Blondit jest znana z tego, że nie rzuca słów na wiatr. Więc jeśli mówi, że kogoś zabije, to to zrobi. Dowolnym sposobem.
Dlatego nikt nawet nie był zdziwiony, gdy piętnaście minut później drzwi wejściowe wypadły z zawiasów pod wpływem jej kopnięcia.
-Gdzie ona jest??!!- zawyła wściekle i rzuciła się wgłąb willi w poszukiwaniu winnej.
-Geraaaard!- krzyknął Frank na widok czerwonowłosego, wchodzącego do środka. Natychmiast na niego skoczył i go pocałował. -Oglądaliśmy nasz ulubiony film...
-Znowu, Frank? Nie znudził ci się?
Wtedy nadbiegła Blondit, ciągnąc za kudły Anabelkę.
-Spalę szmatę!- darła się jak opętana.- Natychmiast! Ukręcę łeb! Przynieście świece!
Blondit wyrzuciła miotającą się Anabelle na podwórze. Związała ją i przymocowała do jodły.
-Nie! Nie na tej jodle!- zawołał Ray.- Tam są moje wspomnienia!
-Oh, Raymondzie. - powiedziała Helena.- Dbaj o nazewnictwo. Ta wydzielina nie nazywa się "wspomnienia", tylko...
Gerard przyniósł mnóstwo świec i kolejno je podpalił. Anabelle miotała się szalenie, krzycząc:
- Nie chciałam! Wynagrodzę ci to!
-Takich zbrodni to by mi nawet Gee w łóżku nie wynagrodził!
-Nieeeeee! Zostawcie ją!- darła się Jenny.- To jedyna osoba w tej willi, której chce się ze mną ruchać! Nie możecie jej zabić!
-Może wrócisz do Franka?- rzuciła Blondit.
-Nigdy! Zresztą, on chyba jest zajęty- powiedziała, wskazując na Frankiego, który ciągnął Gee w stronę sypialń.-Połamania kabanosów!
-Przynajmniej nauczyli się, żeby nie robić tego w miejscach publicznych- mruknęła Hela.
-Wracajcie tu!- zawołała ich Blondit.- Potrzebuję was! Ktoś musi wygłosić mowę pożegnalną. Dżizasie!
Frank oderwał się z żalem od Gerarda, ale wrócił pod jodłę.
-AnaBelko, masz ostatnią szansę. Musisz odpowiedzieć na moje pytanie- odchrząknął i przybrał oficjalny ton.- Kto był pierwszy: kobieta czy mężczyzna?
-Mężczyzna- odparła bez wahania.- Ale to był tylko gówniany prototyp, który nie wyszedł Bogu. Kobiety są idealne.
Frank zawył dziko i rzucił w Anabelle świeczką. Dziewczyna zaczęła płonąć, wydzierając się wpiekłogłosy.
-Ty idioto! Nie odprawiliśmy rytuału!- krzyknęła Blondit. -Teraz jej dusza nie pójdzie do nieba, tylko do piekła!
-Nie chciałaś, żeby poszła do Piekła?- zapytał Gerard.
-Oczywiście, że nie! Piekło jest zbyt fajne! Poker rozbierany z Lucyferem, ploteczki z Azazelem, Lilith tańcząca na rurze... Żyć, nie umierać! A niebo jest takie nudne, latasz na tych popierdolonych twarogowych chmurkach...
Anabelle była już zwęglonym truchłem, a mimo to wrzeszczała dalej:
-Feminizm! Niech giną kabanosy! Spalić Dżizasa!
-Ciekawe pożegnanie ze światem- stwierdziła Helena. Anabelle wydała ostatni okrzyk i jej ciało obróciło się w kupę popiołu.
Jenny upadła przy resztkach Anabelle i zaczęła płakać.
-Gównianym prototypem byłeś,
Kabanosem się stałeś,
W proch się obrócisz- powiedział filozoficznie Gerard.-Prochy? Mogę to wciągnąć?- ożywił się Frankie.
-Trzeba to zakopać- mruknęła Blondit.- Frank, idź po łopatę.
Iero przyniósł narzędzie i zaczął kopać dół. Gdy wkopał się jakieś pół metra w ziemię, natrafił na coś. Coś twardego.
Ale żywego. Ruszającego się. I krzyczącego. Z dołu wyłoniła się Paris Hitler (Hilton).-Choleraaaaa!- wydarła się na widok Frankiego.- Powiedziano mi, że odkopie mnie rycerz na rumaku, a nie sam Dżizas!- upadła na kolana. -Bądź pochwalony, bądź uwielbiony, kabanosie nieskończony!
-Skąd ona tu... Helka!- ryknęła Blondit.- To twoja sprawka?
-Ona nie żyła, gdy ją zakopywalam!- oznajmiła Hela, najwyraźniej zaskoczona tym zwrotem akcji.- To było z rok temu! Wycięłam jej wszystkie organy! Odprowadziłam całą krew!
-Oh, jestem odporna- machnęła ręką Paris.
-I pusta- dodał Frank.
-Ona jest pierdolonym zombiakiem, czy co, cholera?- warknęła Blondit.- skoro nawet Helce nie udało jej się zabić...
-Mogę ją zatrzymać?- zapytała z nadzieją w głosie Jenny.
-A to niby dlaczego?- Blondit wygladała na zdenerwowaną.- Nie dość, że muszę sprzątać ten twój twaróg to jeszcze chcesz mieć zwierzątko? Frank nie wystarcza?
-Mogę handlować twarogowymi figurkami i na nią zarobić!- wykrzyknęła Jenny.- Obiecuję!
-A to bierz tego trupa, ale to twój problem.
Jenny z satysfakcją chwyciła trupa i chciała ją zaprowadzić do willi, gdy nagle nadleciała wielka kolorowa sowa i nasrala na głowę Paris.
-Helena, mam zawał!- wydarła się.
-Nie możesz mieć zawału, bo nie masz serca. Chyba że zawał mózgu. Ups, jego też nie masz! Jenny, zrób dla niej organy z twarogu!
Gdy te dwie mendy odeszły, Blondit powiedziała radośnie:
-No, to wracamy na miesiąc miodowy...
-Nieeee!- zawył Frank.- Nie zabierajcie mi Gerarda znowu!- rzucił się na chłopaka i złapał go desperacko za nogawkę spodni.
-Idziemy, Gee!- Blondit szarpnęła czerwonowłosego w swoją stronę, ale mały balast uczepiony jego nogi nie zamierzał go puścić.
-On jest mój!!! Nikt mi go nie odbierze!- płakał Frankie jak oklapnięta beza.*
-Dość tego!- Blondit się zdenerwowała. Złapała Frankiego za szmaty i odciągnęła go od Gerarda.- Co ty wieszasz się na ludziach? Psem jesteś?
-Hau hau- powiedział Frankie smutno.
-O nie, cholera! -Blondit nie dała się omamić.-Idę po obrożę!
Po chwili Frankie, wyglądający niczym zbity szczeniaczek, miał na szyi obrożę z dzwoneczkiem. Blondit doczepiła do niej smycz i przywiązała ją do drzewa. Frank usiłował walczyć i uciec, nie udało mu się jednak. Musiał patrzeć, jak Gerard (bardzo niechętnie) odchodzi. Gdy zniknął mu z oczu, rzucił się na ziemię i popłakał.
-Niedługo wrócą- chciał go pocieszyć Ray, ale to nie pomogło.
-Dopiero za miesiąc!- zawył Frankie. -Do tego czasu umrę! Macie tu chociaż dobre zielsko?- zapytał z nadzieją w głosie.
-Uwierz mi, w tej willi jest wszystko- odparła Helena.- Mamy plantację w piwnicy. Zaraz przyniosę.
.
CZYTASZ
Gender Gays /Danger Days/- MCR
FanfictionKościół Franka Dżizasa dla obłąkanych Killjoysów Biuro parafialne otwarte: cały czas liczba słów: 26757 [NAPISANE TYLKO I WYŁĄCZNIE DLA ZABAWY I POŚMIANIA SIĘ, NIE BIERZCIE TEGO NA POWAŻNIE]