Frankie obudził się w wielkim, eleganckim pokoju, na łóżku z różową narzutą. Koło niego spał Gerard, a na sąsiednich łóżkach reszta chłopaków.
Ziewnął i przetarł oczy. Chyba dość długo spał. Czuł się dziwnie słabo i nie pamiętał nic z wczorajszego wieczoru. Film urwał mu się mniej więcej w momencie, gdy zszedł ze sceny po koncercie. Powinienem nie chlać po każdym występie, stwierdził w myślach. Usiadł, złapał się za głowę i krzyknął głośno. Jego wrzask wyrwał z nieprzytomnego stanu Gerarda. Jego przyjaciel natychmiast wstal i spytał:-Jezu, co się dzieje?
Frank popłakał się jak małe dziecko.
-Nie jestem Jezusem- wychlipał.- Jestem księżniczką! GDZIE MOJA KORONA?!
-Ciszej. Znajdziemy ją. Obudzę Mikeya...
Gee rozejrzawszy się po pokoju stwierdził, że jego brata tu nie ma? Gdzie ten wariat poszedł?
Jakby w odpowiedzi usłyszeli zawodzenie młodego Waya dobiegające z łazienki. Frank uniósł brwi, ale Gerard tylko machnął ręką.
-On tak często- wyjaśnił. - Od dzieciaka śpiewał pod prysznicem. Czasem nawet chodził tam z tosterem.
-To chore- stwierdził Frankie, udając inteligentnego.
-Nie bardziej niż wytatuowany trzydziestolatek myślący, że jest księżniczką- zgasił go Gerard.
Biednego Frankiego słowa te ukłuły prosto w serduszko. Teatralnie odwrocił się tyłem do przyjaciela.
-Nie denerwuj Franka- powiedział.- Chyba, że chcesz być skrócony o głowę.
-Już skróciłeś mnie o mózg- mruknął Gerard.
Księżniczka nie zdążyła odpowiedzieć, bo obudził się Ray.
-Gdzie ja ku...- nie skończył. Rozejrzał się wkoło i zatrzymał wzrok na Gerardzie i Franku. Westchnął.- Znów?
-Co?- zapytał głupio gitarzysta.
-Znowu się pieprzyliście? Ze snu wyrwały mnie jakieś jęki.
-To Mikey-bronił się Gerard.
Ray uśmiechnął się promiennie.- A więc, Gee, wciągnąłeś swojego brata w stosunki fizyczne? Wiem, że masz dość dziwne upodobania seksualne, ale o kazirodztwo cię nie podejrzewałem.
Zanim wokalista zdążył powiedzieć coś na swoją obronę, do pokoju weszły Helena, Blondit i Anabelle, wszystkie w białych fartuszkach, jak pielęgnkarki. Ta ostatnia niosła bęben. Zabębniła w niego tak mocno, że wciąż śpiący Bob i Jordan natychmiast się obudzili.
-Musimy przeprowadzić poważne spotkanie. - oznajmiła Blondit.- idziemy do salonu.
Helena omiotła pomieszczenie wzrokiem.
-Zaraz, zaraz- powiedziała.- Gdzie Mikey?
Frankie poczuł w sobie poetycki zapał, wskoczył więc na łóżko, poprawił włosy, wyprostował się i wyrecytował:
Mikey toster sobie włączył
Pod prysznicem - życie skończył*-Co co co?- Blondit była przerażona. Dopadła drzwi łazienki.-Mikey!
-Łiwałt ju, its hał aj disapir- wył chłopak. Nagle słychać było serię trzasków i wrzasków.
-O Matko- powiedział Frankie.- Nie dość, że jestem księżniczką, to jeszcze wróżką.
Helena wyważyła drzwi kopniakiem. Mikey wił się na podłodze po kopnięciu prądem. Blondit usiłowała zachować zimną krew.
-Chłopacy, macie gumy?- spytała.
Ray pogrzebał w kieszeniach.
- Mam miętowe i truskawkowe.
- Co z was za faceci?- westchnęła dziewczyna.- Nie o takie gumy mi chodziło.
-Ja mam- Helena wydobyła z kieszeni fartucha paczkę prezerwatyw.
-To się nadaje na pierwszą stronę gazety- zauważyła Anabelle- Helena Snickers, bardziej męska niż chłopacy z My Chemical Romance.
-Może ktoś mnie oświeci, jak chcecie uratować mojego brata, mając do dyspozycji paczkę kondomów?- spytał Gerard.
-Jak to? Założymy mu jednego na głowę i zrobimy zdjęcia na Insta- zironizowała Helena.
Wyjęła gumkę z opakowania i nadmuchała ją. Następnie otworzyła Mikeyowi usta i wypuściła do nich powietrze z balona. Way zaczerpnął powietrza i ocknął się. Jego wzrok padł na Frankiego.
-Obiecywałeś,że nie będziesz mnie wykorzystywać, gdy śpię- powiedział z wyrzutem.
- To nie ja, to tylko gumka...
- Fuuuuuj- skrzywił się Mikey. - Ohyda. Jesteś straszny.
W końcu udało się zebrać wszystkich w salonie. Usiedli na kanapach wokół stołu. Helena i Anabelle wyszły do kuchni i wróciły z kilkoma skrzynkami piwa. Kiedy każdy dostał napój, Blondit zabrała głos.
- Pewnie zastanawiacie się, gdzie jesteście. I dlaczego. - uśmiechnęła, rozglądając się po twarzach zebranych.- Nazywam się Blondit Mars. I jestem czystą zajebistością.
-Bardzo skromną- dodała cicho Helena.
-To moja willa. Zaprojektowałam ją sama. Jestem architektem. Jednak od czasu jej wybudowania nie projektuję kolejnych, bo boję się, że będą lepsze od mojej. Nie uda wam się stąd uciec. Jesteśmy w zmowie z Dr. Death'em, wszyskimi byłymi Gerarda, Panem Piggy- na wspomnienie o nim Frankie oblał się piwem- oraz z Szatanem.
Wszyscy wpatrywali się w Blondit. Jordan kołysał się w przód i tył jak sierota. W końcu Ray zabrał głos.
-Jak to z Szatanem?
-Jestem nieślubną córką Szatana.- powiedziała to z takim spokojem, jakby mówiła o pogodzie.-Tak, On jest blodynem, ma jasną karnację i oczy. I w ogóle. Nic, co słyszeliście o Szatanie nie było prawdą... Słuchajcie teraz uważnie. Macie prosty wybór. Albo zaprzedajecie mi swoje dusze i składacie nam pewną obietnicę, albo...- przesunęła palcem po gardle.
Frankie spojrzał Gerardowi w oczy. On przeniósł wzrok na Raya, ten na Mikeya, na Boba i w końcu na Jordana. Ich miny mówiły "zabierzcie nas stąd". Gee odchrząknął.-Negocjacje wchodzą w grę?
Blondit zaśmiała się. Zabrzmiało to naprawdę szatańsko. Przestali wątpić w jej pochodzenie.
-Wasza dusza i pewien Deal. Albo śmierć. Nie ma negocjacji, ustaleń. Wasz wybór.
-Nie mamy wyboru. - stwierdził Gerard. - Chłopcy?
-W sumie to robiłem gorsze rzeczy niż zaprzedawanie duszy diabłu- zauważył Mikey.- Frankie na trzeźwo jest nienormalny, ale nawalony...
-Nieprawda.
-Robimy to? Czy chcecie zakończyć swój nędzny żywot?- Gerard przerwał im.
Pokiwali głowami.
Blondit wyglądała na zadowoloną. Wyciągnęła sześć arkuszy "umową".
- Podpisuje się je krwią.
Gerard zbladł.
-Ale...- był przerażony- Ja się boję krwi...
Córka Szatana uniosła teatralnie ręce.
- Boże w piekle, to na to nasikaj jeśli musisz.
Ceremonia trwała krótko. Po upuszczeniu na karty kropel krwi (ostatecznie Gerard również oddał krew, ponieważ Frankie dźgnął go nożem), arkusze spłonęly.
-Wasze dusze są teraz w posiadaniu diabła. - oznajmiła Blondit.
-Teraz druga część umowy - powiedziała Anabelle.- Nagracie płytę. Razem z nami.
-Ale nie taką zwyczajną płytę- dokończyła Helena.- Będzie lepsza niż wszystkie poprzednie. A jej tytuł będzie brzmiał "Three Cheers For Sex With Frank Iero".**
--------------
*Poezja własna
** Ten tytuł miał być nawiązaniem do Three Cheers For Sweet Revenge. /tak, płyta ta ma być tego parodią/
CZYTASZ
Gender Gays /Danger Days/- MCR
FanfictionKościół Franka Dżizasa dla obłąkanych Killjoysów Biuro parafialne otwarte: cały czas liczba słów: 26757 [NAPISANE TYLKO I WYŁĄCZNIE DLA ZABAWY I POŚMIANIA SIĘ, NIE BIERZCIE TEGO NA POWAŻNIE]