#45

5.4K 554 61
                                    

- Okej, uspokój się, lekarze mówili, że zaraz powinna się obudzić.

- Kiedy kurwa? Oscar płacze.

- To go ululaj, nie wiem ty jesteś ojcem.

- Próbowałem, ale nadal ryczy, ja pierdole pomóż mi. 

- Zayn. - wymamrotał zrezygnowany, kiedy podałem mu syna na ręce. Zwilżył usta językiem zaczynając go kołysać, a ten jakby czując powagę sytuacji jeszcze bardziej zaczął się wydzierać. Na Boga, akurat kurwa teraz zachciało mu się tak ryczeć. - Weź go ode mnie, on nie chce u mnie być.

- U mnie też.

- Zayn!

Wypuściłem ze świstem powietrze odbierając małego. Patrzyłem na niego przez chwilę próbując zdiagnozować o co mu do chuja chodzi. Był przebrany, miał czysto w gaciach i nakarmiony też był. 

- No co chcesz? - mruknąłem cicho chwytając jakąś zabawkę. Ruszałem nią przed jego twarzą, ale jak się okazało przestraszył się i jeszcze bardziej zaczął wyzierać. 

- Nie no, świetny z ciebie ojciec.

- Weź się wyjeb.

- Na pewno dałbyś sobie radę po zabraniu jej dziecka.

Poczułem pot na skroni. Nienawidziłem, kiedy płakał, ale w normalnych okolicznościach wystarczyło go po lulać i od razu się uspokajał. Teraz jednak wpadł w histerię i powoli ja razem z nim. Nie cierpiałem, gdy płakał, czułem się wtedy nieswojo, a nacisk jaki na mnie wywierał Harry wszystko pogarszał.

Moje dłonie się trzęsły, ja pierdole. 

- Ej. - szturchnął mnie, kiedy Anais zmarszczyła brwi otwierając leniwie oczy. Moje wybawienie, moje kurwa wybawienie. - Skarbie, jak się czujesz? - Harry od razu przykucnął przy niej chwytając za dłoń, a ta obdarzyła go tylko kilku sekundowym spojrzeniem. Bo później spojrzała na nas i otworzyła usta.

- Dlaczego on tak płacze? - była zachrypnięta i cicha, próbowała usiąść , ale Styles ją powstrzymał. 

- Nie wiem, sam tak jakoś, ja...

- Daj go tu.

I dałem. Wierzgający Oscar został ułożony na jej klatce piersiowej i jakby sam schował się w jej szyi. Jak ręką odjął - przestał płakać.

- Niesamowite. - mruknął po chwili Harry pomagając jej napić się wody. - Zayn naskakał się przy nim pół godziny, a nic to nie dało. 

Starałem się.

- To dlatego tak krzyczeliście. - znowu zamknęła oczy kładąc głowę na poduszce. Mojej prywatnej, ulubionej poduszce w salonie. - W ogóle sąd się tu wziąłeś Harry?

- Zayn po mnie zadzwonił.

- Nie dzwoniłem po ciebie.

Posłał mi dziwne spojrzenie, ale pokręciłem głową. To on do mnie zadzwonił, ja tylko przekręciłem na karetkę. Nich ze mnie jakiegoś mięczaka nie robi.

- Wracając, zaraz po zadzwonieniu do mnie, przyjechałem i wezwałem karetkę. - tak nie było - Nieźle przydzwoniłaś głową o płytki, całe szczęście, że nic ci nie jest. 

Mruknęła coś pod nosem, przyciągając do siebie Oscara. Mały zasnął, okej, jak trzeba było to nie spał. 

- Zayn przynieś jej wody, a nie stoisz i się patrzysz.

Na początku chciałem wywalić mu w pysk tą szklanką, którą wyciągał w moją stronę, a później skapitulowałem i po prostu poszedłem nalać jej wody.

Wróciłem tylko na chwilę, nie chciałem włączać się do ich rozmowy i oni chyba tego też nie chcieli. Bądź co bądź, zaraz po postawieniu naczynia wróciłem do kuchni i po prostu zająłem się czymkolwiek. Byleby nie patrzeć na jego ryj.

*

- Może wpadniecie do wspólnego domu? Niall stęsknił się za Oscarem.

- Mnie to najwięcej obchodzi.

- Jeśli sam nie chcesz, możesz chociaż podrzucić Anais. Wątpię, by cieszyła się z faktu, że zamknąłeś ją w klatce. 

Ułożyłem usta w linię patrząc jak ubiera buty, a następnie chwyta płaszcz. Harry był w moim domu za długo, dlatego miałem go serdecznie dość. Powinien od razu pojechać po karetce. 

- Dbaj o nią, chyba pamiętasz, co powiedział ten lekarz. 

- Pamiętam.

- I nie wysługuj się nią, powinna teraz dużo odpoczywać.

Ja nie wiem, czy on był pierdolnięty, czy co. Przecież i tak zrobię, co mi się spodoba, a swoje gadanie może se wsadzić. 

Wyminąłem go i otworzyłem drzwi, by szybciej stąd wszedł. Nie wiem, co mu nagadała Anais, bo po rozmowie z nią patrzył na mnie dziwnie. Z resztą mam to w dupie, moje życie i mogę z nim robić to co chcę. 

- Mam nadzieję, że wpadniecie jutro.

Nie odezwałem się, dlatego przemilczał moją reakcję i wyszedł z domu. Zamknąłem za nim i patrzyłem aż odjedzie. Wróciłem do salonu z zamiarem posprzątania porozlewanej wody, ale zauważyłem, że Aanis próbuje się podnieść.

- Nie wolno ci na razie chodzić. - mruknąłem stają przed nią. Z grymasem na twarzy uniosła głowę. 

- Chcę iść na górę.

- Wątpię by ci się to udało. Leż tutaj, kanapa też jest wygodna.

- Poleż na niej chwilę to porozmawiamy. - burknęła. - Pomóż mi jakoś.

Sam nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Najpierw wziąłem od niej Oscara, a następnie podałem dłoń. Zachwiała się, ale stanęła o własnych siłach. Nie przeszła nawet trzech kroków, a musiałem łapać ją przed upadkiem. 

- Nie dam rady. - westchnęła opierając się o mnie. Wypuściłem ze świtem powietrze schylając się.

- Złap mnie za szyję. 

Zawahała się. Ale położyła tam dłonie, a ja szybko i zwinie uniosłem ją sadzając na moim boku, całkiem jakbym niósł dziecko. Była lekka, a gdy jeszcze oplotła mnie nogami było już z górki. 

 Jej oddech odbijał się o moją szyję, był gorący. Oscar też dmuchał powietrze w tą część mojego ciała powodując, że odczuwałem ich obecność dużo, dużo mocniej. I niby tylko robiłem za podwózkę, ale poczułem coś dziwnego.


Anais 》Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz