Frankie leżał na ziemi jak jakiś kloc. Helena przyglądała się mu przez chwilę, nim powiedziała:
-Dżizasie, znowu? Nawet nie chce mi się schodzić na dół...
Dobyła skalpela zza pasa i rzuciła nim we Frankiego. Nóż trafił go w pośladek. Jednak Dżizas nawet się nie poruszył.
-O cholera- mruknął Gerard.- Chyba serio jest z nim źle.
-Szybko! Akcja reanimacyjna!- Helena w bojowym nastroju zeskoczyła przez balkon, a za nią podążyli Blondit i Ray.-Poszukajcie strzykawek w mojej apteczce- rzuciła im torbę. Blondit zrobiła zaskoczoną minę, ale nie pytała, po co one. Znaleźli puste strzykawki i podali je Helce, która wydobyła z kieszeni dwie podejrzanie wyglądające buteleczki. Nabrała odrobinę z jednej, a z drugiej znacznie więcej.
-Helena, debilu, co ty odwalasz?- zapytała Blondit, kiedy jej przyjaciółka ściągnęła Frankiemu spodnie.- Co ty tam nalałaś?
-Zastrzyk w tyłek najlepiej się przyjmuje- wyjaśniła Helena, naciskając tłok strzykawki, żeby sprawdzić, czy działa.- To mieszanka insuliny z herą.
-Jezu! Nie rób tego!- krzyknął Ray, chcą odciągnąć Helenę od truchła, ale ona już wbiła strzykawkę w ciało Franka.
Frankie obudził się i krzyknął.
-Gdzie moja korona?!
-Nie interesuje cię bardziej, gdzie są twoje spodnie?- zapytała Blondit. -Nie jesteś hojnie obdarzony przez naturę, ale mimo wszystko mógłbyś je ubrać.
Frankie spiorunował ją spojrzeniem obrażonej księżniczki, ale ubrał spodnie.
-Gdzie jest Gerard?- zapytał podejrzliwie.- Pamiętam, że my...
-Jebaliście się? Owszem- warknęła Blondit.- Na moim balkonie. Nie moja wina, że nie posiadasz koordynacji ruchowej i spadłeś.
Frankie nie zdążył odpowiedzieć, bo nagle się skrzywił i złapał za okolice krocza.
-Chyba sobie coś złamałem- jęknął.
-Błagam, nie. Proszę, nie gadaj że złamałeś sobie kabanosika- mruknęła Helena.
-To tak się w ogóle da?- zdziwił się Ray.
-Owszem, Raymondzie- odparła Helena.- Przykro mi, że muszę ci to uświadamiać.
Ray pokręcił głową, potrząsając przy okazji swoim afro.
-No ale co my teraz zrobimy?- Blondit wygladała bardziej na wściekłą niż przejętą.- Umiesz to wyleczyć?
-Nie spotkałam jeszcze w życiu takiego okazu jak Frankie- Helena zaczęła grzebać w swojej apteczce.- Korona na głowie, złamany kabanos między nogami, chuj zamiast mózgu.
-Ekhem, jestem tu- warknął Frankie.- I mnie boli. Czemu mam nóż wbity w tyłek?- krzyknął nagle sobie to uświadamiając.
-Tego boli, kto się pierdoli- mruknął filozof Ray.- Nie ma w dupie noży, kto się nie chędoży.
-Ray, ty poeto- pochwaliła go Helena.- Teraz możesz poetycko zanieść tego idiotę do mojego gabinetu, śpiewając po drodze ballady o nieudanym balkonowym Romansie.
Gdy dotarli do gabinetu Heli, gdzie nadal stał stół po operacji Jenny, Frankie zemdlał.
-Nawet nie trzeba marnować na niego znieczulenia- ucieszyła się lekarka. -Super. Jak dobrze, że zawsze miałam tu gips...
-Zamierzasz mu to zagipsować?!- krzyknęła Blondit.- Ale jak on bedzie mogł się...
-Nie martw się. Jego kabanosik w gipsie przynajmniej nabierze wreszcie normalnej wielkości.- Helena zaczęła gipsować Frankiego. Kiedy kończyła, pan Dżizas księżniczka właśnie się obudził.
-O nie!- krzyknął, widząc, co się dzieje.- Jenny mnie zabije...
-Nie martw się. Jesteś Dżizasem, zmartwychwstałbyś.- stwierdził Ray.
-Frank, mam pewien pomysł.- orzekła Helena.- Musimy cię jakoś kontrolować...- wyciągnęła z szafy dziwaczny, metalowy pas.- To pas cnoty. Założymy ci go...
-O nie!!!!- Frankie zerwał się ze stołu. - Nie zrobicie tego!- Chciał uciec, ale Helena krzyknęła:
-Raymondzie, trzymaj go!
Ray złapał go w uścisk, a Helka szybko zapięła na wrzeszzczącym Franku pas. Zakluczyła jego zamek i wyrzuciła klucz przez okno. Dżizas przez chwilę patrzył z otwartymi ustami, jak klucz wypada. Wyglądał tak dziecinnie i smutno, że Helena przez ułamek sekundy niemal żałowała tego czynu.
-Dlaczego?- płakał Frankie.- Ja... Ja byłem taki przydatny! Teraz będę... JAK JA BĘDĘ Z GERARDEM?!
- Właśnie. Gerard! Chodź tu! - zawołała Hela.
Gee pojawił się w drzwiach gabinetu. Na widok uwięzionego Franka mało się nie popłakał.
-Mój Dżizasie!- zawołał.- Jak oni cię skrzywdzili!- padł przy nim na kolana.
-Gerardzie Way, mamy dla ciebie zadanie.- oznajmiła poważnie Helena.- Musisz odnaleźć klucz do cnoty Frankiego. Gdy to zrobisz, Frankie zostanie twoją pokojówką, kucharką i niewolnicą. Co ty na to?
Czerwonowłosy skinął głową z desperacją i pocałował Frankiego w dłoń. Zwrócił na niego wzrok.
-Jestem teraz strażnikiem twojego dziewictwa. Obiecuję ci strzec je dozgonnie...
-NIE MASZ GO STRZEC!- krzyknął Frankie.-NIE CHCĘ GO! MAM OCHOTĘ NA...
-Nie kończ!- przerwała mu Blondit.- wszyscy to wiemy!Nagle do gabinetu wpadł Mikey na jednorogu.
-Jenny chyba właśnie uciekła!- oznajmił z szerokim uśmiechem.
-Co?!- ryknęli wszyscy. Wypadli z pomieszczenia i pobiegli na balkon.
Jenny szła ulicą szybkim krokiem. Wygladała, jakby się gdzieś spieszyła.
-Jenny, could you come Back home?- zaśpiewał Frankie.
Odwróciła się i zobaczyła zbiorowisko na balkonie.
-Idę tylko po te głupie podpaski!- zawołała. -Przypominam, że nie dostałam ich. Nie w stanie nadającym się do użycia.
Mikey uśmiechnął się.
-I tak byś je pobrudziła, więc jaka różnica?
-To co? Idziemy grać w pokera?- zaproponowała Blondit (hazardzistka).
-Ja muszę iść szukać klucza do cnoty Frankiego!- przypomniał Gerard. -Wy grajcie, niedługo do was przyjdę...
.
CZYTASZ
Gender Gays /Danger Days/- MCR
FanfictionKościół Franka Dżizasa dla obłąkanych Killjoysów Biuro parafialne otwarte: cały czas liczba słów: 26757 [NAPISANE TYLKO I WYŁĄCZNIE DLA ZABAWY I POŚMIANIA SIĘ, NIE BIERZCIE TEGO NA POWAŻNIE]