(upewnijcie się, że przeczytaliście poprzedni rozdział, bo dodaję w strasznie małym odstępie czasu)
- No i właśnie tak się wszystko zaczęło... - zakończyłem moją opowieść.
Iris poprawiła swoją różową głowę na moich kolanach i uśmiechnęła się szeroko, zadowolona, że wreszcie dowiedziała się, jak jej rodzice się zeszli. Nie dawała nam z tym spokoju ostatnio spokoju, szczególnie, że trochę sekretów wyjawił jej Luke z Ashtonem.
- Jak mogło się zacząć, skoro się skończyło? – zapytał Godfrey, na którego głowie podpierał brodę Cal.
- Boże – westchnęła Iris, siadając. – Jakiś ty głupi! Widać, że jeszcze jesteś dzieckiem – mruknęła, a ja zachichotałem.
Kilka dni wcześniej Iris obchodziła swoje 16 urodziny, także czuła się wyjątkowo dorosła, szczególnie wobec swojego młodszego brata.
- Tacie chodziło o to, że to było początkiem – wytłumaczyła, gestykulując dłońmi. – Czaisz? Niby się skończyło, ale tak jakby na nowo zaczęło, bo na legalu mogli ze sobą być, później zamieszkać, a później adoptować dwa małe potwory.
- Ty to powiedziałaś – prawie od razu wykrzyczał Calum. Iris wzruszyła ramionami, poprawiając grzywkę.
- Małe potworki, które nadają sens waszemu marnemu, szaremu życiu – dodała, uśmiechając się szeroko.
- Właśnie opowiedzieliśmy wam historię naszego życia! – odparłem, wymachując dłonią. Kilka bransoletek zagrzechotało na moim nadgarstku. – To dowód, że nasze życie jest ciekawe, szalone i kolorowe.
- Poprawka – było – zaśmiała się Iris.
- Nie znoszę cię – westchnąłem, a moja córka uniosła się lekko i ucałowała mój policzek. I sądzi, że mnie tym przekupi, tak?
- Też cię kocham, Mikey.
Wywróciłem oczami i zacząłem ją łaskotać, nim się obejrzałem spadliśmy na podłogę. Iris wyrywała mi się, jednak przyszpiliłem ją, modląc się, by mi się nie uciekła tak, jak zwykle.
- Wygra Iris - stwierdził Cal.
- No nie wiem, tato – usłyszałem głos Godfrey'a. – Tata ma całkiem dużo szans...
- Daje dychę, że Mikey przegra.
- Dzięki, Cal – westchnąłem, dalej próbując usidlić córkę.
- Nie ma za co, kotek.
Iris szybko się poddała – przypomniałem jej, że chciała wyjść na imprezę, na którą zaprosił ją chłopak, który się jej podoba i cóż... Moje argumenty były silniejsze. Uwielbiałem spędzać razem wieczory. Kochałem albo się wygłupiać z dzieciakami, albo w spokoju grać w gry planszowe i popijać kakao czy też objadać się fast foodami i grać na playstation. Nie mogłem uwierzyć, że stworzyliśmy prawdziwą rodzinę i mimo sprzeczek, różnic, ciągle byliśmy razem i się kochaliśmy.
- Dobra, do łóżek, bo zaśpicie jutro! – zarządził Calum.
- I będziemy mieli pały z muzyki? – zapytał Godfrey z figlarnym uśmiechem na twarzy.
Iris wywróciła oczami.
- Pały z muzyki może mieć tylko tata – parsknęła śmiechem, wstając i chwytając dłoń Godfrey'a.
Cieszyłem się też, że Iris, mimo że była u nas pierwsza zaakceptowała Godfrey'a i pokochała jak własnego brata. Dużo dla mnie znaczyło, że opiekowała się nim jak tylko mogła i nawet jeśli coś spsocił Frey, to ona brała na siebie całą winę. Nie sądziłem, że ja i Cal okażemy się aż tak dobrymi rodzicami i spiszemy na prawie medal.
- Dokładnie, nikt nie będzie gorszym uczniem. – westchnął Calum, obejmując mnie ramieniem.
- Tak samo, jak nawet twój pan od matmy – spojrzałem na Iris. – Nie będzie gorszym nauczycielem niż niejaki Hood.
I kiedy Iris i Godfrey szykowali się spać, ja ciągle siedziałem w szczelnym objęciu i zastanawiałem się, ile szczęścia w życiu przyniosła mi pała z muzyki, ile radości do życia wniósł nauczyciel, którego nienawidziłem.
Dziwna miłość.
Dziwne uczucie.
I piękno sekretu, po którym zostało tylko wspomnienie.
#StrangeLoveFF twitterowy hashtag ;)
CZYTASZ
Strange Love ▫ Malum
RandomMichael stara się przywrócić swojego przyjaciela Luke'a na "dobrą drogę" i wybić mu z głowy zauroczenie nauczycielem muzyki - panem Hoodem. Nim się jednak spostrzeże, sam okaże się stąpać po tej samej drodze i zakocha się w seksownym naucz...