#41

5.7K 529 82
                                    

12 komentarzy---> next

- Ale syf. - mruknęłam pod nosem wchodząc zaraz za nim do domu. Po podwórku walały się jakieś papierki i folie, ale próbowałam to zignorować. Teraz jednak, widząc ten bajzel na kanapie, czy przedpokoju musiałam coś powiedzieć.

W dodatku śmierdziało tutaj papierosami, palił w domu tak na legalu? Bez otwierania okna i jakiegokolwiek wietrzenia?

- Nie sądzisz, że powinieneś tu wcześniej trochę posprzątać?

- Nie planowałem cię tutaj widzieć.

- Chodzi mi o Oscara.

Ułożył sobie dziecko na drugiej ręce i aż mnie ścisło, kiedy zrobił to dość gwałtownie. Ale mały spał w najlepsze, przynajmniej tyle.

- On nie ma nic  przeciwko. - wyciągnął papierosy z tylnej kieszeni i wraz z zapalniczką rzucił je na ławę. Niepewnie podeszłam bliżej, o mało co nie zabijając się o kurtkę, która spadła z wieszaka. - Jeśli ci coś nie pasuje zawsze możesz wyjść.

- Nie ruszę się bez mojego dziecka.

- Teraz już naszego. - uśmiechnął się nieszczerze udając się powoli na górę. Oblizałam suche wargi oplatając swoje zimne ramiona.

Zostałam tutaj sama, w tym całym burdelu. Co powinnam zrobić? Zadzwonić po Harrego lub Louisa, by jakoś mi pomogli? Przecież do cholery jasnej nie mogę zostawić Oscara tutaj z nim. Co jak co, ale fakt, że był milusi dla Leona nie oznacza, że będzie taki sam w stosunku do Oscara. Może to robić celowo prawda? Nie rzucać żadnych podejrzeń i w najmniej oczekiwanym momencie zemścić się na mnie, przez mojego syna.

Wzięłam głębszy oddech i niepewnie stawiałam kolejne kroki po schodach. Tutaj sytuacja z zapachem się trochę unormowała, jak wywnioskowałam - palił w salonie, a smród szedł tylko na korytarz.

Uchyliłam delikatnie drzwi, za którymi zniknął i niepewnie patrzyłam jak szybko się przebiera. Jego plecy było poranione, szyja również. Mały leżał na łóżku, dalej smacznie śpiąc jednak ja wiedziałam, że to nie potrwa zbyt długo. Jeśli chodzi o jedzenie jest nieugięty i naprawdę zastanawia mnie fakt, co Zayn wykombinuje w tej kwestii. Nic nie zabrał z mojego niedoszłego mieszkania...

- Nie chcę bawić się z tobą w kotka i myszkę, więc mów ile zamierzasz tutaj siedzieć. - zaczął gburowatym głosem wcierając w swoje włosy żel. Nie patrzył na mnie, kiedy otworzyłam drzwi szerzej i po prostu weszłam do pomieszczenia.

- Tyle ile potrzeba, zabrałeś mi dziecko.

- Przywiozę je do ciebie raz w tygodniu, teraz możesz wyjść.

Ułożyłam usta w linię przełykając niesmak jaki do niego czułam. Jego słowa ociekały ohydnością, w ogóle zachowywał się tak jak wcześniej. 

Pierdolony idiota.

- Wiesz, tu ja jestem matką i to ja mogę ci dyktować zasady, nie ty mi.

- Nie w moim domu.

- Proszę bardzo. - warknęłam wyrzucając ręce w powietrze i szybko podeszłam do małego. Jednak tuż przy końcu zatrzymał mnie, łapiąc boleśnie za łokieć. - Zostaw mnie do cholery!

- Tknij go jednym palcem, a wyrzucę cię przez okno.

I naprawdę w innej sytuacji bym to zlekceważyła, jednak powaga z jaką to mówił tylko utwierdzała mnie, że nie żartował.

Nachyliłam twarz bliżej ku niemu, niby przypadkiem depcząc mu palce u stóp. Zacisnął mocniej usta.

- Posłuchaj mnie teraz uważnie, bo naprawdę nie mam już do ciebie siły. - westchnęłam uprzednio biorąc dłuższy wdech. Jego perfumy i tytoń mnie trochę odrzucały. - Ty cholerny idioto zrozum, że nie zamierzam ci się podporządkowywać.

Jego oczy nie wyrażały nic. I w tym samym momencie, kiedy przez myśl przeleciał mi fakt, jak za pyskowanie złapał mnie mocno za włosy, tak teraz zrobił to samo. Zawyłam szarpiąc się z jego nadgarstkiem.

- Jeśli tego nie zrobisz, odbiorę ci syna. - szepnął niby delikatnie.

Krew dudniła mi w uszach, a energia jaka przelała się przez moje ciało dała mi jasny zarys, co miałabym zrobić, by mi ulżyło. 

- Zastraszasz mnie. - prychnęłam, po czym zacisnęłam mocniej powieki, kiedy pociągnął mnie mocniej. - Tylko to potrafisz robić, jesteś nic niewartym śmieciem. 

- Tak jak ty, widzisz mała, ciągnie swój do swojego.

I popchnął mnie na ścianę. Złapałam się za bolące miejsce próbując nie patrzeć na jego dłoń i włosy, które w niej miał. Ile mi ich wydarł...

Jak gdyby nigdy nic spojrzał na siebie w lusterku i założył bluzę przez głowę. Ciemnym wzrokiem odnalazł moje oczy i uśmiechnął się chamsko.

- Z czego zamierzasz żyć? Bo ja na pewno nie będę cię utrzymywał.

Nie odpowiedziałam

Mój podbródek zadrżał. Oczywiście, że nie miałam siły ani chęci na płakanie. Po prostu tak jakoś mi się zrobiło dziwnie, wystawiano mnie na próbę i... ugh. 
Śledził za mną wzrokiem, gdy usiadłam obok syna i przejechałam mu dwoma palcami po włoskach na głowie. Moja mała perełka ma za ojca takiego debila, naprawdę już mu współczułam. 
I... sobie.

- Wiesz, zauważyłam latarnię na wprost twojego domu. - udawałam, że ten temat w ogóle mnie nie ruszał. 

- A już myślałem, że z tego wyrosłaś.

Podrapałam się po brwi, nie miałam mu już więcej nic do powiedzenia. Nie chciałam również zastanawiać się, gdzie idzie, że się tak ubiera. 

Boże, dlaczego ja trafiłam akurat na niego?

Wzięłam Oscara na ręce, co nie uszło uwadze Malika. Mały kwękał już poruszając delikatnie rączkami. 

- Wiesz - mężczyzna odwrócił się niespostrzeżenie w moją stronę, kiedy wstałam. - chyba to jednak nie jest taki zły pomysł, możesz zostać u mnie w domu.

Zacmokałam wymownie. Przez ten krótki czas, kiedy się poznaliśmy zaczęłam głębiej patrzeć w jego oczy i z nich czytać.

- A jaki jest haczyk? - wcale nie uśmiechało mi się zostawać tutaj z nim, ale dobrze wiedziałam, że nie odpuści kwestii Oscara i że jeśli tylko stąd wyjdę już nie wejdę z powrotem.

Zaskomlałam w duchu.

Gdy złapał mnie za podbródek już wiedziałam, o co chodzi. Oddech mi przyśpieszył.

- Wystarczy, że będziesz moją prywatną dziwką, nic więcej nie wymagam.

Mały płakał, a ja zamiast go kołysać stałam wpatrzona w tęczówki, które wyglądały jak rzygi. Co jak co, ale chyba historia lubi się powtarzać, lub on uwielbia schodzić na te tematy względem mnie. Nienawidziłam go, tak cholernie mocno.

Ale zaskakując siebie najdelikatniej jak potrafiłam wsadziłam sobie jego palca wskazującego między zęby. Kącik jego ust się uniósł. Niemniej jednak po chwili zacisnęłam je mocno, a ten z warknięciem wyrwał dłoń i nim się spostrzegł oberwał w twarz z otwartej dłoni.

W tamtym momencie nie liczyłam się z konsekwencjami. 

Anais 》Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz