Rozdział 27 - Nieśmiertelna

1.6K 130 2
                                    

   Ciemność. Wszędzie było czarno, nie widziałam nawet swojego ciała. Kojarzycie to uczucie kiedy próbujesz dostrzec cokolwiek w ciemnym pokoju ale ci się nie udaje? Ja miałam tak teraz. Nawet nie pamiętałam co się stało.

   Zlokalizowałam miejsce gdzie powinna być ręka i dotknęłam nią twarzy. Nagle wszystkie wspomnienia wróciły. Pojedynek. Moja śmierć. Teraz wiem że umarłam. Czyli będę się błąkać po świecie aż w końcu jakaś Watacha mnie nie odeśle przed oblicze pomocników Śmierci. Super, ja to mam dopiero świetne życie, co?

   Tim złamał mi kark. W sumie to sama się o to prosiłam, chcąc z nim walczyć. No ale trudno. Co się stało to się nie odstanie.

   Usłyszałam trzask. Wiecie jak wygląda szkło kiedy pęka? Jeśli nie, to sprawdźcie sobie w internecie. Jeżeli jednak wiecie, to macie ogóle wyobrażenie jak wyglądała ta nieprzenikniona ciemność, w której pojawiały się białe, świecące pęknięcia. Jeden po drugim, płaty mroku odpadły ukazując światło.

   Pierwsze usłyszałam głosy i płacz.

-Ja nie chciałem... Nie chciałem... Przepraszam... Przepraszam cię... Azra...tak bardzo cię przepraszam! -płakał Tim.

   Słyszałam też płacz Toby'ego i jego mamrotanie mojego imienia.

   Towarzyszył mi nieznośny  ból w karku. Jednak po chwili zmienił się w łaskotanie.

   Otworzyłam oczy. Byłam wśród mojej Watachy, wśród moich przyjaciół.

   Jak na razie nikt nie zauważył że mam otwarte oczy.

   Zauważyłam że nawet Sebastian ma mokre policzki.

   Wstałam i się rozciągnełam. Żebyście widzieli miny wszystkich! Przez chwilę byli zaskoczeni aż nagle Tim wybuchnął jeszcze większym płaczem i mnie przytulił. Taaa... Tylko wiecie, on jest o głowę ode mnie niższy, więc chyba wiecie gdzie wylądowała jego twarz.

-Przepraszam... Przepraszam... Naprawdę nie chciałem! -miedzy nowymi falami łez. Jak tak dalej pójdzie to się w nich utopimy!

   Drugą osobą która mnie przytuliła był Toby. Kiedy on się do mnie przylepił, prawie zmiażdżył Tima. Ale kto tam zwraca uwagę na szczegóły.

-Jakimże cudem wyszłaś z objęć naszego Pana? -spytała Skylar.

   Wzruszyłam ramionami.

-Nie wiem.

-Tim złamał ci przecież kark. Sprawdzaliśmy puls ale on słabł aż w końcu znikł. -powiedziała Sena podchodząc do mnie. -Byłaś martwa. Niemożliwe jest żebyś nagle...

   Podłoga zadrżała. Ciśnienie jakby spadło, a w uszach zaczęło mi piszczeć. Powietrze lekko falowało tak jak przy gorącym powietrzu.

   Annabeth upadła na kolana, przyciskając dłonie do uszu. Jej twarz wyrażała agonię. Usta miała otwarte, jakby miała krzyczeć, ale nie potrafiła wydobyć żadnego dźwięku.

   Sena znalazła się błyskawicznie przy niej i wzięła ją na ręce, po czym w wampirzym tępie wybiegła z sali.

-Wrócił -powiedział ponuro Rem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak jak się pewnie spodziewaliście, nie uśmierciłam Azry. Tak jakby było to oczywiste. Mam nadzieję że rozdział się spodobał...no i wogóle...

The Soul of the WolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz