Gerard wyszedł z garderoby, ubrany w swój nowy strój. Wyglądał nieco debilnie w podartych szmatach, dziwacznych, średniowiecznych butach i z palem w ręku, ale co z tego. Czuł się wiedźminem.
-Gerardzie, mamy dla ciebie listę zadań do wykonania, abyś prawdziwie stał się wiedźminem- oznajmiła Blondit, rozwijając zwój papieru. -Każdy wyznaczył ci jakieś polecenie. Gdy spełnisz je wszystkie, ochrzcimy cię realnym Geraltem. -podała mu zwój.- Możesz wziąć ze sobą widły lub patelnię, co wybierasz?
-Weź patelnię- doradził Frankie.-Większa powierzchnia jest lepsza do odganiania Mansona-Dendrofila.
Gerard posłuchał sugestii i chwycił wielką patelnię do naleśników. Odebrał listę zadań i z wojowniczym okrzykiem na ustach ruszył w las.
Dopiero po zaszyciu się w cieniu drzew rozwinął zwój i przeczytał:
1. (frankie) wystrugać własny miecz (kształt i kolor dowolny).
2. (Helka) ugotować własną wiedźmińską zupę z dziwnych roślinek i szyszek.
3. (Jenny) ujebać sobie włosy na biało z użyciem naturalnych produktów (wiesz o co chodzi).
4. (Milkyway) znaleźć i oswoić swojego wierzchowca. Nazwać go Plotka albo jak jakaś inna ryba.
5.(Blondit) uszyć macho majtki z pokrzyw.
-To będzie trudniejsze, niż myślałem- powiedział na głos.
Gee musiał zdobyć patyk do wystrugania kija. Walił więc patelnią w drzewo tak długo, aż spadła z niego gałąź, razem z Mansonem!
-Co ty tu robisz?!- wykrzyknął Gerard i przybrał pozycję do ataku. -Nie powienieneś być w willi?
-Będę tam, gdzie moje serce, a moje serce oddało się tej pięknej jodle!- powiedział dendrofil, wskazując na drzewo. -Zobacz, jaka urodziwa!
-Won do willi, i przynieś mi przy okazji twaróg! Będzie mi potrzebny!- rozkazał Gee. Manson posłusznie uciekł z lasu.
Gerard/Geralt zaczął strugać swój kij. Postanowił zrobić go w kształcie peniska (Frankie będzie dumny, gdy to zobaczy). Odłączył pierwsze zadanie jako wykonane.
Kolejne zapowiadało się trudniej, bo Gerarf nie umiał gotować, a już na pewno nikt go nie uczył robienia zupy z szyszek. Ale wszystkiego trzeba się kiedyś nauczyć. Rozpalił niewielkie ognisko, na jego środku umieścił swoją patelnię. Nalał na nią nieco cieczy (wiecie o jaką ciecz chodzi), dorzucił trawkę (wiecie o jaką trawkę chodzi) i szyszki z jodły. Gdy wywar się podgrzał, skosztował nieco i zwymiotował. Przepyszne.
-Nie nadaję się na kucharza- mruknął, odhaczając kolejne zadanie.
Wtedy wrócił Manson z kilkoma kostkami twarogu. Każda miała przyczepioną plakietę "Marsz feministyczny- WSZYSCY JESTEŚMY Z WAGINY!".
-O cholerka- powiedział Gee. -Bycie wiedźminem ma swoją cenę. Przynajmniej już nie będę mylony z Rihanną.
Manson pomógł mu nałożyć twaróg równomiernie na jego piękne, czerwone włosy. Gerard prawie płakał z poruszenia. Kochał ten kolor, a teraz miał się z nim pożegnać. Po chwili przy pomocy cieczy (wiecie o jaką ciecz chodzi) zmył twarogową maseczkę. Jego włosy miały śnieżnobiały kolor.
-Wyglądam bosko- powiedział Gee, patrząc w małe lusterko, przyniesione przez jego projektanta. -Brałbym siebie jak dzika wiewiórka.
-Chyba niedźwiedź polarny- mruknął Manson. -Niezbyt stylowy kolor. Nie wyglądasz już jak diva.
-Ja nie wyglądam jak diva?- wkurzył się Gee i zamachnął się patelnią. -Ja zawsze wyglądam jak diva! Ja ci dam!
Manson rzucił się do ucieczki i przez piętnaście minut gonili się po lesie (trening wytrzymałościowy zaliczony). Wreszcie Gee dopadł dendrofila i przywalił mu z całej siły, tak, że ten padł na ziemię. Dopiero wtedy zabrał się za kolejne zadanie.
Oswojenie wierzchowca przyszło mu dość łatwo. Udało mu się natknąć na karego jednoroga.
-Co ty tu robisz?- zapytał go.
-Cicho... Znalazłem wyjście z piwinicy Blondit, ale nie mów jej- powiedziało zwierzę.
-Nie powiem, ale musisz zostać moim wierzchowcem- zaproponował układ.- Nazwę cię Śledź.
-Dlaczego?
-Bo masz być rybą.
-Nic nie rozumiem, ale okej- zgodził się jednoróg. -Tylko chcę makijażystkę i masażystkę dwa razy w tygodniu- zarządał.
-Stoi. A umiesz szyć macho majtki z pokrzyw?- zapytał Gee.
-Kiedyś pracowałem w fabryce macho majtek!- wykrzyknął Śledź. -Umiem to robić doskonale!
-W takim razie mi pomóż.
Razem z jednorogiem Gee uporał się z uszyciem macho majtek w swoim rozmiarze. Przymierzył je od razu.
-Cholera, te pokrzywy mnie parzą w dupę!- wydarł się.
-Musisz pocierpieć, jeśli chcesz być wiedźminem.- odparł Śledź.
-Ale jak mi penisek spuchnie...
-Zamknij się i wskakuj na mój grzbiet, jedziemy odebrać twojs nagrodę!
.
CZYTASZ
Gender Gays /Danger Days/- MCR
FanfictionKościół Franka Dżizasa dla obłąkanych Killjoysów Biuro parafialne otwarte: cały czas liczba słów: 26757 [NAPISANE TYLKO I WYŁĄCZNIE DLA ZABAWY I POŚMIANIA SIĘ, NIE BIERZCIE TEGO NA POWAŻNIE]