- Nakarmiłeś go?
- Tak.
- Przebrałeś?
- Tak.
Stukałam miarowo w kubek wyciągając językiem resztki z zębów. Dopiero co zjadłam śniadanie i musiałam mu powiedzieć, że muszę wyjść, by kupić sobie kilka rzeczy. Na przykład szczoteczkę do zębów, bo swoją zostawiłam w domu, a wracać tam już nie planowałam. Zbyt daleko jak na małe dziecko, a dobrze wiem, jak bardzo Oscar nie cierpi podróżować. Dlatego chciałam iść spacerkiem z synem, Zayn mieszkał w centrum, więc wszędzie miałam blisko. Opcja bez Oscara nie wchodziła w grę.
- Co dzisiaj robisz?
- Nie sądzę, abym musiał ci na to odpowiadać.
Ułożyłam usta w linię patrząc jak po raz kolejny ubiera małemu skarpetkę, której on najwyraźniej nie polubił, bo ściągał chyba szósty raz.
- Powiem od razu, co mi leży nas sercu, więc słuchaj. Chciałabym dzisiaj wyjść do jakiegoś sklepu z Oscarem, mówię to, byś później nie zrobił mi awantury, że o niczym ci nie powiedziałam.
- Coś jeszcze? - był mną zirytowany. No cóż, ja też nie skakałam z radości na wieść, że spędzę tutaj dość długi czas.
- Tak, chciałabym podjąć się pracy. Może jeszcze nie teraz, ale w najbliższej przyszłości. I potrzeba mi wiedzieć, kiedy masz...
- Nie będziesz pracować. - wstał chwytając chusteczkę, a następnie wytarł zaśliniony pyszczek Oscara.
Uniosłam brwi.
- Dlaczego nie?
- A muszę mieć jakiś powód? Radzę się do mnie dostosować, inaczej skończy się dzień dziecka.
Naprawdę nie wiedziałam, co powinnam mu odpowiedzieć. Sam fakt, że muszę z nim mieszkać mnie dołował. Nie wyobrażałam sobie jutra, ja nawet nie miałam pewności, co stanie się za chwilę. Ale to przez niego, bo to on był niepewny.
- Potrzebuję pieniędzy, wszystkie moje oszczędności się skończyły. - najbardziej chciałam oddać Harremu to, co pożyczyłam i mieć z głowy. Nie lubiłam mieć tą świadomość, że komuś wiszę kasę.
- Mogę ci je dać.
- Nie potrzebuję. - prychnęłam wstając z miejsca. - Po prostu chcę abyś wiedział, że mam zamiar podjąć pracę i daję ci jasno do zrozumienia, żebyś to zrozumiał.
- Zdania nie zmienię, jeśli podejmiesz jakąś robotę wylatujesz z mojego domu.
- Więc jak mam zarabiać? - wyrzuciłam ręce w powietrze. Może jeszcze za wcześnie robiłam aferę, bo Oscar był mały, ale czas szybko mijał. Nie będę przecież mówić mu dwa dni przed, poza tym czasami jest w domu caluteńki dzień, mógłby wtedy pilnować syna, a ja bym pracowała.
Syna.
Mógłby pilnować... syna. Cholera, z dnia na dzień coraz bardziej dochodziło do mnie to, że mam dziecko z Zaynem.
- Omówimy to wszystko dzisiaj w nocy.
Mi zrobiło się niedobrze, a on po prostu się uśmiechał. Wzięłam głębszy oddech próbując nie rzucić w niego patelnią nieopodal. Byliśmy różni, to wiadomo, jednak mógłby chociaż raz zachować powagę i postawić się w mojej sytuacji.
Gryząc mocno wargę wyszłam z pomieszczenia. Miałam świadomość, że zostawiłam syna sam na sam z nim, ale coś w środku mi mówiło, że nie powinnam się o niego bać. Nie wiem, co miałam myśleć o naszej sytuacji, jednak nie chciałam, by żaden z chłopaków dowiedział się, że sypiam z Zaynem tylko dlatego, by nie wyrzucił mnie z domu.
Ugh.
Jakie to żenujące.
*
<Perspektywa Zayna>
Anais nie schodziła z góry od bardzo dawna, dlatego postanawiając położyć Oscara poszedłem tak turystycznie zobaczyć co robi.
Spała.
Więc wzruszyłem tylko ramionami i wróciłem do oglądania meczu. Później przebierając małego usłyszałem wibracje i to nie był mój telefon. Odebrałem, bo na wyświetlaczu widniał napis Harry.
Przekląłem w duchu.
- Dlaczego nie zadzwoniłaś rano, coś się stało?
Odchrząknąłem, by wprawić go w dezorientację.
- Tu nie Anais, czego chcesz?
- Od kiedy odbierasz jej telefon? Daj mi ją.
- Śpi.
Odetchnął.
- Nie kłam, po prostu daj mi ją do telefonu. Chyba, że zatłukłeś ją na śmierć.
Zabrzmiało to dwuznacznie, niemniej jednak zmarszczyłem brwi łącząc fakty.
Powiedziała mu.
- Tak zatłukłem na śmierć, coś jeszcze?
- Zayn - westchnął już o wiele bardziej znudzonym głosem. Ja też nie byłem wniebowzięty jego telefonem, dlatego kurwa po prostu chciałem się rozłączyć. Na dodatek mały zaczął się wiercić na moich rękach i musiałem usiąść. A ja nienawidzę gadać przez telefon i... siedzieć. - Po prostu chcę z nią porozmawiać.
- Z nią wszystko w porządku. Jeśli to tyle, kończę połączenie.
- Przyjadę do ciebie, wiem gdzie ona jest. - próbował mi grozić. Było jasne, że nawet jakby, to bym go nie wpuścił.
- Jasne, wszystko ci wyśpiewała.
Zacisnąłem usta słysząc ruch na górnym piętrze. Później dostrzegłem jak Anais z grymasem na twarzy schodzi ze schodów. Dobrze, nich się regeneruje na dzisiejszą noc.
Nie spojrzała na mnie, gdy przechodziła do kuchni, ja natomiast nie spuszczałem z niej wzroku. Nie znałem jej zbyt długo, ale coś mi nie pasowało.
- Będę za kilka minut.
- Weź się odpierdol i zajmij... - huk.
Wstałem gwałtownie, Oscar się zbudził, a Harry pytał co do diabła się u mnie dzieje. Mimowolnie poszedłem szybkim krokiem do pomieszczenia gdzie była i o kurwa.
Leżała na podłodze, a obok niej stłuczona miska i płatki.
- Okej Harry, jednak przyjeżdżaj.
Rozłączyłem się nie wiedząc, co powinienem zrobić. Najpierw odłożyłem Oscara do łóżeczka, a później z powrotem przykucnąłem przy niej.
- Anais. - poklepałem ją po policzkach. - Robisz sobie ze mnie jaja. Wiem to.
Przeniosłem ją do salonu całkowicie niewładną, a niedługo później karetka była już w moim domu.
CZYTASZ
Anais 》Z.M✅
FanfictionPieniądze są motywacją, pieniądze są konwersacją, Ty jesteś na wakacjach, a nam płacą więc... Tak, to jest życie, które wybrałem Wystrzały w ciemności, jedno oko zamknięte I gotujemy towar jak w jednookiej kuchence Możesz przyłapać mnie całującego s...