#52

5K 536 74
                                    

<Perspektywa Zayna>

Minęły dwa tygodnie odkąd Anais nie pojawiła się w szpitalu, by mnie odwiedzić. Na początku zadzwoniłem, a raczej próbowałem do niej zadzwonić i zapytać, dlaczego jej nie ma, ale nie odebrała. Chuj z nią, dam se radę sam. 

Tak więc przy pomocy dość ładnej pielęgniarki wychodziłem na korytarz i nawet próbowałem chodzić o kulach sam. Zbytnio mi to nie wychodziło przez to, że nie byłem przyzwyczajony, ale miałem nadzieję, że za niedługo już mnie wypiszą, bo coś o tym ostatnio wspominali. 

Tak więc minął mi kolejny tydzień, wyciągali mi szwy, co było dość nieprzyjemne i ściągnęli z nadgarstka jakieś chujostwo, ona właśnie nie pozwalało ruszać mi ręką. Teraz mam już ją wolną i mógłbym rzec, że wszystko idzie w dobrym kierunku. 

- Co tydzień proszę zgłaszać się do swojego lekarza, by sprawdzał stań jeszcze naruszonych kości, dobrze?

Skinąłem głową zirytowany. 

- Jak na razie nie może pan jeździć samochodem i zbytnio się przemęczać. Najlepiej, gdyby się ktoś panem zajął jeszcze przez kilka dni. Tak dla pewności, że nic się nie przestawi lub może pan jeszcze zostać w szpitalu.

Na Boga, leżałem tutaj prawie miesiąc i prawdę mówiąc wolałbym umrzeć, niż jeszcze raz przez to przechodzić. 

- Nie, ktoś zaraz po mnie przyjedzie. 

Mężczyzna skinął głową, a ja oparłem się o ścianę czekając na Liama, aby pomógł mi zapakować moje rzeczy do torby i zawiózł do domu.

Payne pojawił się kilka minut później i pomógł mi z założeniem ubrań. To chujowe, kiedy mężczyzna ściąga ci spodnie, ale okej. Bo kurwa Anais tu powinna być i właśnie w taki sposób mi pomóc, a nie siedzi na dupie i ogląda telewizor. Tylko przyjadę skażę jej zrobić jajecznicę. I to na masełku z papryką, kukurydzą, pomidorem i cebulą. Och tak, jak ja dawno to jadłem. 

- Boli cię coś? - Liam przetrzymał mi drzwi, gdy wychodziliśmy z budynku. Uprzednio wybrałem jakiś papier i niedbale włożyłem do kieszeni. Zostałem opierdolony przez brązowookiego, bo mamrotał coś, że to ważne... nie pamiętam, nie słuchałem go.

- Jestem po wypadku dopiero cztery tygodnie. Odpowiedz sobie na to sam. 

- Nie bądź kąśliwy, pomagam ci.

- Przynajmniej ty. Anais się odzywała? Zabrała dupę w troki i nie przyjeżdżała do mnie. 

Payne zmarszczył na moment brwi i podszedł, by otworzyć mi drzwi auta. 

- Znaczy, nie dzwoniła do mnie.

- A ode mnie w ogóle nie odbiera. Kurwa, nie ma jej akurat, gdy ją potrzebuję. 

- Nie sądzisz, że zachowuje się tak tylko przez ciebie?

Patrzyłem na niego dłużej niż to konieczne. 

- Dwóch moich kumpli prawie mnie zabiło przez nią, a ty mi mówisz, że to ja jestem najgorszy?

- Dobrze wiesz, że to nie było tak. Dlaczego aż tak bardzo jesteś na nią cięty?

Warknąłem pod nosem i rzucając kule na tylne siedzenie wsiadłem do samochodu. Liam widząc, że nie zamierzam już z nim rozmawiać po prostu wsiadł za kółko i ruszył.

Ja wiedziałem jak to było. W sensie ten cały wypadek i to, że o mało co nie zginąłem. Anais wiele razy próbowała mnie w jakiś sposób zastraszyć, bym przestał się na nią wydzierać, czy ustąpił. Te groźby były bez pokrycia, bo każdy dobrze wie, jaka z niej płaczka i słabeuszka. Wkurwiało mnie to, że zadawała się z Harrym i gadała z nim o wszystkich, nawet naszych łóżkowych sprawach i chociaż Styles przedstawił mi nagranie, jak Anais mówi, by mnie jakoś uszkodził, to ja wiedziałem, że to wszystko było ustawiane. Czarnooka nigdy nie dopuściłaby się takich słów, jednak ja chciałem, by wszyscy wiedzieli, że w to wierzę. Dlaczego? Bo chciałem trzymać ją na dystans. Anais zbyt mocno rozczulała się nade mną, płakała w moje zabandażowane ramię i... okazywała troskę? Nie cierpiałem tego, do teraz aż się wzdrygam, gdy pomyślę, że głaskała mnie po policzku.

- Zaniosę ci to do środka. - mruknął Liam zaraz po udzieleniu mi pomocy, w sprawie wyjścia z auta. Nie odpowiedziałem, po prostu ruszyłem do domu. Otworzyłem drzwi i wszedłem na korytarz, podczas, gdy on taszczył moją walizkę. 

- Postaw ją tam, zaniosę ją później sam do sypialni. 

- Na pewno? Dasz radę?

- Tak. - zmarszczyłem brwi. - Anais! Wróciłem!

Oczekiwałem, że zleci z góry i po prosu nałoży mi obiad, który zapewne zrobiła, ale... ani obiadu ani jej nie było.

- Co jest kurwa? - mruknąłem do siebie na chwilę zaglądając do kuchni. Wszystko było poukładane, jakby dzisiaj niczego nie używała. 

- Zayn, obawiam się, że ona wyjechała.

- Co ty pieprzysz?

- Nie dawałeś jej pieniędzy, dlatego musiała do kogoś pojechać. Zrozum, że nie dałaby rady.

- Teraz mi to mówisz? - rzuciłem jedną kulę z hukiem w kąt kuchni. - Wiedziałeś o tym wcześniej? Ile już jej tutaj nie ma?

- Niall ją odwoził na lotnisko, nie wiem, kiedy dokładnie. 

Przeczesałem włosy i wypuściłem ze świstem powietrze. Cisza jaka panowała w tym domu przypominała mi wszystko, co działo się zanim miałem dziecko i... Oscar. Szarpnęło mną mimowolnie, kiedy doszło do mnie, że jego też zabrała, bo jakżeby inaczej. Kurwa pierdolona mać, dobrze to rozegrała, ja w szpitalu ona ucieka. 

- Może ty też jeszcze pomagałeś jej się spakować? - syknąłem padając na kanapę. Wszystko było zakurzone, ja jebie. - Super mam kumpli, nie ma co.

Liam westchnął.

- Posłuchaj Zayn, ona na pewno wróci, ale musisz do niej zadzwonić i na spokojnie wszystko wyjaśnić.

- Nie mam nic do wyjaśniania. - zmarszczyłem brwi. - Wyjechała to chuj jej w dupę. 

Włączyłem telewizor, gdy mój żołądek dał o sobie znać. Bylem głodny. 

- I nie zmierzasz jakoś... no nie wiem... o nią walczyć? Przecież macie dziecko. 

- Macie nie macie. - wywróciłem oczami. - Nie potrzebuję ich. Samemu jest mi lepiej.  

- Zayn opamiętaj się, nawet z dziecka rezygnujesz? 

- Tak. 

Anais 》Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz