#30

5.6K 494 51
                                    

Jesteśmy już coraz bliżej, Zayn za niedługo się dowie xx

- Chcę tylko Anais. Znikam, a ty nic nie widziałeś. 

Ten koleś zdawał się nie wiedzieć kim jestem. W ogóle był jakiś niedojebany, kazał mi podnieść ręce, a kiedy zaprzeczyłem po prostu tu olał. Ja na jego miejscu strzeliłbym na wypadek w nogę, by nigdzie nie uciekł, czy mnie nie znokautował.

- Kim ty w ogóle jesteś? - zapytałem zachowując spokój. Chociaż nie powinno, bawiła mnie ta scena.

Wyprostował się ściskając mocniej broń w dłoniach. 

- Chłopakiem Anais. - spiąłem się. - Przyszedłem po nią, bo mi uciekła.

Spojrzałem z uniesionymi brwiami na dziewczynę, ale ta spuściła wzrok. Chyba mówiłem jej, co wiąże się z przyprowadzeniem tutaj jakiegoś kutasa. 

- Więc bierz, nic tu po niej.

Był zdezorientowany. Przechylił głowę w bok spoglądając przez sekundę na Anais.

- Tak po prostu? Nie będziesz miał nic przeciwko, czy coś?

- Nic mnie z nią nie łączy.

Zapanowała cisza. Brunetka łkała, a jej ciało drżało.
Prychnąłem, gdyby kózka nie skakała to by nóżki nie złamała, ot co.

- W takim razie. - schował broń za pasek spodni. - Jeśli nic cię nie łącz to dlaczego tu mieszka? 

Jest za bardzo ciekawski. Podszedłem bliżej, nie zareagował jakoś szczególnie. 

Kolejny jego błąd.

- Prosiła o schronienie, nie miała się gdzie podziać. - niezauważalnie przekręciłem broń w tylnej kieszeni. - Nie miałem serca jej odmówić.

Twarz Anais wystrzeliła w moją stronę. Patrzyła na mnie zdezorientowana, ale by nic nie wyszło na jaw grałem, do kurwy. Brakowało jeszcze by palnęła coś głupiego, coś co wydałoby nasz gang. Nie wiem co bym im obydwojgu zrobił. A nie, jednak wiem.

- Więc chodź Anais, ten pan użyczył ci zbyt dużo gościnności.

- Nie! - zapiszczała wyrywając się z jego uścisku. - Zostaw mnie do cholery!

Uderzył ją w twarz. 
Drgnąłem. 

- Zostaw. - szlochała zapierając się nogami i rękami, gdy próbował ją ciągnąć do wyjścia. - Nigdzie nie idę bez Oscara!

Ano tak, wiedziałem, że kogoś mi tu brakowało.

- Nie wspominaj mi o tym bękarcie. - jego twarz poczerwieniała. - Nie dość, że mnie zdradziłaś to jeszcze uciekłaś. 

Taka dobra dziewczynka jak Anais mogła zdradzić swojego chłoptasia? Nieładnie skarbie.

- Zayn. - zawołała, kiedy przerzucił ją sobie przez ramię. Zacisnąłem pięść, powinienem reagować? Gdyby ją zabrał mógłbym przywłaszczyć sobie jej dziecko i... kurwa o czym ja myślałem. 

Zawołała mnie kolejny raz, opadając już prawie z sił. Nienawidziłem, kiedy skręcało mnie w żołądku, a przez jej skowyt czułem to dwa razy mocniej. 

Jebana Anais.

- Zostaw ją. - jednym zwinnym ruchem przycisnąłem broń do skroni mężczyzny. Zastygł w bezruchu. Spojrzał na mnie z ukosa oddalając swoją lewą rękę pod marynarkę.

Zaburczało mi w brzuchu. To chyba nieodpowiedni moment, ale byłem głodny jak chuj.

Kopnąłem do w bok, odbił się od ściany, a następnie dostając w brzuch zgiął się w pół. Anais nie tracąc czasu wydostała się z jego uścisku. Chwyciłem go za kołnierzyk i wyprowadziłem na zewnątrz. Nie chciałem się bić, po prostu nie miałem ochoty. Jednak on najzwyczajniej w świecie tego potrzebował. Chciał mnie uderzyć, zrobić mi coś, lecz w zamian dostał złamaną szczękę i dwa pierwsze zęby.  

Anais 》Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz