#piękny poranek gdzieś w Rosji#
Mikey wyruszył na swoją życiową pielgrzymkę prywatnym odrzutowcem Blondit. Nie, żeby się na tym znał, czy coś, ale udało mu się dotrzeć do Moskwy, nie rozbijając się na sosnach po drodze (powiedzmy, że miał nieco więcej szczęścia, niż niektórzy). Kiedy tam trafił, udał się prosto do Putina. Vladimir przywitał go z radością.
-Mój drogi Mikeyu! Usiądź tutaj, wygodnie. Możesz napić się tej wspaniałej, ruskiej wódki- podał mu tackę z kieliszkami.- Mój plan wygląda tak: ukradnę firmę Milky Way i zrobię z niej ruską potęgę gospodarczą. Ty staniesz na jej czele, jako moja prawa ręka. Będziesz rozwoził ulotki na jednorożcach. Wchodzisz w to?
-Wchodzę, jak w czterolatkę- odparł Mikey. Putin zaklaskał w dłonie.
-To rozumiemy się wspaniale. Ruszaj w drogę powrotną, Way'u. I sprowadź tu więcej moich wyznawców- uśmiechnął się promiennie.
#Tymczasem w willi#
-Przestań tym machać!- wrzasnął Gerard, ale Franke nie zamierzał go słuchać. Ćwiczył uderzenia swoim mieczem świetlnym. W końcu miał zostać prawdziwym rycerzem Jedi, musiał mieć wprawę! Jednak nie wychodziło mu to zbytnio.-Jeszcze kogoś okaleczysz!
-Nieprawda!- odparł Dżizas. Wziął silny zamach i przypadkowo trafił w Jenny, która wchodziła akurat do salonu. Jej głowa w jednej chwili była na jej karku, w drugiej przefrunęła przez pomieszczenie i spadła na stół.- Cholerka! Nie tak miało być!
-Kolejny trup? Dlaczego nikt w tej willi nie może przeżyć?- Blondit wyglądała na zdenerwowaną zaistniałą sytuacją, nie uśmiechało się jej robić pogrzebu teraz, kiedy mieli wyruszyć na wyprawę.- Ale w sumie dobrze, Jenny mnie zawsze wkurwiała. Zabierzcie stąd to gówno. Spalić to!
-Chcę sobie zostawić jej głowę i cycki do macania!- oświadczył Frankie. Helena, która siedziała przy stole, wzruszyła ramionami.
-To włóż je do formaliny, żeby nie zgniły. Masz wolne słoiki w moim gabinecie.- Frankie popędził w tamtą stronę, a Helka westchnęła głośno. -Dobrze, że mam cały zapas. Tutaj jest to cholernie potrzebne.
W tej chwili do salonu wpadł Han Solo i Chewbacca. Dżizas przystanął w drzwiach i wydał z siebie radosny okrzyk.
-Moi idole! Nareszcie!- rzucił się na Hana, niemal zwalając go z nóg. - Niedługo będę jednym z was. Jestem już prawie wyszkolonym rycerzem Jedi! Muszę się tylko nauczyć panować nad swoją mocą...
-Żeby nie odcinać głów jakimś randomom- wtrąciła się Blondit.
-Nie po to tu przybywamy- przemówił Han Solo. -Słyszeliśmy, że mieszka tu najlepszy psychiatra w Malibu. Potrzebujemy porady.- Spojrzał znacząco na Helkę.- Ótóż w ostatnim czasie, w wyniku wielu czynników... W nasz związek wkradła się rutyna, co mamy zrobić?
-Musicie znaleźć sobie jakieś wspólne, kreatywne hobby- stwierdziła lekarka.- Ja na przykład sugeruję wam pogaństwo! Jest takie ciekawe!
-Albo możecie wyruszyć z nami w podróż do świątyni Boga Brwi- zasugerowała Blondit. -Przyda nam się ktoś wyszkolony, nie to co Frank...
-Jestem na dobrej drodze do zostania kimś wielkim!- oburzył się Iero.
-Co za dobór słów, kurduplu- mruknął Gerard.
-To dobry pomysł- zauważyła Helena. - Będziecie naszymi obrońcami w razie zagrożenia. Potrzebujemy kogoś, dzięki komu poczujemy się bezpieczniej.
-Myślę, że możemy się zgodzić- stwierdził Han, dobywając swojego miecza świetlnego. - Ale mamy warunki. Jeżeli podbijemy jakąś galaktykę, przejmuję jej połowę. Albo trzy czwarte. Wy macie super dom, ja chcę mieć fajne planety.
-Umowa stoi. -odezwał się Frankie.- Jak kabanosik na widok Gerarda.
-Rawr, kochanie- zamruczał Gee i prawdopodobnie skończyłoby się to ostrą sceną Frerarda, ale Blondit odchrząknęła głośno.
-Dobrze, jesteśmy umówieni.- odparła oficjalnym tonem. - Wyruszamy jutro o świcie. Wy możecie pilnować naszego zakładnika, Aszleja. Tylko uważajcie, bo on nie ma brwi, może was zarazić tą chorobą.
-Wróciłem!- wszyscy odwrócili się w stronę drzwi, przez które wszedł Mikey.- Jestem prawą ręką Putina, otrzymałem jego błogosławieństwo. Jest wspaniale! Gdzie mój mąż? Muszę się z nim podzielić wielką nowiną!
- Rogowdup uciekł- uświadomiła go Blondit. -Razem z tym normalnym jednorożkiem. Został Szatanoróg. Matek powiedział, że będzie chciał alimenty.
-Cholera- westchnął Mikey. -Znowu alimenty...
.
CZYTASZ
Gender Gays /Danger Days/- MCR
FanfictionKościół Franka Dżizasa dla obłąkanych Killjoysów Biuro parafialne otwarte: cały czas liczba słów: 26757 [NAPISANE TYLKO I WYŁĄCZNIE DLA ZABAWY I POŚMIANIA SIĘ, NIE BIERZCIE TEGO NA POWAŻNIE]