Ray (prorok) miał (po raz kolejny) rację.
Powiedzmy, że Willa była dość dziwnym miejscem, nawet bez chłopaków z MCR. A teraz, kiedy byli w niej nie tylko oni, ale także dwa bachory, i to jednorożne bachory, wszystko zapowiadało się jeszcze gorzej.
Świeżo upieczeni rodzice tulili swoje dzieci, jak największe skarby świata. Wyglądało to przeuroczo.
-Wymyśliliście im jakieś imiona?- zapytał Gerard, psując przesłodzoną atmosferę.
-Ja bym nazwał tego tęczowego Arnold- powiedział Mikey.- Zawsze lubiłem Schwarzeneggera.
-Kto to? Jakaś sławna baletnica?- zaciekawił się Ray.
-A nie przypadkiem obrońca praw jednorogów?- wtrącił Gerard.
-A ten czarny będzie Leoś- oznajmił Jednoróg matek.-Jestem wielkim fanem DiCapria!
-Pobawmy się w Titanic!-krzyknął radośnie Frankie. Wskoczył na stół, rozłożył szeroko ręce i pochylił się do przodu, wczuwając się w sytuację i nucąc melodię z filmu.- Gee, trzymaj mnie!- Gerard jednak nie zdążył wejść tam i go złapać, więc Dżizas runął na twarz.
-Chyba trochę inaczej się ten film skończył- mruknął Ray i zajął się zbieraniem z ziemi tego truchła.
Wtedy małe jednorogi zaczęły płakać. Tak, jednorogi płaczą. Tęczowymi łzami.
-Co się dzieje?!- przejął się Mikey. Wziął na ręce maluchy i zaczął je kołysać. -Jednorogu mały, śpij juuuuż! Oczka szatańskie zmruż! -fałszował niemiłosiernie.
-Ja mu zaśpiewam!- przerwał mu Gerard. Odchrząknął.
-Jednorożki to pierożki!
To malutkie słodkie loszki!
Kto spotyka w lesie jednoroga
Tego spotka kara sroga!
Bo jednorogi to miłość Mikiego
A nie kogokolwiek innego!
Tralalala
Jednorogi dwa
Małe szatany obydwa!-Nieprawda, bo tylko jeden- powiedziała Blondit, wskazując na drzemiącego już Leosia.- Ale on mi się wydaje nieszkodliwy, jak na szatanoroga.
-Urodzimy jednoroga!
No chodź, zrobimy toooooo!- wył dalej Gee.Tymczasem tęczowy Arnold zeskoczył z rąk Mikeya. Przebiegł przez cały pokój i rzucił się z warkotem na łóżko. Zaczął rozszarpywać zębami poduszki.
-O ty mały kurwiu!- wrzasnęła Blondit. Usiłowała ściągnąć malucha ze swojego łóżka, jednak zapierał się przed tym kopytkami. Po chwili poduszki były całe w strzępach. -Cholera jasna!
Mikey z trudem ściągnął swoje dziecko z łóżka.
-Niegrzeczne jednorożki czeka kara!- powiedział stanowczo. -Żadnego oglądania Teletubisiów!
-One nawet pewnie nie wiedzą, co to jest- zauważyła Helena.- Ale może lepiej, że będą się wychowywać bez tego strasznego odkurzacza....
Po krótkiej szarpaninie Arnold ugryzł Mikeya w szyję.
-O nie, to wampir! Trzeba go zaszczepić na wściekliznę! -Mikey usiłował wyrwać ze swojej skóry ostre zęby dziecka.
-Wampiry mogą mieć wścieklizny-zgasiła go Helena.- Mogą za to mieć HIV i inne gówna...
-Aaaa! Zabierz go!- zapiszczał Mikey. Gerard i Ray złapali jednorożka za tylne nogi i odciągnęli go od krwawiącego ojca. Arnold wyglądał, jakby chciał zabić wszystkich dookoła, jego oczy płonęły żądzą mordu.
-Cholera! Może lepiej to uśpić?- zastanawiała się na głos Helena. Wyciągnęła zza pasa strzykawkę, ale Mikey zapłakał błagalnie:
-Nie, to moje dziecko! Mój potomek! Nie możesz mu tego zrobić! Kto odziedziczy po mnie talent baletowy? Kto będzie projektował nowe tostery?
-Na pewno nie jednoróg- stwierdziła Blondit.- a zresztą... On jest niebezpieczny! Helka, lepiej to zrób...
Mikey jednak zasłonił jednorożka swoim ciałem i zaczął się drzeć:
-Po moim trupie!
-Zdesperowany samobójca- mruknęła Helena, schowała jednak strzykawkę.
-Może powinniśmy dać mu meliskę?- zaproponował Ray.-Mi to pomaga...
-To, co uspokaja i tak spokojną osobę, nic nie da wściekłemu zwierzęciu- rzuciła Helena.- Ale mam to- wyciągnęła z kieszeni kilka kolorowych kulek. -Jednorogu, do nogi!
Pomachała mu kulką. Arnold podbiegł w jej stronę i stanął na tylnich nogach, by sięgnąć, jednak Helena mu na to nie pozwoliła. Rzuciła kulką. Jednoróg przebiegł przez pokój i złapał ją w zęby w locie. Z zadowoleniem połknął zdobycz... I upadł na ziemię, nieprzytomny.
-Nieeee!- krzyknął Mikey.- Co ty mu zrobiłaś?!
-To była kulka kokainy- odparła Helena z uśmiechem.- Pomaga zawsze.
-Ale... Duża dawka?- zaniepokoił się matek Jednoróg.
-Obudzi się, nie martwcie się... Tymczasem macie spokój na kilka godzin, a to się rzadko zdarza, gdy jest się rodzicem...
-Ej...- wtrącił się Frankie, lekko poobijany po swoim wspaniałym upadku.-Czy ktoś mówił coś o Teletubisiach...? Ja mogę obejrzeć, uwielbiam je...
.
CZYTASZ
Gender Gays /Danger Days/- MCR
FanfictionKościół Franka Dżizasa dla obłąkanych Killjoysów Biuro parafialne otwarte: cały czas liczba słów: 26757 [NAPISANE TYLKO I WYŁĄCZNIE DLA ZABAWY I POŚMIANIA SIĘ, NIE BIERZCIE TEGO NA POWAŻNIE]