Polecam czytać rozdział z tą muzyką.
Wszystko wokoło płoneło.
-Boże... -wyszeptałam.
Nagle powietrze rozdarł pisk.
-Co to jest?- spytałam się Tima.
On tylko otworzył szerszej oczy.
-Annabeth!
Puścił się biegiem a ja po chwili za nim. Rozległ się jeszcze jeden pisk, dłuższy od poprzedniego.
W miejsce gdzie wbiegliśmy, dym był chyba najgęstszy. Zaczął szczypać w oczy. Oczywiście je zamknęłam i zakaszlałam w koszulkę którą nadal przyciskałam do ust i nosa.
Ale jednak jak ma się zamknięte oczy, to nie widzi się drogi przed sobą. I oczywiście musiałam się o coś potknąć. Wyciągnęłam przed siebie ręce, próbując zamortyzować upadek.
Tam gdzie uderzyły moje ręce było mokro. Bardzo mokro. Poczułam metaliczny zapach krwi.
Otworzyłam oczy.
John leżał nieprzytomny, a ogień parzył mu skórę. Nad nim pochylała się Annabeth. Z jej oczu ciekły łzy, a z ust ciekła strużka krwi. W jej plecy były wbite dwa kawałki drewna, z czego jeden przeszedł na wylot. Teraz skapywały z niego krople czerwonej cieczy. Całe ciało miała poparzone i brudne. Ubranie było w zwęglonych strzępach
-Annabeth...
Spojrzała na mnie, a jej twarz rozjaśnił uśmiech.
-Za...opiekuj... się... nim.
-A-Annabeth... -świat mi się zamglił a z oczu zaczęły cieknąć łzy.
Dziewczyna zamknęła oczy i przewróciła się na bok.
Jej twarz jeszcze raz rozjaśnił uśmiech, i ponownie otworzyła oczy.
-Cieszę się... że cię poz...nałam -w tej chwili w jej oczach zgasł ten zwykle radosny blask, zmatowiały.
Po policzkach popłynęła mi kolejna fala łez.
Dobiegł do mnie Tim. Kiedy zobaczył syrenę, jego oczy zaszkliły się.
-Annabeth...
Opadł na kolana, a jego twarz wyrażała niedowierzanie wymieszane z żalem i smutkiem.
Po chwili i z jego oczu zaczęły cieknąć łzy, zostawiając za sobą mokry ślad na policzkach.
Dopiero po chwili wzięliśmy Johna na ręce i przenieśliśmy na teren gdzie nie dosięgał ani ogień ani dym. Potem wróciliśmy i wzięliśmy Annabeth.
Z nią przeszliśmy pod rozłożyste drzewo, przed którym stał kamienny stół. Położyliśmy dziewczynę na nim.
-Czuwaj przy niej. Ja za chwilę wracam -powiedział Tim.
Po tych słowach odszedł w las.
Spojrzałam na syrenę. Nie znałam jej długo. Ale czas nie jest ważny. Pamiętam jak cały czas gadała mi o Johnie. Jak cały czas się do niego zalecała. Pamiętam jak próbowała mnie przekonać do pływania razem z nią. Pamiętam jak zastawiałyśmy pułapki na chłopaków.
Nie, czas znajomości na pewno nie jest ważny. Ważne jest to, jak bardzo zżyjemy się z daną osobą.
Trzask łamanej gałęzi wyrwał mnie z zamyślenia. Szybko się odwróciłam. W moją stronę szedł Tim, niosąc gałęzie.
Zaczął je układać wokoło stołu.
-Weźmiesz na chwilę Annabeth? -spytał.
Skinełam mu głową i podniosłam dziewczynę. Z kolei chłopak poustawiał na stole kolejne gałęzie. Na jego znak z powrotem położyłam na nim syrenę.
Alfa podszedł do drzewa i sięgnął pod jeden z korzeni. Wyciągnął z niej fiolkę z niebieskim płynem.
Polał cieczą Annabeth i galezie wokoło niej. Podszedł do krzaka niedaleko nas, który częściowo płonął. Chwycił jeden z jego patyków i podszedł z tą „pochodnią" do naszego stosu.
Rzucił płomieniem w mokre miejsce na gałęziach, a te zajęły się ogniem. Po chwili wszystko płoneło. Płomień zaczął „lizać" ciało Annabeth.
-Zostawmy ją -powiedział Tim i pociągnął mnie za rękaw.
Że spuszczoną głową podążyłam za nim.
CZYTASZ
The Soul of the Wolf
WerewolfLudzie są ślepi. Nie widzą rzeczy które są tak oczywiste. Jeśli czegoś nie rozumieją, próbują to wytłumaczyć naturą i nauką. Nie widzą magii, która ich otacza. Obok nich przemykają wilkołaki, wampiry, czarodzieje, elfy a nawet syreny, jednak oni teg...