▫Rozdział 27▫

1.7K 202 317
                                    


- Mikey, bo się spóźnisz – Calum poruszył moim ramieniem.

Otworzyłem oczy, przecierając je dłońmi. Przeciągnąłem się i ziewnąłem szeroko, nie kontaktując zbytnio, ponownie schowałem dłonie pod kołdrą. Cal zachichotał.

- Jesteś uroczy, kiedy się budzisz – stwierdził, całując mój nos. – Zrobię ci kawę, a ty się ogarnij – zaproponował i wstał z łóżka.

- Nie mogę zostać z tobą? Tylko dziś? – zapytałem z nadzieją, przekręcając się na bok i patrząc, jak staje w drzwiach.

- Chcemy jeszcze więcej problemów? – zapytał retorycznie. – Nie możemy dać nikomu żadnej satysfakcji. - odpadł i wyszedł.

Zamknąłem oczy, wiedząc, że ma rację. Jeszcze raz przeciągnąłem się. Weekend spędzony z Calumem pozwolił mi choć trochę się odstresować i zapomnieć o wszystkich problemach. Co z tego, że cały przeleżeliśmy w łóżku oglądając telewizję lub słuchając muzyki i obżerając się słodyczami.

Moja mama próbowała się do mnie dodzwonić, ale nie obierałem telefonu. Wysłałem tylko tacie kilka SMS-ów, że nic mi nie jest i ma się nie martwić. Tata zaś odpisał mi, że sytuacja jeszcze nie jest najlepsza, ale żebym się nie martwił.

Wstałem z szalenie wygodnego łóżka Cala i przeszedłem do szafki, którą odstąpił mi mój chłopak. Wyjąłem z niej ubrania i szybko przebrałem się w coś, w czym mogłem pokazać się ludziom. Idąc do kuchni, zahaczyłem jeszcze o łazienkę.

Myjąc zęby, usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Po chwili Cal wszedł do łazienki z urządzeniem przy uchu.

- Luke się pyta, czy mają po ciebie wpaść?

- Było by miło – powiedziałem, płukając buzię.

Calum wyszedł z łazienki, przekazując Hammingsowi to, co powiedziałem.

To było cholernie miłe, że Luke troszczył się o mnie i nie chciał zostawić na pastwę losu. Wiedziałem, że nie chciał, bym sam wchodził do szkoły i mierzył się z tym, co mnie tam czeka – a wiedziałem, że to, co tam zastanę może być trudne.

Przemyłem twarz zimną wodą i wytarłem ręcznikiem.

- To będzie chujowy dzień, Michael – powiedziałem do swojego lustrzanego odbicia i opuściłem pomieszczenie.

Przystanąłem przy drzwiach, opierając się o futrynę i patrząc na Caluma. Podśpiewywał pod nosem piosenkę, która leciała z włączonego radia i robił kanapki. Upił trochę kawy, zauważając mnie i uśmiechając się szeroko.

- Robię ci kanapki do szkoły – powiedział z najbardziej rozczulającym uśmiechem na twarzy.

- Dziękuję – podszedłem do niego i pocałowałem. – Mógłbym się do tego przyzwyczaić – stwierdziłem, sięgając po kubek z kawą.

- Nie licz, że tak będzie zawsze – zaśmiał się, pakując kanapki w sreberko i podając mi jedną do zjedzenia teraz.

- Co będziesz dziś robił? – zapytałem, biorąc gryz kanapki i kiwając z uznaniem głową.

- Dobra? – zapytał z nadzieją, a ja uśmiechnąłem się szeroko, potakując. – Moja mama zawsze robiła straszne kanapki i obiecałam sobie, że ja nigdy takich ohydnych nie zrobię – zaśmiał się na wspomnienie. – Więc dziś będę szukał pracy – powrócił do mojego pytania.

- A może jakbyś popytał Cottona czy Mali... Może oni by coś pomogli – zaproponowałem.

- Tak, myślałem też nad nimi. Mali to raczej nie, ale Cotton może o czymś słyszał.

Strange Love ▫ MalumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz