Chapter 2- Get me the hell out of there

1.4K 151 138
                                    

Frankie obudził się w wielkim, eleganckim pokoju, na łóżku z różową narzutą. Koło niego spał Gerard, a na sąsiednich łóżkach reszta chłopaków.
Ziewnął i przetarł oczy. Chyba dość długo spał. Czuł się dziwnie słabo i nie pamiętał nic z wczorajszego wieczoru. Film urwał mu się mniej więcej w momencie, gdy zszedł ze sceny po koncercie. Powinienem nie chlać po każdym występie, stwierdził w myślach. Usiadł, złapał się za głowę i krzyknął głośno. Jego wrzask wyrwał z nieprzytomnego stanu Gerarda. Jego przyjaciel natychmiast wstal i spytał:

-Jezu, co się dzieje?

Frank popłakał się jak małe dziecko.

-Nie jestem Jezusem- wychlipał.- Jestem księżniczką! GDZIE MOJA KORONA?!

-Ciszej. Znajdziemy ją. Obudzę Mikeya...

Gee rozejrzawszy się po pokoju stwierdził, że jego brata tu nie ma? Gdzie ten wariat poszedł?

Jakby w odpowiedzi usłyszeli zawodzenie młodego Waya dobiegające z łazienki. Frank uniósł brwi, ale Gerard tylko machnął ręką.

-On tak często- wyjaśnił. - Od dzieciaka śpiewał pod prysznicem. Czasem nawet chodził tam z tosterem.

-To chore- stwierdził Frankie, udając inteligentnego.

-Nie bardziej niż wytatuowany trzydziestolatek myślący, że jest księżniczką- zgasił go Gerard.

Biednego Frankiego słowa te ukłuły prosto w serduszko. Teatralnie odwrocił się tyłem do przyjaciela.

-Nie denerwuj Franka- powiedział.- Chyba, że chcesz być skrócony o głowę.

-Już skróciłeś mnie o mózg- mruknął Gerard.

Księżniczka nie zdążyła odpowiedzieć, bo obudził się Ray.

-Gdzie ja ku...- nie skończył. Rozejrzał się wkoło i zatrzymał wzrok na Gerardzie i Franku. Westchnął.- Znów?

-Co?- zapytał głupio gitarzysta.

-Znowu się pieprzyliście? Ze snu wyrwały mnie jakieś jęki.

-To Mikey-bronił się Gerard.

Ray uśmiechnął się promiennie.- A więc, Gee, wciągnąłeś swojego brata w stosunki fizyczne? Wiem, że masz dość dziwne upodobania seksualne, ale o kazirodztwo cię nie podejrzewałem.

Zanim wokalista zdążył powiedzieć coś na swoją obronę, do pokoju weszły Helena, Blondit i Anabelle, wszystkie w białych fartuszkach, jak pielęgnkarki. Ta ostatnia niosła bęben. Zabębniła w niego tak mocno, że wciąż śpiący Bob i Jordan natychmiast się obudzili.

-Musimy przeprowadzić poważne spotkanie. - oznajmiła Blondit.- idziemy do salonu.

Helena omiotła pomieszczenie wzrokiem.

-Zaraz, zaraz- powiedziała.- Gdzie Mikey?

Frankie poczuł w sobie poetycki zapał, wskoczył więc na łóżko, poprawił włosy, wyprostował się i wyrecytował:

Mikey toster sobie włączył
Pod prysznicem - życie skończył*

-Co co co?- Blondit była przerażona. Dopadła drzwi łazienki.-Mikey!

-Łiwałt ju, its hał aj disapir- wył chłopak. Nagle słychać było serię trzasków i wrzasków.

-O Matko- powiedział Frankie.- Nie dość, że jestem księżniczką, to jeszcze wróżką.

Helena wyważyła drzwi kopniakiem. Mikey wił się na podłodze po kopnięciu prądem. Blondit usiłowała zachować zimną krew.

-Chłopacy, macie gumy?- spytała.

Ray pogrzebał w kieszeniach.

- Mam miętowe i truskawkowe.

- Co z was za faceci?- westchnęła dziewczyna.- Nie o takie gumy mi chodziło.

-Ja mam- Helena wydobyła z kieszeni fartucha paczkę prezerwatyw.

-To się nadaje na pierwszą stronę gazety- zauważyła Anabelle- Helena Snickers, bardziej męska niż chłopacy z My Chemical Romance.

-Może ktoś mnie oświeci, jak chcecie uratować mojego brata, mając do dyspozycji paczkę kondomów?- spytał Gerard.

-Jak to? Założymy mu jednego na głowę i zrobimy zdjęcia na Insta- zironizowała Helena.

Wyjęła gumkę z opakowania i nadmuchała ją. Następnie otworzyła Mikeyowi usta i wypuściła do nich powietrze z balona. Way zaczerpnął powietrza i ocknął się. Jego wzrok padł na Frankiego.

-Obiecywałeś,że nie będziesz mnie wykorzystywać, gdy śpię- powiedział z wyrzutem.

- To nie ja, to tylko gumka...

- Fuuuuuj- skrzywił się Mikey. - Ohyda. Jesteś straszny.

W końcu udało się zebrać wszystkich w salonie. Usiedli na kanapach wokół stołu. Helena i Anabelle wyszły do kuchni i wróciły z kilkoma skrzynkami piwa. Kiedy każdy dostał napój, Blondit zabrała głos.

- Pewnie zastanawiacie się, gdzie jesteście. I dlaczego. - uśmiechnęła, rozglądając się po twarzach zebranych.- Nazywam się Blondit Mars. I jestem czystą zajebistością.

-Bardzo skromną- dodała cicho Helena.

-To moja willa. Zaprojektowałam ją sama. Jestem architektem. Jednak od czasu jej wybudowania nie projektuję kolejnych, bo boję się, że będą lepsze od mojej. Nie uda wam się stąd uciec. Jesteśmy w zmowie z Dr. Death'em, wszyskimi byłymi Gerarda, Panem Piggy- na wspomnienie o nim Frankie oblał się piwem- oraz z Szatanem.

Wszyscy wpatrywali się w Blondit. Jordan kołysał się w przód i tył jak sierota. W końcu Ray zabrał głos.

-Jak to z Szatanem?

-Jestem nieślubną córką Szatana.- powiedziała to z takim spokojem, jakby mówiła o pogodzie.-Tak, On jest blodynem, ma jasną karnację i oczy. I w ogóle. Nic, co słyszeliście o Szatanie nie było prawdą... Słuchajcie teraz uważnie. Macie prosty wybór. Albo zaprzedajecie mi swoje dusze i składacie nam pewną obietnicę, albo...- przesunęła palcem po gardle.
Frankie spojrzał Gerardowi w oczy. On przeniósł wzrok na Raya, ten na Mikeya, na Boba i w końcu na Jordana. Ich miny mówiły "zabierzcie nas stąd". Gee odchrząknął.

-Negocjacje wchodzą w grę?

Blondit zaśmiała się. Zabrzmiało to naprawdę szatańsko. Przestali wątpić w jej pochodzenie.

-Wasza dusza i pewien Deal. Albo śmierć. Nie ma negocjacji, ustaleń. Wasz wybór.

-Nie mamy wyboru. - stwierdził Gerard. - Chłopcy?

-W sumie to robiłem gorsze rzeczy niż zaprzedawanie duszy diabłu- zauważył Mikey.- Frankie na trzeźwo jest nienormalny, ale nawalony...

-Nieprawda.

-Robimy to? Czy chcecie zakończyć swój nędzny żywot?- Gerard przerwał im.

Pokiwali głowami.

Blondit wyglądała na zadowoloną. Wyciągnęła sześć arkuszy "umową".

- Podpisuje się je krwią.

Gerard zbladł.

-Ale...- był przerażony- Ja się boję krwi...

Córka Szatana uniosła teatralnie ręce.

- Boże w piekle, to na to nasikaj jeśli musisz.

Ceremonia trwała krótko. Po upuszczeniu na karty kropel krwi (ostatecznie Gerard również oddał krew, ponieważ Frankie dźgnął go nożem), arkusze spłonęly.

-Wasze dusze są teraz w posiadaniu diabła. - oznajmiła Blondit.

-Teraz druga część umowy - powiedziała Anabelle.- Nagracie płytę. Razem z nami.

-Ale nie taką zwyczajną płytę- dokończyła Helena.- Będzie lepsza niż wszystkie poprzednie. A jej tytuł będzie brzmiał "Three Cheers For Sex With Frank Iero".**

--------------
*Poezja własna
** Ten tytuł miał być nawiązaniem do Three Cheers For Sweet Revenge. /tak, płyta ta ma być tego parodią/

Gender Gays /Danger Days/- MCROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz