Chapter 666- Cowboys from hell

442 62 108
                                    


-Gerurdzie, zostajesz oficjalnie pasowany na Wiedźmina- obwieściła Blondit, kiedy waleczny wojownik wrócił ze swojej misji ze Śledziem i twarogiem na włosach. -Myślałam, że nie podołasz zadaniom, ale jak widać każdemu zdarza się w życiu coś niespodziewanego.

-Dziękuję za wiarę we mnie- mruknął ironicznie Gee. -Wykonałem wszystkie polecenia i jestem gotów, aby przyjąć godność wiedźmina.

-Zatrudniliśmy specjalnego gościa, który ochrzci cię. He he, co za dobór słów- powiedziała Blondit.  Gerard nie był szczególnie zadowolony, nie chciał kolejnego dendrofila na karku.- Tym miłym panem jest Varg!

Zza krzaków wypadł wielki wilk północy, piękny, długowłosy młodzieniec z niewinnym uśmieszkiem, Varg Vikernes! W ręku trzymał siekierę (chyba że to ta gitara Gene Simmonsa, nie wiem) i wymachiwał nią nad głową. Gee stał przerażony, nie mogąc się ruszyć.

-Spieprzaj, śmiertelniku!- wrzeszczał Varg, pędząc w stronę białowłosego. -Biegnij co sił! Będę twoim trenerem personalnym! Ja spaliłem kościół, ty mógłbyś chociaż spalić kalorie!

-Nie tak agresywnie, kolego!- oburzyła się Blondit. -Nie tak cię wychowywałam!

-Skoro ten pan ma zostać wiedźminem, musi wziąć się do pracy!- stwierdził Varg, ale opuścił siekierę i przyjrzał się uważnie Gerardowi. Blondit chwyciła Helkę za rękaw i odciągnęła ją na bok.

-Heleno, ci panowie niech się poznają bliżej, a my musimy przeprowadzić poważną rozmowę- obwieściła. -Nasza rola została wypełniona. Już nie możemy zrobić więcej. Czas na plan B. jak Blondit. Pamiętasz go, prawda?

-Oczywiście, to moja praca ostatnich miesięcy- przytaknęła Helka.- Wprowadzamy ten projekt w życie już dziś?

-Tak- zgodziła się córka Szatana.- Na Lucyfera, jestem cholernie gotowa.

*

Blondit i Jej przyjaciółka zakradły się do tajnego laboratorium Helki na 168 piętrze willi. Nigdy nikt nie miał tutaj dostępu, poza nimi dwiema. Gdy upewniły się, że nikt ich nie śledzi, otworzyły sejf w ścianie. Znajdowały się tam dwie fiolki wypełnione fioletowym, podejrzanym płynem. Blondit wzięła jedną i uważnie się jej przyjrzała.

-Masz pewność, że to działa?- upewniła się. -Nie chcę popełnić głupiego błędu.

-To dzieło mojego życia. Nie można w nie wątpić. Testowane na Paris. Jak widać, działa, jedyny efekt uboczny to odjęcie rozumu. Chociaż całkiem możliwe, że ona go nigdy nie miała. Paris to jest mała suka, co swego mózgu nadal szuka- mruknęła filozoficznie Helka.

-Dobra, nie pierdol, tylko działaj- przerwała jej Blondit. Jej przyjaciółka kiwnęła głową i wydobyła także swoją fiolkę. -Zaczynam być coraz mniej pewna, że to się uda. A jak coś nie pójdzie?

-To już nic nie poradzimy. Musimy zaryzykować- stwierdziła Helka. -Nie wiem jak ty, ale ja bardzo się cieszę na samą myśl o tym.

Otworzyły fiolki i wypiły je duszkiem.

*

Kiedy przyjaciółki wróciły do ogrodu przed willą, zastały tam scenę szczęśliwego Frerarda, scenę szczęśliwego Rikeya, scenę Rogowdupa i Śledzia oraz dziwną kopulację Mansona i Varga, ale w to nie wnikajmy. Wszystko było słodkie i przepełnione gejtęczą, ale nie mogło to potrwać zbyt długo. Blondit głośno odchrząknęła, przerywając tym panom swoje zajęcia.

-Chcemy serdecznie wam podziękować za miło spędzony czas- przemówiła oficjalnym tonem. -Widzę, że zacieśniliście więzi, zintegrowaliście się i... Kurwamać nie nagraliście tej płyty, ale dobrze wiemy, że nigdy nie chcieliście nagrać "MCR5". Cieszę się z wszystkiego, co się tu wydarzyło... No może poza epizodem z twarogiem i porwaniu przez Azazela, ale daliście radę. A teraz nara, mendy.- To mówiąc, wydobyła zza pasa pistolet, Helka zrobiła to samo i jednocześnie wystrzeliły. Ta chwila wydawała się cholernie długa... Nie, to nie film, po prostu pierdolnęły się na ziemię jak trupy, no w sumie były trupami.

Nastała panika. Wszyscy zaczęli się drzeć. Gerard, jako prawowity wiedźmin, rzucił się do pomocy. Jednak nie było już ratunku. Strzał w głowę nie należy do estetycznego sposobu zabicia się, narobiły syfu.

-I ja to będę musiał sprzątać?- zapytał Frankie. Jego jedynego jakby nie obeszło, że ma przed sobą dwa truchła.

-One nie żyją, idioto!- wykrzyknął Gee. Teraz Dżizas pojął, co się stało i zaczął płakać jak dziecko. Jednak zaraz się rozpogodził.

-Zostawiły nam cały zapas Kinderków!- I uciekł do willi szukać słodyczy.

Nagle usta Helki poruszyły się i wydobył się z nich jej głos:

-Zajebcie mi jakiś METALCORE!

(Proszę Helka)

Blondit natomiast dźwignęła się na nogi i wrzasnęła tak, że usłyszało ją nie tylko całe Malibu. Nie tylko całe Stany. Nie tylko cały świat, ale też wszystkie ufoki w całej jebanej galaktyce i mistrz Joda:

-GDZIE JEST MÓJ KURWA BATON!*

xoxoxoxox

And we're sorry how it ends this way.

Koniec? Koniec.

Nie obwiniajcie mnie. Kocham tę historię, ale nie chcę jej ciągnąć w nieskończoność. To, co miało być napisane, zostało napisane. Decyzją moją i mojej Blondit kończymy to w tym miejscu.

Chcę Wam naprawdę z całego serca podziękować. Każdemu, kto śledził losy naszych bohaterów. Jesteście wspaniałymi czytelnikami i dziękuję za każdą gwiazdkę czy komentarz.

Trzymajcie się. Zapraszam na resztę moich prac. Nie pijcie, nie ćpajcie, jedzcie warzywka i batony, zajebcie METALCORE! i cieszcie się życiem.

Z emo serca pozdrawia
/majki

Ps. Zrozumieliście zakończenie?
*jakże mądry cycat, pozdrawiam pani Katarzynko

Gender Gays /Danger Days/- MCROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz