-Heleno...- dziewczyna usłyszała za sobą głos Raya.- Przed chwilą był u mnie Frankie. Strasznie płakał. On i Jenny... Chyba potrzebują pomocy.
Odwróciła się.
-Coś się stało?- zapytała.
-Chodzi o Jenny i jej... No wiesz. To chyba był głupi pomysł.
-Czyli mam się teraz robić za terapeutkę i psychologa, bo Frankie nie zrozumiał naszej genialnej idei?- zdziwiła się.
Nie zdążył odpowiedzieć. Nagle na korytarz wpadła Jenny w sukience pożyczonej (ukradzionej) od Blondit i koronie Frankiego, a za nią jej chłopak, krzyczący wniebogłosy:
-To ja jestem księżniczką w tym związku!
-No okej, serio trzeba im pomóc- stwierdziła Hela.- Pobawię się dziś w psychiatrę...
Umówili się na poważną wizytę o godzinie trzynastej w gabinecie Helki. Zadbała, by pomieszczenie było przytulne, kładąc tam miękkie podusie z futerkiem, kocyki i tackę z czekoladkami Kinder /Frankie skojarzył jej się z dzieciakiem z ich opakowania/. To miała być terapia grupowa, więc Jenny i Frank przyszli razem. Helka czekała na nich, grając w karty z Blondit, Anabelle, Gerardem i Rayem. Gdy para weszła do gabinetu, Blondit krzyczała właśnie "Na Szatana!"- Gerard wygrał kolejną rundkę pokera. Na widok Jenny i Franka wszyscy umilkli.
-Macie coś przeciwko, by w terapii uczestniczyli wasi przyjaciele?- zapytała rzeczowym tonem Helena.
-Nie- powiedział Frankie zdesperowanym głosem. Był widocznie gotów na wszystko.
-Ja się boję tego typa- Jenny łypnęła spod oka na Raya.- Trochę krzywo mnie zaszył. I... Mam pewien obiekt w schowku.
Gerard i Blondit cichociemnie ukradli czekoladki i jedli je pod stołem.
-Jaki obiekt?- Helena udawała, że nie wie o co chodzi.
W tym momencie Frankie wybuchnął płaczem.
-Mój kabanosik jest za mały!
-Co masz na myśli?- zainteresowała się Anabelle.
-Jezu, Frank, wiesz że nie o to chodzi- zaprotestowała Jenny. -To wina tego czegoś, co mam w sobie.
Gerard zakrztusił się czekoladką.
-To nie mój pomysł...- mruknął, gdy mógł z powrotem oddychać. -Helka i Ray byli tu sami podczas tej operacji. Trzeba przyznać, kreatywni są.
-Nieszczególnie mnie to obchodzi, ale wolałabym nie mieć kawałka metalu w miejscu, gdzie go nie powinno być- stwierdziła Jenny. Frankie jej potaknął.-Umiecie to wyjąć?
-Potrafię wszystko zniszczyć i wszystko naprawić- oświadczyła Helena z poważnym wyrazem twarzy.-Ale to grubsza sprawa.
-To sprawa nie do przebicia- jęknął Frankie.
Gerard poklepał przyjaciela pocieszająco po ramieniu.
-Nie wszyscy są stworzeni do bycia hetero- zauważył. - Być może ty też nie wytrzymujesz presji związku z kobietą?
-Cicho. Dajcie pomyśleć- Helena przerwała tę niebezpiecznie zapowiadającą się konwersację.-Już wiem!- krzyknęła po chwili.- Jenny, mam pomysł, jak to wszystko naprawić. Powinno się udać. Ale to trochę szalone.
-Ale...Przeżyję?- zapytała pacjentka.
-Wydaje mi się, że tak. Ale tutaj niczego nie można być pewnym... Anabelle- przywołała do siebie dziewczynę i szepnęła jej coś na ucho. Ta kiwnęła głową i wybiegła z pomieszczenia.- Jenny, możesz się położyć na stole. Załatwimy to szybko.
Frankie buntowniczo zasłonił swoją dziewczynę ciałem.
-Jeśli zrobicie jej krzywdę...
-Księżniczko, robię to dla mojego dobra. Dla naszego dobra- powiedziała Jenny.
-Prawidłowa postawa- ucieszyła się Helena.- Raymondzie, daj jej zastrzyk.
Ray ubrał rękawice, napełnił strzykawkę lekiem podanym przez Helkę i zaaplikował go Jenny. Mięśnie jej zesztywniały i upadła na stół, nie zamknęła jednak oczu.
-Co się stało?- spytał Gerard, spokojnie jedząc ostatnią czekoladkę.
-Ups, zły lek.- stwierdziła Helena.- chyba pomyliłam buteleczki... Ten jest paraliżujący. Przykro mi, Jenny, jeśli cię zaboli. O, Anabelle, nareszcie- Azjatka wpadła do gabinetu.
Z wiertarką.
Gerard zadławił się po raz kolejny.
- Czy wy zamierzacie... Nie- powiedział, jakby sam do siebie.- Chyba aż tak szaleni nie jesteście...
-Wcale. W co ty wierzysz?
-Uważam, że Frankie nadawałby się na bycie Jezusem.- odparł Gerard śmiertelnie poważnym tonem. -Frank! Bądź moim Dżizasem!
-Blondit, chodź, pomożesz mi. Ty też, Raymondzie- Helena poprosiła do siebie pomocników. - Zrobisz to?
Ray wyglądał na spłoszonego.
-Ale co...
-Przewiercisz tę blachę, that's all- Helena gestami usiłowała wytłumaczyć mężczyźnie, jak to zrobić. W końcu Ray niepewnie chwycił wiertartkę.
-To nie jest dobry pomysł- mruknął.
-Nie gadaj, tylko rób- pogoniła go Blondit.
Odpalił urządzenie i...
... Oszczędźmy szczegółów.Sparaliżowana Jenny nie była w stanie krzyknąć. Gdyby mogła, pewnie darłaby się potwornie. Po chwili jednak metalowa blaszka została przewiercona.
-Brawo Ray, właśnie tak jakby rozdziewiczyłeś dziewczynę- pogratulowała mu Blondit.
-To trzeba mieć talent: rozdziewiczyć kogoś, samemu zostając prawiczkiem- wtrącił Gee.
Ray zgromił go spojrzeniem. Lek paraliżujący powoli przestawał działać i Jenny mogła już mówić.
-Mówiłam, że boję się Raya- rzuciła ze złością.
-Ale naprawił cię!- cieszył się Frankie.- Już będziesz normalnie funkcjonować...
-Normalność to pojęcie względne- warknęła Jenny, odzyskując zdolność ruchu. Powoli podniosła się ze stołu.
-Proponuję to oblać- do gabinetu wszedł Mikey z butelką żubrówki.- już ostatnio mieliśmy to zrobić.
-Zgadzam się- powiedzieli jednocześnie wszyscy, oprócz Raya.
-A ty co, heretyku?- zapytał go Gerard.- Nagle bawisz się w abstynenta?
-To się nie skończy dobrze- odparł.- Jak zaczniecie pić, to będzie jakaś masakra. Ktoś musi zostać trzeźwy...
Oczywiście, miał rację.
.
CZYTASZ
Gender Gays /Danger Days/- MCR
FanfictionKościół Franka Dżizasa dla obłąkanych Killjoysów Biuro parafialne otwarte: cały czas liczba słów: 26757 [NAPISANE TYLKO I WYŁĄCZNIE DLA ZABAWY I POŚMIANIA SIĘ, NIE BIERZCIE TEGO NA POWAŻNIE]