#58

5.5K 498 25
                                    

- Poznajcie się, to jest Edward, a to Anais. Myślę, że się dogadacie.

Uścisnęłam wyciągniętą przez mężczyznę dłoń i delikatnie się uśmiechnęłam. No cóż, urodą nie grzeszył, ale miał ładne oczy. Takie jak ten dupek z pokoju na wprost.

- Miło mi poznać. - rzekł. Wydawał się spoko człowiekiem, dlatego kiwnęłam głową potwierdzająco.

- Mi również.

- W szpitalu zbytnio się nie zapoznaliście, bo nie było czasu. - Trisha objęła go w pasie. 

- Tak, dziękuję za tak natychmiastową pomoc. - westchnęłam. 

Spojrzałam odruchowo na Malika. Siedział w salonie i przyglądał się całej sytuacji. Jego matka wyłapała moje spojrzenie, dlatego również spojrzała w tamtą stronę.

- Zayn nie przywitasz się z kuzynem?

- Nie.

Kobieta trochę się zmieszała, bo Edward dość dosadnie prychnął.

- Nie zachowuj się jak dziecko, tylko podejdź i się przywitaj, na litość boską no.

- Powiedziałem nie. Czego w tym nie zrozumiałaś?

Ułożyłam usta w dzióbek po jednej stronie twarzy. Spodziewałam się tego po nim, dla mnie to było wiadome, dla jego matki chyba nie, bo aż poczerwieniała. Kiedy jednak Zayn poszedł na górę, Trisha wymusiła uśmiech i zaprowadziła Edwarda do kuchni.

- Przepraszam cię za niego, ale wiesz jaki on jest... - westchnęła.

- Niestety. Byłabyś tak dobra i zrobiła mi herbaty?

- Jasne, nie ma problemu.

Po cichu udałam się schodami prosto do sypialni Zayna. Leżał z Oscarem na łóżku i poruszał różnymi zabawkami.

- Zachowujesz się trochę dziwnie. Edward wyleczył naszego syna z tego okropnego wirusa. Powinieneś mu chociaż podziękować.

Nawet na mnie nie spojrzał.

- Tym się zajmuje, inny lekarz zrobiłby to samo.

Z Oscarem nie było tak słodko przez ostatnie dni. Zayn miał katar i pokaszliwał, ale nie on się rozchorował tylko mały przez bliski kontakt z nim. 

- Przecież dobrze wiesz, że dzieci było od groma. Gdyby nie to, że wpuścił nas bez kolejki to nie wiem co by było.

- Nie przesadzaj. - zmarszczył brwi. - Jak nie on to by przyjął nas kto inny.

Westchnęłam.

- Masz trochę głupie podejście.

Popatrzył na mnie zniesmaczony, zapewne chciał powiedzieć że to ja jestem głupia, ale nie. Ugryzł się w język i wziął syna na ręce.

- Jutro przeprowadzka.

- Powtarzasz mi to od trzech dni.

- Bo pewnie nie jesteś jeszcze spakowana. 

- Miałam zamiar zrobić to dzisiaj wieczorem.

- Jasne. - prychną. - Może jeszcze jutro z rana?

- Jaki masz problem? - wzburzyłam się. - Przecież się z tobą przeprowadzam, nie tego chciałeś?
A on po prostu zmierzył mnie wzrokiem i zabierając małego wyszedł.
No porypany jakiś.

*

Ja naprawdę się starałam, by nie przywalić Zaynowi przy pierwszej lepszej okazji. Tak z dupy przestał się do mnie odzywać i nie rozmawiał ze mną aż do następnego ranka. To nic, że miał robić wszystko, by nam się układało, najwidoczniej on nigdy nie będzie w porządku.

- Weźmiesz te nogi? - burknęłam trącając go kolanem w stopę. Ciągnęłam za sobą walizkę, on swoją już zaniósł do bagażnika, a ja po prostu radzić sobie sama musiałam.

Z chamskim cmoknięciem zdjął swoje kończyny, by po chwili znowu ułożyć je na ławie. Po schodach moja torba ledwo się trzymała, była dość mocno napakowana, dlatego powinna była być niesiona. 

Trochę wcześniej dostałam wiadomość od Edwarda z zapytaniem, czy może wpaść do naszego nowego domu. Rzecz jasna do mnie, po prostu kupił nam coś, tak jakby prezent.

- Za godzinę muszę być w pewnym miejscu, wrócę późno. Masz już wtedy spać.

- To rozkaz?

- Tak.

- Ja widzę, że ty naprawdę aż za bardzo angażujesz się w tym, by szanować siebie nawzajem. - mruknęłam sarkastycznie. - Oczywiście, że nie będę spała. Specjalnie na ciebie poczekam.

- Robisz problem tak gdzie go nie ma, zawsze się tak zachowujesz.

- Bo to ty jesteś idiotą, sama z siebie na pewno nie wyprowadziłabym się z ojczyzny.

- Droga wolna, możesz wracać.

Miałam ochotę rzucić tą walizką i po prostu powiedzieć mu, że się rozmyśliłam. Aż mnie ręka świerzbiła by tak zrobić, potrzebowałam się wyładować. 

- Jeśli wrócę, szanowny pan zrobi to samo.

- Jeśli zostawisz dziecko, nigdzie nie będę musiał wracać. 

- Chyba upadłeś na głowę, bym zostawiła z tobą Oscara.

- Więc nie pierdol tylko wsiadaj.

Ułożyłam usta w linię puszczając moją torbę. Przewróciła się z racji tego, że za dużo w nią napakowałam i po prostu zajęłam miejsce pasażera. Oscar siedział już za mną i smacznie spał. Przynajmniej tyle dobrego.

Jeśli Zayn chciał jechać to niech pofatyguje się po bagaż, nie dość że zniosłam go ze schodów to jeszcze miałabym go włożyć do bagażnika. Dobre sobie.

Kilka minut później byliśmy już w drodze do nowego domu, nie był ani za duży, ani za mały. Po prostu w sam raz dla nas. Nas czyli trzy osoby, a nie plus jeszcze koledzy Zayna. Ci źli rzecz jasna, bo już słyszałam jak z kimś rozmawiał przez telefon.

- Nie będę tolerować tego, że wrócisz pijany. - nawiązałam do jego wcześniejszego powiadomienia.

- Więc tego nie rób.

- Mam zadzwonić po Trishę i powiedzieć, że jednak wracam? 

- Ta uspokój się. - zawarczał wywracając oczami. - Przez ten czas zrobiłaś się spięta i masz ból dupy o wszystko.

- Nie o wszytko, tylko o ciebie. Bo to ty doprowadzasz nas do stanu krytycznego.

Powiedział coś pod nosem, ale nie usłyszałam. Zatrzymał się gwałtownie na światłach, a to wszystko przez to, że za szybko jechał. Już mu miałam powiedzieć, co myślę o tym i jakie epitety opisywały jego w tej sytuacji, ale milczałam. Mimo iż Oscar prawie się zbudził, ja cholera milczałam. Bo do niego i tak nic nie dociera.

- Edward ma ładne oczy.

Spojrzał na mnie po chwili zmieniając bieg. 

- Mamy takie same.

Naprawdę chciałam zacząć normalny temat i przystosować go jakoś do tego, że będziemy mieli gościa, ale nie mogłam się oprzeć. Musiałam mu nacisnąć na odcisk, za to, że nazwał mnie grubą.

- Nie, on ma ładniejsze.


Anais 》Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz