Rozdział 36 - Nieoczekiwana pomoc

1.2K 88 6
                                    

   Ktoś mnie złapał w pasie i razem wylądowaliśmy na ziemi.

-Coś ty sobie wyobrażała?! Złapać Zwiastuna za ogon! Szczyt głupoty! -wydarł się na mnie Tim.

-Ale on zabrał Johna!

-W momencie w którym smok złapał go w szpony, jego los został przypieczętowany.

   Spojrzałam na niego.

-Najpewniej teraz jest już powoli zjadany.

-No to trzeba go ratować tym bardziej! -podniosłam głos po czym się odwróciłam.

   Zaczęłam iść stanowczym krokiem przed siebie.

   Tim mnie dogonił.

-A teraz gdzie się niby wybierasz?

-Uratować Akumę.

-Ale on...

-Wiem! Ale nie mogę znieść myśli że najpierw zostawiłam jego w Piekle, potem straciłam Annabeth, a na końcu pozwoliłam żeby porwano Johna!

-A masz może jakiś plan?

-Nie. Ale muszę coś zrobił bo inaczej... Inaczej... Inaczej nie wytrzymam!

-Bez planu nic nie zrobisz.

-Mam plan. Wchodzę do Piekła, odbijam Akumę i razem wychodzimy.

-Musisz mieć jakiś bardziej szczegółowy

-Wcale nie! Idę na żywioł i już!

   Zaczęłam biec przed siebie. Po chwili jednak wróciłam do Alfy.

-Tim... Jak się wchodzi do Piekła?

   Chłopak założył ręce.

-I właśnie dlatego nie uratujesz Akumy. Większość z nas nie potrafi tam wejść.

-Dobrze więc! Znajdę inny sposób.

   To powiedziawszy zmieniłam się w wilka i odbiegłam. Biegłam po prostu przed siebie, nie wiedząc nawet w którą stronę.

   Dopiero po jakimś czasie się zatrzymałam, zmieniając ponownie postać.

-Super, wpakowałam się w bagno. Nie wiem gdzie jestem, nie wiem jak wejść do Piekieł i nie wiem jak uratować Akumę. Bosko!

   Kopnełam jakiś korzeń i krzyknęłam z bólu, chwytając się za stopę.

   Nagle z tego głupiego korzenia zaczęła wydobywać się czarna mgła, a już po chwili stał przede mną fioletowłosy chłopak.

-Hejo! -Śmierć pomachał mi ręką.
-Cześć... -powiedziałam, szukając ewntalnej drogi ucieczki.

   Jednak on szybko chwycił mnie za rękę i wciągnął do mgły która nadal wydobywała się z rośliny.

   Czułam się jakby ktoś zarywał że mnie skórę, wyduszając przy tym ze mnie wszelkie powietrze.

   Kiedy wyczułam pod nogami stały grunt, przylgnęłam do niego w miarę możliwości płasko.
-Ej... Wiem że to nie przyjemne, ale patrz gdzie jesteśmy.

   Podniosłam lekko głowę i aż zachłysnęłam się powietrzem. A raczej czymś co z zamiaru miało być powietrzem, bo automatycznie zaczęłam kaszleć.

   Kiedy już się uspokoiłam, przetarłam oczy, upewniając się że to na pewno nie jest iluzja. Przed moimi oczami roztaczał się widok na panoramę Piekła. Przytuliłam mocno Śmierć.

-Dziękuję -powiedziałam.

   Fioletowłosy tylko się uśmiechnął.

-Słuchaj teraz uważnie -jego poważny ton zachęcił mnie do słuchania. -Zaraz wskaże ci miejsce gdzie trzymają Akumę. Ale najpierw, najważniejszą rzeczą jest to, że nie masz zbyt dużo czasu. Wpłynie to bardzo ale to bardzo źle na twoje ciało.

   Pokiwałam głową.

-Uważaj na te dymy i mgły. -tu wskazał na kilka skupisk różowo - fioletowego powietrza. -Jeśli w nie wejdziesz, zaczniesz się dusić a po maksymalnie kilku dniach umrzesz.

   Wolno mu przytaknęłam.

-Coś jeszcze? -spytałam.

-Nie, chyba nie. Akumę...

   Podszedł do krawędzi skały i przez chwilę się rozglądał.

-... trzymają tam.- wskazał na chyba największe skupisko kolorowego powietrza jakie było w zasięgu wzroku.

   Jęknęłam.

-Jak ją mam się do niego niby dostać?

-Osobiście polecałbym najpierw wykąpać się w Ogniu Zagłady.

-Co?

-Słuchaj, Ogień Zagłady będzie potrafił wzmocnić odporność twojego ciała, ale wszystko ma swoją cenę. Pamiętasz chyba, co Zwiastun ci powiedział?

   Zamyśliłam się.

-Coś z ciemnością i moim sercem.

-Tak. Dokładnie rzecz biorąc, powiedział że z twojego serca wycieka strużka ciemności. Ale że wkrótce ta strużka może się zamienić w rzekę. Kiedy wejdziesz do Ognia, coraz więcej cienia będzie wypływać z ciebie.

-To jakaś metafora, nie?

   Śmierć się tylko odwrócił.

-Jeśli chcesz uratować Akumę, musisz wykąpać się u źródła Ognia. Znajduje się ono między tymi skałami. -wskazał dwie skały które przypominały trochę paszczę jakiegoś drapieżnika.

-Dziękuję ci. -już zamierzałam zacząć schodzić z góry na której staliśmy kiedy do głowy przyszło mi pytanie.

-Śmierć... Czemu mi pomagasz?

-Bo masz fajne cycki -odpowiedział chłopak podnosząc kciuk do góry* (jego oczy podejrzanie błyszczyały)

   Westchnęłam i się odwróciłam.

-To jednak jedna z moich Watach. I to ulubiona. Nie mogę ot tak sobie jej porzucić w potrzebie.

    Odwróciłam się.

-Obowiązkiem ojca jest wspieranie swoich dzieci. Ja jestem ojcem, a wy moimi dziećmi. Nie ważne w jak trudnej sytuacji się znajdziecie. Ja wam będę w miarę możliwości pomagał.

   Uśmiechnęłam się.

-Dziękuję. -po tych słowach pobiegłam w dół zbocza

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem taka zła. Publikuje wam rozdział w nocy. I tak wiem że większość moich czytelników jeszcze nie śpi ←_←      →_→.
Wy złe istoty. Wiecie jak ja się wam poświęcam? Właśnie próbowałam zasnąć. I wiecie kto do mnie wtedy przyszedł? A raczej PRZYSZŁA? Wena. Ta paskuda mnie zmusiła żebym teraz napisała wam ten rozdział i teraz opublikowała. Kiedy telefon jest na wyczerpaniu a ładowarkę zgubiłam (╥﹏╥)
A z takich jeszcze innych rzeczy. Dziękuję wam za dobicie razem ze mną do 72 miejsca w kategorii „o wilkołakach”. Nawet nie wiecie jak ja się cieszę! ≧∇≦

PS. Jeśli zauważycie jakieś literówki albo inne błędy to proszę mi o tym dać znać w komentarzu.
(* ̄︶ ̄*)

*taki Facebook'owy like

The Soul of the WolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz