Udawałam, że jestem skupiona na moim synu, kiedy czułam ją za sobą. Próbowałam dać jej do zrozumienia, że jej nie widzę i w ogóle nie interesuje mnie jej obecność tutaj. Jednak to nie poskutkowało, odezwała się po chwili swoim piskliwym głosem:
- Nie dziękuj, cała przyjemność po mojej stronie.
Mimowolnie podniosłam głowę spotykając jej piekielnie niebieskie oczy. Była wyższa ode mnie prawie o pół głowy, próbowałam się tym nie zrażać.
- Nie rozumiem o czym mówisz.
Miałam zamiar grać, że jej nie znam, jednak wyszłabym na idiotkę.
- Chodzi mi o twoje dziecko, nie musisz się z nim dzielić. - podeszła bliżej. Przeszedł mnie dreszcz. - Nie zgrywaj głupiej, dobrze wiesz, że chodzi mi o ojcostwo Zayna.
Westchnęłam.
- Dlaczego go okłamujesz, przecie...
- Zamknij się, bo nie mam czasu. - zamilkłam unosząc wyżej brwi, kontynuowała. - Nikt nie ma się o niczym dowiedzieć, o naszym dziwnym spotkaniu i prawdy o twoim dziecku. W innym przypadku źle się skończy.
- Wepchałaś mu obce dziecko. Jak możesz patrzeć na jego fałszywe szczęście?
- Normalnie. Przez jego zachcianki się rozstaliśmy, teraz kiedy mu pomogłam wróci do mnie, a ty nie stajesz na przeszkodzie, rozumiesz?
Nie poruszyłam się, odebrała to za potwierdzenie, bo uśmiechnęła się sztucznie.
Naprawdę nienawidziłam jej już od pierwszego wejrzenia. Wpadłam na nią, gdy wychodziłam z kliniki, a później już nie dawała mi spokoju swoimi telefonami, gdy dziwnym przypadkiem dowiedziała się całej prawdy. Takie pytanie, jak ona to zrobiła, a Zayn do tej pory nie może? Dla mnie jest to absurd, sama bym do tego doszła, ale jak widać tak musi być. Nic nie dzieje się bez przyczyny.
- A i jeszcze coś. - odwróciła się w połowie drogi do drzwi. - Zayn wraca do swojego domu, nie roznieś tej chaty pod nieobecność reszty.
Ułożyłam usta w linię widząc jej krzywy uśmiech. Niech już sobie idzie, naprawdę to dla mnie szok, że tu przyszła. Pierwsze odczucie na jej widok? Myślałam, że zwymiotuję wnętrzności w obawie, że przyszła tu powiedzieć prawdę Malikowi. Dlaczego do cholery ja się tak tego bałam? Przecież zajmowałby się Oscarem tak jak Leonem, prawda? Mój syn miałby jak w raju, gdyby nie jeden szczegół - ja byłam matką, a Zayn nie pałał do mnie najzwyklejszą tolerancją.
Odetchnęłam głęboko widząc go schodzącego ze schodów z chłopcem.
Sama nie wiem czego chcę...
Spojrzał na mnie przez moment, a następnie ruszył do drzwi. Żadnego "Pa" czy "Wyjeb się".
Patrzyłam uważnie przez okno, jak wsiadają do samochodu i o mamo, Zayn się uśmiechał. I to tak seryjnie, mocno do Stelli. Potarłam oczy wolną dłonią, czy naprawdę nie mam zwidów.Odjechali.
To, co się z nim działo było okropnie dziwne. Nigdy, przenigdy nie spodziewałam się, że zobaczę go... takiego. Oni mieli rację, gdy znajdzie to czego szuka, stanie się innym człowiekiem.
*
* Perspektywa Harrego *
- No rusz się, chcę zobaczyć Oscara. - Niall wypychał mnie z samochodu przez zamknięte drzwi. Uderzyłem go w głowę przez to, że zaliczyłem pulsem szybę.
- Nikt nie kazał ci jechać z nami, mogłeś wrócić z Liamem. .
- Ta jasne i patrzeć jak przez całą drogę liże się z tą swoją lalą.
- Może ty też byś sobie kogoś znalazł? - otworzyłem drzwi i wysiałem. Wyprostowałem się rozciągając kości.
- Nie. - był tuż za mną. - Na razie mi nie potrzeba.
Louis spojrzał na mnie na moment uśmiechając się pod nosem. Nie wiem co tam kłębiło się w jego głowie, ale zignorowałem to.
Wyciągnąłem swój bagaż z bagażnika i ruszyłem do drzwi. Światła w kilku pomieszczeniach były jeszcze włączone, więc Anais nie śpi. Przekręciłem zamek w drzwiach i wszedłem do środka.
- O. - mruknęła zaskoczona wyglądając z salonu. - Już jesteście.
- Tak, jak się masz? - podeszłam bliżej, instynktownie zgarniając ją ramieniem. Spięła się.
- Dobrze.
- Aaa. - oglądnąłem się za siebie, czy aby Niall nie podsłuchuje. - Jest jakiś postęp w sprawie Oscara i...
- Jeszcze mu nie powiedziałam.
Okej, wyprzedziła moje słowa.
Chciałem jeszcze o coś zapytać, ale Niall dopadł jej syna w kołysce i Anais musiała interweniować, bo mógł mu coś zrobić. Ściągnąłem z siebie okrycie i ruszyłem do pijącego herbatę Louisa.
- I co? Jak Zayn?
- Nie powiedziała mu. - zmarszczyłem brwi.
- Nie? Myślałem, że będzie po wszystkim jak przyjedziemy.
Taa, ja też. Wyobrażam sobie tą wojnę, która prędzej czy później i tak nastąpi. Myślałem, że nas uniknie i jakoś sobie poradzą z tym sami.
- W ogóle gdzie on jest? - Louis spojrzał w moją stronę, kiedy wyciągałem szklankę z szafki. - Co jak co, ale powinien przyjść i jakoś się przywitać.
Wzruszyłem ramionami.
- Jego auto stoi na podjeździe, więc chyba na górze.
- Tak. - mruknęła Anais wchodząc do kuchni. - Jest u siebie, jak chcecie z nim pogadać, czy coś to szybko, bo jedzie do siebie.
Miała dziwny głos. Nie znałem jej zbyt dobrze, ale wyglądała jakby ukrywała emocje. Jej twarz była kamienna, a sińce pod oczami ostrzegały, że miała nieprzespane noce.
- Coś się stało? Zayn coś ci zrobił? - to było silniejsze ode mnie.
- Nie. - zmarszczyła brwi kręcąc szybko głową. Nie przekonało mnie to. - Właśnie teraz, jak na paradoks był normalny, o ile można go tak nazwać.
- O kurwa.
Zaalarmowany spojrzałem za siebie tak jak reszta i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Niall zastygnięty w bezruchu. Patrzył na schody i...
- Skąd ty wytrzasnąłeś dziecko? - właśnie. Blondyn był nieźle zszokowany widząc Zayna podchodzącego do nas coraz bliżej. Z resztą moje usta też się otworzyły, odruchowo spojrzałem na Anais, ale ta spuściła wzrok.
Co do chuja?
- Za chwilę wracam do siebie, ale najpierw chcę - Zayn mówił głębokim, ale lekkim i uradowanym głosem. Lekkim i uradowanym?! - abyście poznali Leona.
- Leona? - powtórzyłem. Louis krztusił się od dłuższej chwili herbatą, ale dopiero teraz to zarejestrowałem.
- Tak, odnalazłem syna.
Już od dłuższego czasu nikt mnie tak nie zadziwił, jak Zayn w tej chwili. Moja kopara opadła na podłogę, naprawdę nie spodziewałem się takich nowin po przyjeździe, zwłaszcza, że Anais nic nie wspominała, gdy dzwoniliśmy.
- Ale jak? Przecież Anais i jej - dziewczyna z całej siły jaką posiadała nadepnęła mi na stopę. A przynajmniej tak sądziłem, bo ból był piekielny. Skrzywiłem się podtrzymując wyspy kuchennej.
Zayn zmarszczył brwi.
- Anais co? Powiedziała już wam? - Malik nie wyglądał na złego gdyby rzeczywiście to zrobiła, wcześniej za takie coś oderwałby jej głowę.
- Nie tylko wow - wypuściłem ze świstem powietrze. Moja noga nadal bolała i może ktoś oprócz mnie też by się odezwał? Jakby czytając mi w myślach Louis przejął inicjatywę i po odepchnięciu nadal znieruchomiałego Nialla podszedł do Malika i wziął malca na ręce.
Spojrzałem na Anais po raz drugi, oddała spojrzenie, a w jej oczach czaiło się coś innego. Coś, co widziałem u niej pierwszy raz.
CZYTASZ
Anais 》Z.M✅
FanfictionPieniądze są motywacją, pieniądze są konwersacją, Ty jesteś na wakacjach, a nam płacą więc... Tak, to jest życie, które wybrałem Wystrzały w ciemności, jedno oko zamknięte I gotujemy towar jak w jednookiej kuchence Możesz przyłapać mnie całującego s...