę i wyszedłem zaraz za nią. Wsiadła do samochodu, wycierając rękawem policzki. Odpaliłem samochód i ruszyłem. Mocno zastanawiałem się czy aby na pewno nie oddać jej Harremu, może on będzie miał lepsze podejście do niej i wydybie z niej to co jest nam potrzebne.
- Zapnij się. - mruknąłem ze zmarszczką między brwiami. Podciągnęła nosem drżącymi dłońmi zapinając pas.
Ja pierdole, była żałosna.
- Posprzątasz mi dzisiaj ogród, jest w nim pełno liści.
- Nie mogę. - spojrzała na mnie.
- To nie było pytanie.
- Ale ja naprawdę dzisiaj nie mogę, muszę zająć się dzieckiem.
- Jakim dzieckiem? - mój żołądek się skręcił. Nienawidziłem każdej osoby, która miała dziecko. To chujowe, ale dlaczego oni mogą je posiadać, a ja nie? - Masz dziecko?
- Tak. - szepnęła z kieszeni wyjmując chusteczkę. Wydmuchała nos.
- Myślę, że jednak obejdzie się bez ciebie. Ten frajer siedzi w domu, powinien się nim zająć.
- On nie potrafi. - westchnęła z... żalem? - Oscar ma tylko miesiąc, poza tym i tak jedzie do pracy za pół godziny.
Milczałem wkurwiony jeszcze bardziej. Czyli posiadali syna, kurewsko zajebiście.
Chyba to, że nie chciałem na nią patrzeć i fakt, że wstałem dzisiaj szybko zatrzymałem się obok przystanku tuż niedaleko jej domu. Podziękowała mi cicho, wychodząc.
Odjechałem z piskiem opon. To, że miała dziecko mnie zaintrygowało, ciekawe czy szef o tym wie.
CZYTASZ
Anais 》Z.M✅
FanficPieniądze są motywacją, pieniądze są konwersacją, Ty jesteś na wakacjach, a nam płacą więc... Tak, to jest życie, które wybrałem Wystrzały w ciemności, jedno oko zamknięte I gotujemy towar jak w jednookiej kuchence Możesz przyłapać mnie całującego s...