Odkąd rozmawiałam z Johnem minęło kilka dni. A przynajmniej tak obstawiam, bo mnie nie wypuszczają z tej "fortecy". Odbyłam już kilka wycieczek po domu, niektóre samotnie a inne z nowymi przyjaciółmi. Mieć przyjaciół to jednak jest frajda. Nigdy ich nie miałam więc to nowe doświadczenie. Pewnie wielu z was teraz powie: "Jak to nie miałaś przyjaciół? Nawet takich wymyślonych?". Otóż nie miałam. Nigdy nie czułam takiej potrzeby posiadania ich. Zawsze byłam samotna i nie przyjmowałam się tym. A wy pewnie wiecie dlaczego nie miałam przyjaciół, albo nawet zwykłych znajomych. Przez rodziców.
Dziś też postanowiłam wybrać się na taką wycieczkę. Mniej więcej orientowałam się już w tej poznanej części posiadłości. Wiedziałam gdzie skręcić aby trafić do salonu, gabinetu Alfy (Tima), wspólnej łazienki (okazuje się że tylko ja mam takie luksusy jak posiadanie własnej łazienki) i jadalni. Co do posiłków, to wszyscy twierdzą że zacznę z nimi jeść jak przejdę przez Ceremonię Przyjęcia.
Szłam korytarzami, tym razem w towarzystwie ciągle śmiejącej się Kate, milczącej (jak zwykle) Kaylo, zirytowanego Nata (powód irytacji - Kate) i przyglądającemu się temu cyrkowi Johnem. Jak niedawno się okazało, jest on bratem Kate i Kaylo, najstarszym z rodzeństwa.
- Tu jest kuchnia- John wskazał białe drzwi.- A tam spiżarnia i chłodnia. Trzymamy tam wszystko co jest jadalne- wskazał białe dzrzwi, z namalowanym czerwonym sercem.
Okej... Nie skomentuje...
- Kiedyś Sena to namalowała
- Sena?
- Wampirzyca z naszej Watachy. Wkrótce ją poznasz.
Pokiwłam głową.
- Jakie istoty należą do tej Watachy?
Roześmiał się.
- Gubisz się, co?- przytaknęłam a on odchrząknął i zaczął wyliczać na palcach- Wilkołaki, wampiry, czarownicy, jeden elf i syrena.
Spojrzałam na niego spode łba.
- Syreny... Nic lepszego nie mogłeś wymyślić?
- Ale to prawda! Jak nie wierzysz, to chodź do Annabeth!
Przystanęłam, cała sztywna.
- Annabeth?
- Tak- spojrzał na mnie krzywo. Dopiero po chwili na jego twarz wpłynął wyraz zrozumienia.- Jest naprawdę miła. Na pewno nie jak twoja siostra.
Odetchnęłam z ulgą. Mam nadzieję że mówi prawdę.
Ruszyliśmy szybko korytarzem, zostawiając tamtych pajaców za nami. Szliśmy korytarzem, co chwila zakręcając, aż w końcu doszliśmy do pokoju z błękitnymi drzwiami. Dziwnie to wyglądało. Wiecie, czarne cegły i nagle- buch!- błękitne drzwi.- To pokój Annabeth- powiedział John i zapukał. Nikt mu nie odpowiedział więc pociągnął za klamkę. Ale drzwi były zamknięte.
- Czyli jest na basenie- westchnął i ruszył dalej korytarzem. Podreptałam za nim.
Jakiś czas potem doszliśmy do kolejnych błękitnych drzwi. Tym razem John od razu je pchnął.
Znaleźliśmy się w sporych rozmiarów pomieszczeniu, wyłożonych błękitnymi kafelkami i basenem na środku. Nie było tutaj żadnych okien.
W wodzie pływała dziewczyna o bardzo długich, brązowych włosach i miodowych oczach. Miała na sobie tylko górę od stroju kąpielowego, w kwiatki. Od pasa w dół miała rybi ogon. Łuski migały raz złotym, raz niebieskim kolorem. Płetwa miała blado żółty odcień.
Kiedy nas zauważyła, wypłynęła na powierzchnię. Zauważyłam że ma skrzela na szyi.
Odgarnęła włosy z twarzy i się uśmiechnęła.
- Cześć John- zrobiła rozmarzona minę- O! Widzę że przyprowadziłeś koleżankę!
Usiadła na krawędzi basenu i przerzuciłabym ogon, który po chwili przebywania bez wody zmienił się w ludzkie nogi. Ale... Były one pokryte łuskami tego samego koloru co ogon. Stanęła na nich i podała mi dłoń.
- Annabeth. Ty pewnie jesteś Rita?
- Tak- czemu wszyscy wiedzą jak się nazywam?! To takie wkurzające.
- To prawda że John cie uratował?- spytała nadal z uśmiechem na ustach. Jak ona potrafi go tak długo utrzymać?
- Tak, dziecko ją pokonało- zaśmiał się chłopak.
Mi wcale nie było do śmiechu. To wydarzenie było takie upakarzające. Ale cóż - kto się śmieje, ten się śmieje ostatni.
Szturchnęłam go lekko. On mnie też szturchnął. I wtedy go popchnełam na granice kafelków i wody. Chwiał się chwile, machając rozpaczliwie rękoma. Ale Annabeth go stuknęła palcem w tors, przez co wpadł do wody, tworząc tsunami (które nas oczywiście zalało). Już lubię Annabeth. Śmiałyśmy się, tarzając po podłodze i nie zauważyłyśmy zachodzącego nas od tyłu mokrego chłopaka. Normalnie usłyszałabym jak krople wody z jego ciała rozbijają się o podłoże, ale nie teraz kiedy wszystko zagłuszał nasz śmiech.
Przerzucił sobie nas przez ramię (ale on jest silny...) i jak gdyby nic wrzucił nas do wody.
Od razu wspomnę że basen był naprawdę bardzo głęboki.
Wypłynęłem na powierzchnię i uzupełniłam brak tlenu w płucach.
- Ty debilu!- krzyknęłam w stronę Johna. Zastrzygł uszami.
- Właśnie, mówiłaś mi kiedyś że chcesz nauczyć się walczyć- powiedział patrząc na mnie.
Podpłynęłam do brzegu.
- No, tak. I co?
- Obok jest odpowiednie miejsce do takich treningów. Pokażę ci.
Obrazek przedstawia Annabeth
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie wiem jak wy, ale ja jestem z siebie dumna. To chyba najdłuższy rozdział na tym opowiadaniu. Pozdrawiam wszystkich czytelników!
CZYTASZ
The Soul of the Wolf
WerewolfLudzie są ślepi. Nie widzą rzeczy które są tak oczywiste. Jeśli czegoś nie rozumieją, próbują to wytłumaczyć naturą i nauką. Nie widzą magii, która ich otacza. Obok nich przemykają wilkołaki, wampiry, czarodzieje, elfy a nawet syreny, jednak oni teg...