Tydzień późniejJordan nalegał, aby operacja odbyła się jak najszybciej. Helena czyniła więc przygotowania. W jednym z pokoi, w którym miała swoją pracownię, postawiła stół operacyjny i przygotowała wszystkie narzędzia. Cała sprawa była lekko przerażająca dla Anabelle, która zaczęła żałować, że w ogóle się zgodziła na bycie dawcą.
-Robisz to w szczytnym celu- zauważył Gerard.- Jordan jest tak przejęty całą sprawą, czeka na to od miesięcy. Wiesz jak się poczuje, gdy teraz zrezygnujesz.
- Poradziłby sobie, ma jaja- odparła.
- Ale nie chce ich mieć- zgasił ją Gee.
To przekonało Azjatkę do tego, że podejmuje słuszną decyzję.
Nadszedł dzień wyczekiwany przez wszystkich....
(...I nie, nie chodzi o Halloween. )Przed rozpoczęciem wszelkich zabiegów Blondit zaklęła na Szatana, aby wszystko poszło zgodnie z planem. Wycięcie Anabelle narządów nie było takie trudne. Helena nawet nie wyszła z wprawy. Kilka cięć i po sprawie. Starannie ją zaszyła, aby przypadkiem nie wypadły jej nerki albo coś.
Gdy zakończyła pobieranie narządów, przyszła kolej na przeszczep.
Jordan usiadł na stole operacyjnym.-Boję się, że to znieczulenie, które dostała Anabelle, będzie dla Jordana za słabe- stwierdziła Helena, zwracając się do swoich asystentów: Blondit, Gerarda i Raya.-Jest od niej dwa razy większy, a ten cały zabieg będzie trwał dłużej...
-Mam pomysł- Gerard wybiegł z pomieszczenia i po chwili wrócił z gitarą Raya. Zamachnął się i z całej siły uderzył Jordana w tył głowy. Ten padł jak długi na stół.
- Załatwione- Gee wyglądał na bardzo dumnego z siebie.
- Wiedziałam, że to się tak skończy...- mruknęła Helena.- No dobra, bierzmy się do roboty. Chcę to załatwić szybko.
Ubrała chirurgiczne rękawice.
-To nie jest przyjemne- zaznaczyła- To zapewne pierwszy i ostatni raz, gdy bierzecie w czymś takim udział. Jeśli chcecie zrezygnować, to teraz, bo odwrotu nie będzie.
Nikt nie wyraził chęci odpuszczenia sobie, więc zabrali się do roboty.
-Ray, ty mi wyglądasz na spokojnego, możesz trzymać Jordana- zarządziła Hela.- Gerard, rozbierz pacjenta.
-O Jezu, nie zrobię tego!- wykrzyknął.- Jordan ma chłopaka, niech on to zrobi. FRANKIE!!!!
Frankie wpadł do pracowni w swojej ukochanej koronie.
-Co?-zapytał.
-Rozbierz Jordana.
Frank zrobił tak głupią minę, że Blondit przeklęła się w myśli,że nie uwieczniła tego na zdjęciu.
-Ale po co?- spytał- Czekajcie, czekajcie. - spojrzał na przyjaciół w medycznych fartuchach.- Zebraliście się tu, by oglądać moją nagą dziewczynę?
-Jeszcze faceta- zaznaczył Ray.
-Frankie, czy ty zapomniałeś, że Jordan ma dziś operację? Nie ględź, tylko ściągaj z niego ciuchy- pospieszył go Gerard.
-Jak?
Głupie pytanie zasłużyło na głupią odpowiedź.
- Tak jak zawsze, zanim się pieprzycie- warknął Ray.- Szybciej, żeby się nie ocknął.
Takie wyjaśnienie pomogło Frankowi. Po chwili nieprzytomny i nagi Jordan bezwstydnie leżał na stole.
-Dobra Frankie, odwaliłeś swoje, możesz iść- powiedziała Helena. Chłopak nie zamierzał jednak wyjść.
CZYTASZ
Gender Gays /Danger Days/- MCR
FanfictionKościół Franka Dżizasa dla obłąkanych Killjoysów Biuro parafialne otwarte: cały czas liczba słów: 26757 [NAPISANE TYLKO I WYŁĄCZNIE DLA ZABAWY I POŚMIANIA SIĘ, NIE BIERZCIE TEGO NA POWAŻNIE]