Rozdział 11 - Alfa

4.2K 213 12
                                    

Pchnęłam drzwi i weszłam do małego pokoju. Ścian nie było widać zza półek i biblioteczek, a na środku pokoju postawione były dwa fotele. Za nimi stało drewniane biórko.

Starając się robić wrażenie pewnej, przekroczyłam próg.

Od razu w oczy rzuciła mi się popielata czupryna leżąca na wcześniej wspomnianym biórku. Podeszłam do niej i spojrzałam na jej właściciela. Był to chłopak o dość dzecięcej twarzy. Ubrany był w liliową koszulę i białą marynarkę. Błękitny krawat był byle jak zarzucony na szyję.

Potrząsnęłam go za ramię, na co się gwałtownie obudził (wcześniej spał).

- Co się dzieje? Znów atakują?!- złapał mnie za ramiona i potrząsnął. Skądź kojarzyłam ten głos. Tylko skąd?

Ale wracając. To musiało śmiesznie wyglądać, skoro on był o prawie głowę odemnie niższy...

- Nikt nikogo nie atakuje. Chciał mnie...pan...zobaczyć.

Na to momentalnie się uspokoił i nie puścił.

- A tak, tak. Przepraszam. Ostatnio tylu Piekielników atakuje...- powiedział kręcąc głową.

- Piekielników?- spytałam nie rozumiejąc. O co tu chodzi?

- Nie wiesz?- dziwnie na mnie spojrzał.- Nikt ci nie powiedział?

- O czym?

- No, kim była ta dziewczynka, którą spotkałaś w lesie.

Coś mi zaczęło światć. Las. Dziewczynka z łańcuchami. Dwa wilki. Ciemność.

Teraz już wiem skąd kojarzyłam ten głos. Był jednym z tych, które się kłóciły, kiedy się obudziłam.

- Kim ona była?

- Jedna z Piekielników.

- Ale może trochę dokładniej?

- Nie ma co mówić dokładniej. To po prostu jedna z Piek...

- No dobrze, w takim razie kim są ci cali Piekielnicy?

Chłopak pokręcił głową.

- Dowiesz się w swoim czasie.

- Ale...

- Zapomniałem ci się przedstawić!

No tak. Nie ma to jak szybka zmiana tematu.

- Owszem zapomniałeś. Ale kim są...

- Jestem Tim McNight, Alfa tej Watachy- wyciągnął do mnie dłoń.

Uśmiechnęłam się. Dziecięce imię i dziecięca twarz- ale połączenie...(oczywiście nie powiedziałam tego na głos).

Uścisnęłam jego dłoń.

- Rita McRoss.

Pogroził mi palcem.

- Nie McRoss, tylko McNight!
Przyzwyczajaj się, bo wkrótce tak będziesz się przedstawiać.

- Właśnie, kiedy wtąpie do tej Watachy?

- Już wkrótce. Podpiszemy umowę o naszej współpracy i nieagresji... A potem odbędzie się ceremonia przyjęcia.

- Dobrze, ale żeby od razu o nieagresji... Przesadza pan trochę.

- Przestań z tym „panem". W całego Stadzie mówimy sobie na ty.

- Czyli jesteś.. Tim. Dobrze zapamiętałam?

- Tak. A tak z innej beczki, jak się zadomowiłaś? Poznałaś już kilka osób, mam nadzieję?

- Tak, poznałam Nathana, Kate, Toby'ego i Kaylo.

- To dobrze. Już wkrótce będę organizować małe przyjęcie powitalne więc przygotuj się na to i fizycznie i psychicznie.

- Tak jest- zasalutowałam.

- A teraz zmykaj- zrobił dłońmi ruch „sio, sio" (lub jeśli ktoś woli- „a kysz, a kysz").

Skinęłam głowa i wyszłam z gabinetu. Ale nawet na korytarzu nie zaznałam spokoju. Od razu dopadła mnie Kate.

- Tak się o ciebie bałam!- przyczepiłam mi się do ręki.- Byłaś tam dłużej niż się spodziewałam!

Poklepałam ją po głowie, zupełnie jak jakieś małe dziecko.

- Dobrze, już dobrze. Ale jak widzisz żyję, więc mogłabyć mi łaskawie odtorować dopływ krwi?

- Nie puści cie- odezwała się Kaylo, dotychczas stojąca w cieniu.- Jest na to za głupia. Nie rozumie, że w przeciwieństwie do Toby'ego i paru innym osobników, inni potrzebują dopływu krwi do wszystkich kończyn.

Łał, to była najdłuższa wypowiedź jaką dotychczas usłyszałam z jej ust.

- Nie jestem głupia- odpowiedziała Kate, jeszcze mocniej zaciskając się wokół mojej biednej ręki.

- Kaylo, proszę, pokażesz mi drogę do pokoju?- zrobiłam błagalną minę, ale dziewczyna tylko skinęła głową, pozostawiając ten swój obojętny wyraz twarzy. Ruszyłyśmy do pokoju.

Obrazek przedstawia Tima

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cieszę się, że nadal chcecie to opowiadanie czytać. Mam nadzieję że się podoba i (jak zwykle) zachęcam do pisania komentarzy oraz dawania gwiazdek (gwiazdkowania). Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników!

The Soul of the WolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz