#8

6.3K 516 42
                                    

- Okej, chyba nie przepada za mną. - westchną Harry spoglądają przelotnie na niezabudowaną kuchnię. Była tam Anais i po prostu myła naczynia. Bądź co bądź chyba nie myślała, że od razu dam jej pistolet i pozwolę się wykazać. Najpierw musiała wykonywać moje polecenia, które niekoniecznie związane były z gangiem. Najlepsze było w tym wszystkim to, że nie mogła odmówić, chyba, że od razu chciała być skreślona.

- Dziwne jakby przepadała. - burknąłem patrząc na telewizor.

- Ona jest cudowna. - westchną zrozpaczony przysuwając się do mnie. Spojrzałem na niego jak na zboczeńca. - Powiesz jej czasami kilka słów o mnie? Oczywiście dobrych bym jej zaimponował.

- Odpuść sobie. Nie jest dla ciebie.

- Tobie też się podoba?

- Oczywiście, że nie. To tylko jakaś gówniara, która za niedługo stąd wyleci.

- Co? - pisnął. - Nie możesz jej wywalić. Jest zajebista. Jeśli przejdzie, dołączy do nas, rozumiesz?

- Potrzebny jest nam ktoś, kto wie czego chce. Wątpię, by ona potrafiła coś oprócz obowiązków domowych.

- Nawet nie dałeś się jej wykazać. - jego oczy szalały. Czyżby Harry się zabujał? - Ewentualnie możesz iść do szefa i powiedzieć mu bym ja się nią zajął. Jeśli tak jej nie lubisz zrobisz to. - założył ręce na torsie. Westchnąłem patrząc na niego z politowaniem. 

- Ty nie potrafisz szkolić rekrutów Harry, od tego jestem zazwyczaj ja.

- Teraz szukasz pretekstu, bo ci ciśnie w spodniach na jej widok.

- Skończyłam. - w drzwiach pojawiła się Anais. Harry aż jęzor wywalił na jej widok. - Jestem potrzebna do czegoś jeszcze?

W moim domu trzeba było posprzątać wszędzie, więc tylko uśmiechnąłem się do niej sztucznie.

- Dzisiaj możesz wracać do domu. Jutro na szóstą widzę cię tutaj.

- Okej.

- Nie okej, tylko tak jest.

Zwęziła oczy.
Buntowniczka.

- Tak jest.

Uśmiechnąłem się zwycięsko wstając. Odprowadziłem ją do drzwi, ale oczywiście Harry nie byłby Harrym gdyby nie lazł za nami. Anais schyliła się by ubrać buty, a Styles w tym czasie szeptał mi na ucho bym jutro wspomniał coś o nim. Opluł mi cały narząd słuchowy za co dostał prawie w pysk. Westchnąłem zirytowany, kiedy przepychał się między mną, a ścianą by przejść do wyjścia. Chciałem mu jakoś pomóc, więc podszedłem do przodu zapominając o Anais... 
Prawie upadła do przodu, kiedy przysunąłem się do jej tyłka swoim kroczem. Na szczęście złapałem ją odruchowo za biodra...

Niezręcznie wyprostowała się i chwyciła kurtkę. Styles patrzył na mnie miną mordercy, ale do kurwy ja tego nie planowałem.

- To do zobaczenia. - mruknęła szybko wychodząc.

- Podoba ci się. - wywarczał na mnie. Wywróciłem ozami opierając się o ścianę.

- Przestań wymyślać.

- Ja wymyślam tak? To popatrz w dół.

I tak zrobiłem. Miałem wzwód. Jak do cholery tego nie poczułem? 

- Fajnie się było ocierać o moją żonę? 

Żonę?

Sapnąłem przekleństwo i otworzyłem mu drzwi. 

- Wyjdź.

Prychną i wyszedł. Do rana mu przejdzie. Teraz muszę zająć się sam sobą.

*  *  *

*Następny dzień*

- Mógłbyś podnieść nogi? 

Spojrzałem na Anais z kamienną twarzą.
Nie?

Dalej zająłem się oglądaniem telewizji, a ta z westchnieniem podniosła moje nogi z ławy i umyła ją. Później czepiła się wycierania kurzy i odkurzania. Umyła mi płytki i panele w całym domu, od czasu do czasu spoglądałem na nią by zobaczyć, że jest skupiona na swojej pracy. Chyba aż tak bardzo zależało jej na wstąpieniu do gangu.

Skończyła jakieś pół godziny później, kiedy ja wydzwaniałem do Arlonda. Sukinsyn nie odbierał. Sprawa z moim dzieckiem szła gorzej niż znalezienie odpowiedniego człowieka w Rosji. Kurwa mać, jestem niecierpliwym człowiekiem.

- Ubieraj się. - mruknąłem.

- Po co?

Gównoco.

 - Jedziemy gdzieś, chyba, że nie chcesz to wracaj do domu.

- Nie, nie. - na szybko ubrała płaszcz i buty. - Jadę.

Jakiś czas później zatrzymaliśmy się przed tym całym burdelem. Anais nie wiedziała o co chodzi i dobrze. Cały czas marszczyła brwi i rozglądała się zaintrygowana. 

- Masz. - mogłem rzec, że pobladła, kiedy wyciągnąłem w jej stronę pistolet. Wahała się co tylko skomentowałem uniesionymi brwiami. Tu nie ma czasu na zastanowienia, albo bierze albo nie.
Niepewnie chwyciła broń.

- Będę go używać? - szepnęła, kiedy szliśmy korytarzami. 

- Jeśli zajdzie taka potrzeba. 

Czułem, że Arlond gra ze mną w chuja, to dlatego dałem broń Anais. Jeśli strzeli do niego i trafi źle będzie jeszcze bardziej cierpiał niżeli strzelałbym ja, zastanawiając się w którą część ciała.

- Ale ja nie potrafię ja...

- Stul się i wchodź. Jeśli na ciebie spojrzę masz strzelić mu w udo.

Pozbierała się do kupy i jako pierwsza weszła do gabinetu Arlonda. Zdziwił się, kiedy nas zobaczył.

- Zayn naprawdę nie mam już do ciebie siły. Przestań mnie w końcu nachodzić.

Warknąłem pod nosem.

- To powiedz mi w końcu imię i nazwisko ten dziewczyny. Zostawię cię wtedy w spokoju.

- Nie mogę, zrozum w końcu.

- Pozwól, że powtórzę. - podszedłem bliżej biurka. - Imię i nazwisko tej kobiety.

Przełknął ślinę.

- Nie mogę.

Wyprostowałem się i zrobiłem kilka kroków  w tył. Spojrzałem na Anais, a ta w jednej sekundzie wyciągnęła broń i precyzyjnie strzeliła w udo. Padł na płytki jęcząc jak zabijane zwierzę.


Anais 》Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz